Okonie z małej rzeki
Piotr Zygmunt (barrakuda81)
2017-10-06
Zapomniane, zagubione, wzgardzone i odstawione na boczny tor. Wiją się niespiesznie wśród lasów, pól czy łąk. Pomijane przez wszystkich paradoksalnie na swoje szczęście… Umykają atencji wędkarzy, kłusowników i meliorantów. Ci ostatni zdewastowali już wiele cieków wodnych, bo o nich tu mowa. Kolektywna gospodarka rolna mocno zakorzeniona w poprzednim ustroju potrzebowała terenów pod uprawy, pastwiska itp. Liczne rzeczki, rzeczułki i strumienie nie oparły się socjalistycznej manii podporządkowania sobie matki natury. Pokłosiem tego postępowania są dziś sieci kanałów , rowów melioracyjnych które dawniej odwadniały teren a dziś są znakomitym siedliskiem dla innego typu melioranta – bobra. Można im wiele zarzucać czy też nie lubić tych gryzoni ale bezapelacyjnie wnoszą nad wody pewien pierwiastek życia i koloryt którego próżno byłoby szukać jeszcze dwadzieścia lat temu. Dzięki ich działalności obserwuję jak z roku na rok zniszczone zachłannością człowieka tereny dziś wracają do pierwotnego stanu. W małych, nizinnych rzeczkach bobrowe tamy tworzą nowego typu siedliska m.in. dla ryb o czym przekonałem się szukając w tych niepozornych wodach przejawów drapieżnego życia…
Gdy czasu jest niewiele zawsze mam pod ręką taką rzeczkę. Wielu z nas je ma… Takie swoiste „wyjście awaryjne” może być wbrew pozorom całkiem sympatyczną alternatywą gdy chcemy cokolwiek połowić. Ja nad swoje rzeczki wybieram się wraz z początkiem jesieni by poszukać tu okoni. Rybka wszędobylska i w tej wodzie stosunkowo niepłochliwa jest wdzięczną zdobyczą. Oczywiście nie spodziewam się tu okazów bo trudno oczekiwać cudów po cieku, który ma 4-5 metrów szerokości ale na ilość brań nie mogę narzekać. Najczęściej łowię tu rybki między 20 a 25 cm ale jest też dużo maluchów poniżej podanej dolnej granicy. Żeby nie było tak całkiem „akwariowo” można tu sporadycznie dorwać trzydziestaka a ze dwa razy w sezonie przy odrobinie szczęścia nawet rybę nieznacznie przekraczającą tę granicę. Całą przyjemność wędkowania psuje najczęściej paskudny dostęp do wody ale za to nie ma już komarów i zielska w wodzie nieco mniej. Taka jest cena dotarcia w takie miejsca… Głębokość rzadko przekracza 60 cm ale w dołkach czy przy bobrowych tamach czasem przekracza metr. Powolny nurt pełen jest pogryzionych przez bobry patyków i resztek starych tam – trzeba uważać na zaczepy! W zastoiskach sporo jeszcze zielska w którym chowa się drobnica. Samo zlokalizowanie miejsc nie jest trudne. Jak na dłoni widać gdzie jest głębiej, nurt zwalnia, tworzą się zawirowania i zatoczki. W takich miejscach szukam okoni.
Wygodnym narzędziem jest tu krótki kij. Co do zestawu to jego charakteryzowanie nie ma sensu bo każdy łowi jak lubi ale warto by był delikatny i finezyjny. Nie ma sensu strzelać z armaty do wróbli… Jak wspomniałem powyżej okazu tu raczej nie trafimy ale może zameldować się szczupaczek – warto więc w niektórych miejscach zaopatrzyć zestaw końcowy w cieniutki przypon. Z przynętami nie kombinuję bo sprawdziły mi się najbardziej dwa standardy. Na czystej, klarownej wodzie o małym uciągu naturalnie ubarwiony Easy Shiner Keitecha ściągany powoli z prądem na półtoragramowej główce a na wodzie „trąconej” np. po opadach prezentowany pod prąd pięciocentymetrowy manns’owski predator w kolorze jaskrawej zieleni z pieprzem lub jasnożółty fishunterek od Mikado uzbrojony w jiga o masie 3 gram. O tej porze roku stosuję już wyłącznie gumy.
Brania są częste i zdecydowane a ryby potrafią atakować pod nogami. Warunkiem jest oczywiście dobre wytypowanie miejsca. Pogoda jak zauważyłem nie ma najmniejszego znaczenia co jest ogromna zaletą. Nie ważne czy mocno wieje ze wschodu czy zachodu, ciśnienie spada czy rośnie ryby reagują na przynęty podobnie. Choć wielkość zdobyczy może nie powala to wynagradza nam to częstotliwość brań i agresja z jaką pasiaki masakrują nasze przynęty. Można się wyłowić za wszystkie czasy i odreagować niepowodzenia i porażki zainkasowane na innych, nierzadko „renomowanych” wodach… Jest łatwo i przyjemnie i gdyby nie przedzieranie się przez krzaczory byłby to niemal wędkarski raj… Mamy w takich łowiskach na ogół pełen spokój, brak konkurencji bo takie niepozorne wody nie cieszą się zainteresowaniem. Można pooddychać rześkim, świeżym powietrzem i obcować z naturą która właśnie teraz nabiera przepięknych już jesiennych barw.
Warto raz na jakiś czas odwiedzać takie miejsca. Bywają wędkarsko godne uwagi wbrew pozorom. Nie muszą to być naturalne rzeki. Nawet niewielkie kanały melioracyjne jesienią potrafią zaskoczyć. Pamiętam sytuacje kilkanaście lat wstecz kiedy nad takimi wodami częściej spotykało się wędkarzy. Byłem świadkiem zdarzenia które na zawsze wpoiło mi szacunek do „rzeczułek”. Nad jednym z głębszych dołków pod pochyloną olchą siadywał z żywcówką starszy jegomość .Czasem trafiał mu się szczupaczek więc uparcie obławiał ów głęboczek. Pewnego razu w mojej obecności miał zdecydowane branie na całkiem niemałą płotkę. Spodziewaliśmy się na końcu wędki szczupaka a ku naszemu zdziwieniu uwiesił się tam piękny okoń, którego wówczas oceniłem na dobre 45 cm… Ryba się spięła a ja zyskałem przeświadczenie że natura potrafi zaskakiwać wbrew stereotypom…
Jeśli macie w swoim otoczeniu takie cieki to spójrzcie czasem na nie łaskawszym okiem. Być może krótki wypad w takie miejsce będzie lepszym wyborem niż np. leżenie w fotelu przed telewizorem. To także fajna opcja na krótki wyskok po pracy kiedy czasu naprawdę niewiele, dzień coraz krótszy a nieokiełznana żądza wędkowania mimo to gna nasze myśli ku marzeniom… Polecam!