Dragon Combat UL Match 3,6m 12g cw.
d. k. (luxxxis)
2016-07-31
Lato....cierpki okres w życiu każdego spinningisty,przegrzane wody ,zakwity wszelkiej maści
zielska,himeryczne żerowania drapieżców tudzież planowany długo urlop z rodziną nad jakimś ogołoconym
z drapieżników jeziorem.Skwarne popołudnia ,pot lejący się strumieniami z czoła i wszędobylskie słońce co
prześwietla na wskroś każdy litr ciepłej jak zupa wody...Szczupaki wywiało,sandacze strajkują,pasiaki poszły
krew chyba oddać...Nademną znowu zawisły ciemne chmury zwiastujące bryndzę w braniach,mozolne
dłubanie kapryszących niedorostków esoxa ,gonitwę za pojedyńczymi braniami niedużych okoni czy
dokarmianie sobą meszek ,komarów i innego latającego tałatajstwa nad pstrągową rzeką....
W tym sezonie jednak powiedziałem sobie -dosyć,czas na zmiany,trzeba się na chwilę
"przebranżowić",odpocząć od spina,posiedzieć choć raz w spokoju na pontonie i nie gonić od zatoki do
zatoki za kolejnym szczupłym,skoro drapieżniki kapryszą to odskocznią niech będzie białoryb.
Czas więc na logistykę,wywiad i rozpoznanie terenu.....
Po objechaniu wszystkich okolicznych jezior sytuacja nie wyglądała zbyt różowo-brzegi w większości
okupowane przez wędkarzy bądż urlopowiczów,ryby specjalnie nie szaleją z braniami,brak dobrych miejsc
do zasiadek.
Pozostaje więc połów z wody,z pontonu,to wyklucza prawie metody gruntowe więc pójdę w spławik który
kiedyś ,z dwadzieścia lat temu dawał mi sporo frajdy...
Po przetrzepaniu całej mojej piwnicy i wszystkich wędkarskich schowków pojawił się kolejny problem--
całkowity zanik sprzętu ...nie znalazłem nic,ani jednego haczyka nawet, o takich rzeczach jak wędzisko to
nawet nie wspomnę,wszędzie tylko spiny,kotwice i poupychane wszędobylskie gumy...
Logistykę mam za sobą,teren sprawdzony,łowisko i metodę wybrałem,pora więc na określenie parametrów
sprzętu jaki potrzebuję,głównie kija bo kołowrotek przecież przełożę z jakiegoś spina.
Tak więc potrzebny był mi kij w miarę długi abym mógł z marszu polować na wyrośnięte wzdręgi w oczkach
wśród krzaków,stosunkowo delikatny w wadze i cw aby nie męczył mi dłoni,jednak z dobrym zapasem mocy
gdy zajdzie potrzeba szybkiego "oderwania" ryby od dna i krzaków,przystosowany do linowych zasiadek i
rzutów z trzydzieści metrów od pływadła,taki którym dobrze zapanuję nad zestawem podczas wiatru czy
deszczu .Dodatkowo kijek ten musi być trwały bo łowię pośród gałęzi ,leciutki jak piórko aby po moim
powrocie do spina mógł posłużyć moim pociechom Ani i Czarkowi do złowienia pierwszych w życiu rybek i
załapaniu wędkarskiego bakcyla przy okazji :)
Podsumujmy--lekki,odporny na mechaniczne urazy,delikatny w cw jednak z zapasem mocy,taki co dobrze
poda zestaw i zapewni frajdę z łowienia...
Jako że nigdy nie uznaję kompromisów i półśrodków w kwestii doboru sprzętu po raz kolejny zwróciłem się
ku marce Dragon która towarzyszy mi niezmiennie od kilkunastu lat podczas spinningowych podchodów i
która jak dotąd nie zawiodła.
Mój wybór padł na superlekką odległościówkę klasy zawodniczej (?) Combat Ul Match dł 3,60cm,o cw do
12g,akcji fast i wadze 177gram,przelotkach SIC i dolniku z portugalskiego korka.Brzmi nieżle...:)
Wędzisko to zaopatrzyłem w swego kołowrotkowego ulubieńca-Metal Guide II FD 1020 i--małego mocarza z
ciekawym,niebanalnym wyglądem,nienaganną pracą i uchwytem korbki pokrytym pianką,ten mały detal a
daje tak wiele ...
Całości zestawu dopełniła szpula żyłki 0,20 hm ,jednogramowy spławiczek,kilka paczek dragonowskiej
zanęty Quattro lin -karaś ,solidne mustady i kilka innych drobiazgów...
Jest plan,jest sprzęt,nadarzyła się okazja i niebawem wypłynąłem na pierwszą zdradę spina od blisko
dwudziestu lat...
Na swoje łowisko wytypowałem spore płycizny niedalekiego jeziorka-Kochanka,te płycizny to zalane połacie
łąk pośród wiklinowych krzaków tworzących teraz "wyspy" najeżone badylami,pełne dryfującego zielska i z
maksymalną gł 1 m...Całość pięknie otoczona nieprzebytym lasem pałki szerokolistnej,trzciny i niedostępna z
brzegu...Obfitość roślinności,mnogość kryjówek,muliste dno oraz cieplejsza woda ściąga tu piękne
liny,leszcze,wzdręgi czy karasie,teraz ściągneła i mnie...
Po znalezieniu kilku metrów wolnego od zielska dna tuż obok wystającego ponad lustro rozłożystego krzaka
wikliny do wody powędrowało parę kul zanęty Quattro okraszonej paczką kolorowych robaków,potem
szybkie złożenie kija ,sondowanie głębokości,na hak pęk robaków z wiadra z zanętą i zestaw powędrował na
jakieś 15 m od pontonu ...
Pierwsze rzuty i pierwsze ryby pokazały że wybór kija okazał się strzałem w dziesiątkę,dynamiczny i szybki
blank bez trudu posyła 1 g zestawy w upatrzone miejsca na ponad 15-20m,szybki w zacięciach pewnie trzyma
murujące do dna liny,zapas mocy jaki posiada pozwala na wybicie im z głowy ucieczki w gałęzie,pomimo
pełnego ugięcia nie popuszcza szalejącej rybie pewnie ją stopując.
Podczas kilkunastu wypadów jakie zaliczyłem wielokrotnie holowane ryby zgarniały wielkie kępy
wywłócznika,taki "tandem" sporo waży jednak bez trudu po parunastu pompowaniach kijem wyłuskiwałem
z tego zielska zielonozłote ,zdziwione liniska....
Gdy te chwilowo przestają brać to z "nadgarstka" biorę się za wzdręgi-szybkościowo , praktycznie każde podanie zestawu kończy się odjazdem pokażnej krasnopióry w krzaki,hole "na balona" 30-40dkg krasnopiór raczej
nie były przewidziane dla blanku ultralighta jednak ten co rusz pewnie je wyłuskuje spośród badyli,takie
łowienie daje niesamowitą frajdę-leciutka wedeczka plus waleczne,narowiste ryby.
Chwilowe odejście od jedynie słusznej religi jaką wyznaję-spina,okazało się strzałem w dziesiątkę,doskonale
wypełniło mi lukę w dobrym żerowaniu drapieżników,pozwoliło lepiej przetrwać ten nieprzyjazny okres w
wędkarskim roku sprzęt zaś jakiego użyłem miał w tym swój niemały udział.
Pozdrawiam zapaleńców.
Daniel Luxxxis Kruzicki