Sandacze z dużej rzeki - łowienie sandacza Wisła Odra Bug
Piotr Michalski (Dziku)
2015-05-25
Za kilka dni będzie 1 czerwca, dzień w którym rozpoczyna się sezon na sandacze. Data nie mniej emocjonująca dla spinningistów niż 1 maja. Dla mnie oznacza to czas spędzony głównie nad rzeką, zbiorniki zaporowe odpuszczam do jesieni. O tej porze roku, a także przez cały okres wakacyjny na zaporówkach panuje straszny harmider, skutecznie zniechęcający mnie do wypraw na tego typu akweny. Co innego duża rzeka, w dzień jeszcze na jej brzegach jest trochę tłoczno i głośno, ale wraz ze zbliżającym się wieczorem panowanie nad wodą przejmuje cichy szum nurtu, przerywany głośnymi atakami drapieżników na drobnicę. To czas sandaczy – rzecznych smoków. Co prawda w czerwcu można je złowić w zasadzie o każdej porze, to ja jednak wolę okres od zmierzchu do świtu. Po pierwsze nad wodą jest luźniej. Po drugie nocne łowienie determinuje rodzaj używanych przynęt, co nie jest bez znaczenia, gdyż miejsca w których łowię pełne są zaczepów. Ale może zacznijmy od początku, czyli:
Przynęty
To głównie woblery, woblery i jeszcze raz woblery. Najlepsze są te schodzące maksymalnie na około 1 metr. Kształt i kolorystyka przypominająca ukleje lub niewielkie płotki. Nie stronię od kolorów fluo, ale używam ich sporadycznie, tylko wtedy gdy po opadach woda jest trącona. Czerwiec to wabiki długości 5-7cm, czasem 9 cm. Potem wraz ze wzrostem narybku „rosną” też moje przynęty i późną jesienią osiągają nawet 13 cm. Jednym z moich kryteriów wyboru przynęty w sklepie jest cena. Niestety straty są spore i urwanie woblera za 30 zł jest bolesne, a co powiedzieć kiedy czasem na dobrym miejscu możemy ich urwać kilka sztuk. Kilka ripperków, kopytek i twisterów stanowi uzupełnienie mojego arsenału. Gumy uzbrajam lekkimi główkami 3g, 5g, czasem 7g. Cięższe łowienie z uwagi na rodzaj miejscówek raczej nie przynosi efektu, a co najwyżej może zniechęcić ciągłymi zaczepami i stratami w przynętach
Sprzęt
Absolutne minimum to wędzisko o długości 2,70m, ale tak naprawdę komfort łowienia osiągamy dopiero używając 3-metrowego patyka. Ja łowię kijem 3,20m, który pozwala mi na dalekie rzuty woblerami i precyzyjne ich prowadzenie wzdłuż brzegu. Ciężar wyrzutowy wędki powinien oscylować w granicach: dolna 5-7g, górna 25-35g. Akcja wędziska medium do medium-fast. Zbyt sztywny kij będzie powodował, że ryby będą się odbijały od naszych przynęt. Nocny atak sandacza na woblera w niczym nie przypomina zaporowego pstryknięcia w gumę, uderzenie jest potężne, wręcz wyrywające wędkę z ręki. Wolniejsza akcja wędziska spowoduje, że będziemy mieli więcej czasu na reakcję i zacięcie ryby. Kołowrotek w rozmiarze 2500-3000 z nawiniętą plecionką o wytrzymałości około 10kg dopełnia całości. Plecionka oprócz dobrego czucia przynęty, pozwala nam znaczne zmniejszenie strat w naszych wabikach.
Opaska, w przeciwieństwie do główki wymaga aktywnego łowienia…
Miejscówki
Na początku sezonu zjawiam się nad wodą trochę wcześniej i szybkim spacerem szukam potencjalnych miejscówek. Celem moich wypraw są w pierwszej kolejności opaski, a zaraz po nich główki. Na opaskach zwracam uwagę na wszelkie zaburzenia nurtu w postaci mikro warkoczy, spowolnień, zawirowań ze wstecznym nurtem, czyli mówiąc krótko wszystkie miejsca gdzie drobnica może znaleźć schronienie przed rwącym nurtem. Warto w takim punkcie się zatrzymać i poobserwować wodę. Jeżeli zauważymy, że kręci się tam sporo małych rybek, to znak, iż trzeba tam wrócić jak zapadnie zmrok. Wszelkie zgromadzenia narybku wzdłuż opaski to prawdopodobna stołówka nocnych sandaczy. Wystarczy usiąść i cierpliwie obławiać. A jak jeszcze zobaczymy, że zandery grasują w wytypowanym miejscu, to sukces prawie murowany i złowienie ryby to kwestia czasu. Jeżeli znajdziemy sobie kilka takich jadłodajni, to podczas następnych wypraw tylko przemieszczamy się między naszymi pewniakami, odpuszczając sobie „jałowe” odcinki.
Tak wygląda sprawa jeśli chodzi o stare, rozmyte opaski. Jeżeli naszym celem jest w miarę nowa, stroma opaska, gdzie wszelkie zaburzenia nurtu rzadko lub prawie w ogóle nie występują, a nurt jest równy, rwący i sprawia wrażenie, że żadna ryba o zdrowych zmysłach w takim miejscu nie przebywa, to taktyka łowienia wymaga od nas większej aktywności. Na takich opaskach nie ma sandaczowych stołówek jak na starych i rozmytych. Tu sandacze patrolują całą długość umocnionego brzegu wyłuskując spomiędzy kamieni pojedyncze ukleje, a my chcąc je łowić musimy podążać ich szlakiem. Łowienie zaczynamy na początku opaski w górze rzeki, po czym schodząc w dół systematycznie obławiamy brzeg. Oczywiście w miejscach gdzie zauważymy przejawy obecności drapieżników, zatrzymujemy się chwilę dłużej. Gdy skończy nam się opaska to po prostu wracamy do punktu wyjścia i zaczynamy sandaczowy patrol od początku. O ile przy starych i rozmytych opaskach możemy się spotkać z sandaczami w każdym rozmiarze, to przy „nowych” opaskach z rwącym nurtem i głęboką rynną, możemy liczyć na największe okazy. To woda prawdziwych rzecznych potworów.
Z główkami sprawa wygląda inaczej, to łowienie w zasadzie stacjonarne. Wybieramy ostrogę, idziemy na szczyt i obławiamy warkocz i napływ na samym szczycie. Problem polega na tym, że nie każda główka jest dobrym łowiskiem. Ja słyszałem kilka teorii na ten temat m.in. taką, że najlepsza jest ostroga pierwsza w szeregu licząc od góry biegu rzeki. Nie do końca się z tym zgadzam, nie mniej jednak wytypowanie tej dobrej wymaga spędzenia na każdej z nich przynajmniej kilku wypraw i obserwowania co się na danej główce dzieje. Jedną ze wskazówek, czy łowisko dobrze rokuje jest warkocz, jeśli jest prawie prostopadły do nurtu i daleko odchodzi na środek rzeki jest szansa, że połowimy, jeżeli jednak warkocz jest słabiutki i płynie równolegle do nurtu, to takie łowisko należy odpuścić. Ale uwaga, zmiana poziomu rzeki może diametralnie zmienić warunki na ostrodze. Płaski warkocz zamieni się w potężny prostopadły do nurtu i wtedy może okazać się dobrym łowiskiem, podczas gdy gruby warkocz na wcześniej znakomitej główce spłaszczy się i miejscówka opustoszeje.
Dodatkowym utrudnieniem w łowieniu z ostróg jest częsta obecność innych wędkarzy, najczęściej łowiących na grunt ze szczytu, co praktycznie eliminuje nam wtedy możliwość połowu.
Prowadzenie
Woblery na opaskach zarzucam w poprzek lub lekko na skos nurtu i bez kręcenia korbką sprowadzam do brzegu, najlepiej gdy trasa przynęty przecina miejsce w którym nastąpił wcześniej atak drapieżnika. Gdy wabik spłynie do brzegu, powoli prowadzę go wzdłuż opaski, co jakiś czas przytrzymując w nurcie. Na ostrogach woblery staram się prowadzić w jak najsilniejszych zawirowaniach warkocza lub na granicy zawirowań i spokojnej wody. Tempo prowadzenia jest podobne jak na opaskach, czyli bardzo wolne. Napływ główki obławiam tak jak opaskę, czyli rzut po skosie, sprowadzenie woblerka do brzegu i powolne ściąganie przynęty z zatrzymywaniem.
Gumami obławiam jedynie stare rozmyte opaski, gdzie z rozsypanych kamieni utworzyły się małe rafki. Po nich, tak jak woblerami, wachlarzem przeturluje gumę, po czym lekkimi skokami prowadzę ją wzdłuż brzegu. I to w zasadzie jedyny przypadek kiedy łowię czymś innym niż wobler i robię to tylko wtedy gdy widzę, że sandacze żerują, ale ignorują wszelkie woblery.
Na koniec muszę jasno zaznaczyć, że nie jestem ekspertem od rzecznych sandaczy i nigdy nie będę z bardzo prostej przyczyny, taka rzeka jak Wisła, na której łowię najczęściej, zmienia się co roku, i co roku gdy przychodzi czerwiec uczę się jej od nowa. Ale właśnie to mi się najbardziej podoba.
W porównaniu z tym łowienie sandaczy na zaporówkach jest nudne jak flaki z olejem. Zachęcam wszystkich którzy przeczytają ten artykuł do spróbowania swoich sił na dużej rzece, to prawdziwa wędkarska przygoda.
Z wędkarskim pozdrowieniem,