Nowy sezon i przejście na minimalizm
Grzegorz Bałchan (kaban)
2018-12-20
Na początku lat dziewięćdziesiątych spinning zawładnął mną na dobre. Jako, że rynek był dość ubogi w jakikolwiek sprzęt wędkarski to wiele nosić nie musiałem. Wędzisko z włókna szklanego kołowrotek Tokoz lub Delfin a później mega super Polski Prexer 1110 (kopia jakiegoś modelu Daiwy ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia) pudełko z wahadełkami Polspingu i produkcji zza wschodniej granicy, a w drugim kilkanaście obrotówek polskiej produkcji ale nazw nie pamiętam i dwa woblery – jeden krajowy uklejo podobny jaki udało mi się kupić w jedynym wówczas sklepie sportowo-wędkarskim w Rzeszowie a drugi pękaty Shakespeare z grzechotką (właściwie to na niego w ogóle nie łowiłem bo jak tu wrzucić do wody zagraniczną przynętę skoro mógłbym ja urwać)który ojczulek dostał od jakiegoś kolegi a ja go oczywiście od niego wysępiłem. I to był cały mój arsenał na początku mojego spinningowania.
Z biegiem lat rynek stawał się coraz bogatszy, pojawiało się coraz więcej sklepów wędkarskich i było już w czym wybierać. Ilość przynęt i pudełek powoli rosła a kiedy zacząłem startować w zawodach tempo wzrostu liczby przynęt zdecydowanie poszybowało w górę. Dobrych kilka lat startów przyczynił się do tego, że wpadłem w przyzwyczajenie noszenia mnóstwa wszelkiego rodzaju wabików bez względu na to czy byłem na zawodach czy wędkowałem dla przyjemności. Próby ograniczenia liczby przynęt zawsze kończyły się tym, że i tak zabierałem ich dużo bo wydawało mi się, że akurat w tym dniu czegoś może mi zabraknąć. O ile jadąc na zawody na nieznane wody było to zrozumiałe to przy moich prywatnych wyjściach nad znane odcinki rzeki nie miało sensu bo i tak łowiłem zazwyczaj na kilkanaście przynęt, co nie zmieniało faktu, że dźwigałem na ramionach cały majdan.
Moja druga ulubiona kamizelka tak jak i pierwsza po kilku naprawach (szycie naddartych miejsc ) i ponad dekadzie służby padła. Jestem człowiekiem, który przyzwyczaja się do rzeczy i w zupełnych ciemnościach i z zamkniętymi oczami bez problemu mogłem w niej znaleźć wszystko czego chciałem bo rodzaje przynęt i wszystkie inne akcesoria miały stałe miejsca w danych kieszonkach.
Szukając nowej kamizelki postanowiłem, że czas zmienić przyzwyczajenia i wreszcie odchudzić noszony arsenał. W końcu w zawodach od wielu lat nie startuję no może pomijając te w kole które traktuję już stricte towarzysko a wyniki są na drugim miejscu. Wiek już taki sobie bo pięćdziesiątka tuż tuż a i ważę więcej i zrobiłem się ciut szerszy więc przedzieranie się przez mocno zarośnięte strome brzegi rzek i rzeczek na których wędkuję zrobiło się coraz trudniejsze. Pasów i toreb nie lubię a plecak i owszem może być ale tylko wtedy gdy jadę gdzieś dalej a wody dobrze nie znam i musze zabrać coś więcej. Po przeglądnięciu ofert kilku firm wybór padł na Dragona i kamizelkę Tech Vest Street Fishing.
Układ regulowanych kieszeni a właściwie zbiorczych pojemników wyposażonych w kieszenie ich zamków oraz pojemność odpowiadały mi w sam raz. Po kilku wyjściach dopracowałem sobie już stały układ danych rzeczy które mam zamiar w niej zapakować. Na lewej przedniej niech będzie kieszeni na zewnątrz zamocowany jest futerał na okulary co wydaje mi się bardzo fajnym pomysłem z tym, że ja trzymam tam drugie np. przyciemniające a pierwszą parę rozjaśniające wychodząc z domu zakładam na nos (do rzeki mam około 400 m) i w miarę potrzeby je wymieniam. Jedyna rzecz której mi brakowało to zaczem na podbierak na plecach ale rozwiązałem to szybko we własnym zakresie.
Pierwsze wyjścia nad rzekę potwierdziły słuszność mojego wyboru. Kilogram mniej na wadze przynęt i układ kamizelki pozwalający na swobodne operowanie wędziskiem w niskiej pozycji np. klęcząc lub z przysiadu chowając się za jakimś drzewem. Ktoś może powiedzieć „mogłeś przecież ten kilogram zostawić wcześniej” no i owszem mogłem ale skoro było więcej miejsca to ja musiałem zaznaczam musiałem je czymś zapełnić – no cóż ciężko mnie od czegoś odzwyczaić. Na rzeczce pstrągowej już w pełni pokazała swoje zalety a ja zaczynam się przyzwyczajać, że można sobie świetnie dać radę mając kilkadziesiąt przynęt mniej. Mam nadzieję, że materiał okaże się rzeczywiście solidny i kamizelka posłuży mi długo. Jako, że trzy podstawowe komory zamocowane są na solidnych paskach to rozdarcie kamizelki na szyciach jak w poprzednich jest niemożliwe. Kiedy woda zrobi się cieplejsza a mam nadzieję, że już niedługo to również dzięki regulowanym paskom pokaże swoje zalety podczas brodzenia no ale póki co muszę jeszcze troszkę poczekać.