Nagonka na No kill
użytkownik 44916
2012-11-28
Portal staram się możliwie często odwiedzać, jednak preferuję raczej poszukiwanie perełek od aktywnego uczestnictwa. Narzuciła mi się pewna uporczywa myśl którą chcę się podzielić.
Nagonka – nic innego nie przychodzi mi do głowy kiedy czytam posty lub komentarze niektórych użytkowników. Nagonka na wędkarzy, którzy nie wstydzą się napisać że stosują się do zasad C&R lub NK. Czytałem już tak idiotyczne wpisy (nie chcę nikogo wyciągać do tablicy, nie po to tu piszę) że w końcu nie wytrzymałem i musiałem dorzucić swoje trzy grosze.
Tak, należę do grona tych niesławnych, nieetycznych 'oszołomów' jak stwierdził pewien user.
Miłośnicy rybiego białka zanim zdążyli doczytać do tego miejsca już zdążyli mnie zapewne 'spałować'. Jest kilka zarzutów które z uporem maniaka powtarzane są co krok, chcę więc dać im pewien odpór.
Zarzuty o bycie sadystą budzą we mnie już nie tyle niesmak, co pobłażliwy uśmiech. W końcu ryba cierpi zdecydowanie mniej kiedy kiedy jest ogłuszona a następnie wręcz artystycznie dekapitowana. Fakt, ale czy samo w sobie jest to słuszne? Dobrze, zgodzę się, nazywajcie nas sadystami, lecz miejcie zatem cywilną odwagę nazwać siebie katami. W końcu przed egzekucją w cywilizowanych krajach kaci skazanego również usypiają.
Kolejnym ciekawym pomysłem na jaki się natknąłem jest insynuowanie jakoby zabieranie ryb pozwalało na utrzymanie zbalansowanego ekosystemu. Pomyślmy, jakie ryby wędkarze zabierają najchętniej? Czy błędnym stwierdzeniem będzie jeśli powiem że głównie te drapieżne, pokroju szczupak, sandacz, pstrąg, okoń czy miętus? Nie odkryję ameryki jeśli stwierdzę że jeziorko przetrzebione z drapieżników szybko stanie się łowiskiem skarłowaciałych ryb? Summa summarum, na dłuższą metę tyczy się to każdego łowiska zamkniętego gdzie ryby nie mają możliwości migracji.
Trzeci zarzut to nazywanie zwolenników C&R pseudowędkarzami. Tego, przyznam szczerze, nie rozumiem już zupełnie. Proszę zatem uprzejmie kogoś mądrego o wyjaśnienie mi, czym charakteryzuje się psudowędkarz, a czym wędkarz prawdziwy. Łowię dosyć skutecznie, staram się być możliwie często nad wodą, nie zaśmiecam brzegów, ba, nawet pety skrzętnie chowam do słoiczka.
Czwarte i chyba najbardziej bezsensowne: mieszanie sportu wędkarskiego z C&R. To tak jakby ktoś porównał prostytucję z miłością. Wyjaśni mi ktoś czy to zwykła niewiedza czy chęć lobbowania pewnych zachowań, może próba autopromocji? Już nawet pisać mi się o tym nie chce.
To tylko kilka z rodzynków na jakie się natknąłem, jest tego sporo więcej. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że gros wędkarzy uważa wody ogólnodostępne za spiżarnię bez dna. Można z tym polemizować, matematyka jest jednak nieubłagana. Odejmując ciągle, dziwimy się, że nie przybywa. Niesłychane zjawisko, prawda? Można mówić o rabunkowej gospodarce rybackiej (skądinąd to prawda, obwody rybackie na wodach śródlądowych to nieporozumienie), zanieczyszczeniu, melioracji, kłusownictwu – to wszystko są składowe, pytanie, czy warto do tego równania dołożyć swoją cegiełkę? Obym nie dożył czasów kiedy rybę będzie można obejrzeć już tylko w akwarium. Ludzie piszą że zabierają zgodnie z regulaminem. Chyba nie muszę nikomu mówić że przepisy są jednym, a rozsądek drugim.
Przelała się u mnie czara goryczy. Jeżeli C&Rowcy nie czepiają się rybożerców, czemu ci drudzy tak zajadle atakują? Zazdrość, zawiść? Powinni się tylko cieszyć że będą mogli wpakować do lodówki kolejnego szczupaka czy sandacza którego ktoś wypuścił.
Nie wybielam postępowania wędkarzy C&R i NK, bo nawet tu trzeba chęci i ciut umiejętności żeby robić to właściwie, bez szkody dla ryby.
Artykuł skleiłem na szybko, więc proszę o odrobinę wyrozumiałości gdybym nie wyraził swoich myśli dostatecznie klarownie. Na pytania/zarzuty odpowiem w komentarzach.