Warciańska Osiemdziesiątka
Michał Pawłowski (michalpawlowski)
2015-10-01
Wybór łowiska
Od dłuższego czasu moje wędkowanie skupiało się w większości na jeziorach i kanałach w okolicach Konina. Przez długi czas zaspokajało to moją wędkarską żądzę złapania dużej ryby jednak w ostatnim czasie wszystko bardzo ucichło. Brań brakuje, a ryby są mało aktywne. Od dłuższego czasu chodziła mi po głowie myśl, żeby odwiedzić stare miejscówki na Warcie, jednak zawsze na myśli się kończyło i wybór padał na inną wodę. Dopiero w ostatni wtorek września zmotywowałem się na tyle, by wstać i jechać nad pobliską rzekę. Ostatnio mało padało i poziom wody był bardzo niski, dlatego jako łowisko wybrałem dość głęboką rynnę. Doświadczenie i logiczne myślenie podpowiadały mi, że przy tak niskim stanie wody to właśnie tam mogą czaić się większe drapieżniki.
Tego dnia Warta bardzo parowała, a gęsta mgła tworzyła majestatyczną i tajemniczą atmosferę. Nie byłem ukierunkowany na konkretny gatunek ryby i zabrałem ze sobą całe pudło przynęt. Duże wahadłówki, obrotówki, wszelkiej maści gumy oraz boleniowe woblery miały przygotować mnie na każdą sytuację.
Pierwsze wrażenie
Kiedy dojechałem nad wodę i podszedłem do małej zatoczki od razu zauważyłem żerujące okonie. Założyłem małe kopytko i próbowałem skusić jakiegoś pasiaka jednak oprócz dwóch nie ściętych brań nic się nie działo. Okonie nie chciały zareagować nawet na małego Mepsa prowadzonego przy warkoczu.
Postanowiłem sprawdzić aktywność ryb i poprowadzić małego rippera blisko brzegu co przeważnie owocowało chociaż małym szczupaczkiem, ale nie tym razem! Było beznadziejnie….. Zastanawiałem się: co robić? Czy kierować się chęcią złapania czegokolwiek i małymi gumami kusić okonie czy celować w dużego drapieżnika? Po chwili namysłu wybór padł na to drugie. Na hak trafił 10-cio centymetrowy Fatty Dragona w katalogu oznaczony S-30-001. Jego krąpio podobny kształt i silna praca miała wzbudzić zainteresowanie wśród spokojnie odpoczywających wodnych potworów.
Dalsze poszukiwania
Spokojnie obławiałem kolejne metry wody i przemieszczałem się w dół rzeki, aż stanąłem na dość wysokiej górce pod którą wyraźnie było widać kamienie i przelewającą się przez nie wodę. Takie miejsca zawsze są dla mnie warte obrzucania ponieważ spowalniają nurt rzeki, oraz dodatkowo pogłębiają miejsce bezpośrednio za główką. Obrzucałem warkocz powstały w wyniku uderzenia nurtu w zaporę, prąd wsteczny oraz spokojną wodę. Obławiałem całość wachlarzem metr po metrze bez kontaktu z rybą.
Stare sposoby
Już miałem przenosić się dalej ale spojrzałem na przelewającą się przez kamienie wodę i wpadłem na jeszcze jeden pomysł. Postanowiłem krótkim rzutem skierować przynętę na koniec główki i powoli poprowadzić gumę wzdłuż jej rantu w stronę brzegu. Taki rzut często owocował ładnym braniem, a niejednokrotnie przyzwoitym okazem, jednak to co stało się za chwilę przerosło moje najśmielsze oczekiwania! Po rzucie zamknąłem kabłąk kołowrotka i czekałem, aż guma spokojnie zejdzie do dna. W pewnym momencie poczułem lekkie puknięcie i byłem święcie przekonany, że przynęta uderzyła w dno. Chciałem podbić gumę do góry od razu po tym jak opadła i znów dać jej swobodnie dryfować, jednak po podbiciu od razu poczułem tępy opór niczym uwad.
To nie zaczep!!
Guide wygięty, a dwa solidne tąpnięcia w dół i odjazd w nurt uświadomił mnie, że moim zaczepem jest ładna ryba! Po chwili dociąłem rybę jeszcze raz ponieważ wcześniej tego prawie nie zrobiłem i zaczęła się walka! Ryba odjechała około 30 metrów w nurt, ale chyba nie było jej tam zbyt dobrze bo sama zawróciła w stronę brzegu J Po pierwszym podciągnięciu do powierzchni ukazał mi się piękny szczupak , dzięki czemu przynajmniej wiedziałem o co walczę. Kiedy jednak podciągnąłem go po raz kolejny i zobaczyłem jak delikatnie jest zapięty, zacząłem się martwić czy ryba przy mocniejszym szarpnięciu nie spadnie z haka. Od razu poluzowałem regulację kołowrotka by delikatniej holować
i bardziej amortyzować jej szarpnięcia. Pozwoliłem rybie zmęczyć się w wodzie, tak by nie zrobiła nic nieprzewidzianego podczas lądowania jej na brzegu a mimo to dopiero po kilku próbach podebrania jej z wody udało mi się pewnie chwycić szczupaka za głową.
Kiedy wyszedłem na brzeg oniemiałem!! Piękny szczupak i to prosto z Warty! Szybko zrobione zdjęcia wraz z mierzeniem i ważeniem po czym ryba powróciła do swojego naturalnego środowiska.
Szkoda tylko, że takie okazy są coraz rzadsze ;/
Tego dnia nie złapałem już nic więcej ponieważ w euforii zatrzasnąłem sobie kluczyki z wędką w samochodzie i musiałem wzywać ślusarza nad wodę, jednak kiedy czekałem na pomoc w miejsce w którym przed chwilą łapałem zameldowały się 4 konie, których widok bardzo umilił mi czas.
Zapraszam do czytania innych artykułów na moim blogu :)
Artykuł dostępny również na:http://wedkarskieden.blogspot.com/2015/09/warcianska-osiemdziesiatka.html
Pozdrawiam
Pablo
P.S. Przepraszam za jakość zdjęć ale znajomy, który mógłby zrobić mi ładniejsze zdjęcia nie był w stanie dojechać na czas.