Wiosną każdy karp cieszy
Adrian Modzelewski (AdrianModzelewski)
2014-03-23
Jakiś czas temu odzywa się mój samsung, po drugiej stronie nawija znajomy głos, to Olo.
stanowczym głosem pada "pytanio" stwierdzenie. Gdzie lecimy na karpiszony? Mnie długo nie trzeba namawiać. 4 dni wolnego i nowe kombi Ola przemawiają same za siebie, trzeba wytestować nowe auto w ciężkim terenie. Niestety jak to często w życiu bywa nieoczekiwane sprawy do załatwienia wyskakują zawsze nie w tym terminie co potrzeba. po dogadaniu kilku kwestii i wykonaniu kilku telefonów do znajomych. Mamy klarowną sytuację znad wód "pzw" ryby kimają jeszcze w dołkach. Decyzja jest prosta wybieramy mały komercyjny akwen i uderzamy z samego rana na dzionek.
Następnego dnia lecimy w trasę i po 30 minutach dojeżdżamy na łowisko. Nie powala rozmiarem ale właśnie o to chodziło. Zestawy w wodzie, strzelamy po kulturalnym nowo sezonowym piwku, i w dalszej części dnia delektujemy się herbatą z sokiem prosto z termosu. Na wodzie zerowa oznaka ryb, próby położenia zestawów w różnych miejscach nie przynoszą efektu. Jednak przypominamy sobie słowa właściciela wody że w jeszcze mniejszym stawiku za nami ma karpiki "wigilijnego rozmiaru" to stwierdzenie działa na nas demotywująco bo żaden z nas nie jada ryb a tym bardziej karpia. Ale wskazówka ta jest bardzo przydatna i zarzucamy po jednej wędce na mały staw. Chwila obserwacji i Olo zauważa pod powierzchnią pierwsze maluchy.
Długo nie czekamy bo mocno operujące słońce robi swoje i po chwili mój delkim delikatnie pika. Nie zacinam, podnoszę kij i siedzi. Po chwili holu karpik ląduje w podbieraku. Taki mały a radość wielka, każdy karp mnie cieszy ba nawet fotkę sobie z nim strzele. I do wody, dopiero teraz poczułem jak woda jest zimna, nic dziwnego że jeszcze śpią. Z resztą świadczą o tym pijawki na brzuchu ryby. Zarzucam mały worek pva ze sztucznymi dwoma ziarnami kukurydzy i po chwili to samo. Na macie ląduje kolejna miniaturka karpiowa. Tym razem golec, fajnie dwa karpiki na rozpoczęcie sezonu i dwa różne. Po chwili Olo też ma branie, niestety spinka. Dzień się kończy a my się zwijamy. Widzę po Olku że ma delikatny niesmak z powodu spinki. Jesteśmy prawie spakowani, Olo podchodzi do ostatniej wędki i w tej chwili następuje branie. Siedzi, tym razem bez spinki fajny golasek ląduje na macie, fotka i woda.
Morał tej wyprawy jest prosty, wybierając wiosenną wodę kierujmy się nie tylko instynktem i wiedzą teoretyczną. Warto podzwonić, popisać, po prostu popytać znajomych co w okolicznej wodzie pluska. Mnie cieszy każda ryba, dlatego punktowałem wyjazd fajnymi maluchami. Lepsze to niż zjechać bez brania. Tego właśnie Wam życzę aby każdy wyjazd był pozytywny. Pozdro!