Konger Virago TWIST-R 270/10
Zbigniew Kaszlewicz (zbigiaurelki)
2012-08-19
Na początek chciałbym ocenić wędkę, jaką jest Konger Virago TWIST-R 270/10. Przepraszam – wycofuję cię z oceniania i recenzji, bo co mogę obiektywnie napisać po wykonaniu około 50 rzutów różnymi przynętami bez złowienia nawet małego okonka.
Czym się sugerowałem przy zakupie? Szczerze? Faktem, iż drugi kijek, którego używam do delikatnego spinningu złożyłem do reklamacji po tym jak wklejona szczytówka „rozwarstwiła się”. Zatem chcąc udać się na moje ulubione okonki z asortymentu sklepowego wybrałem kijek KONGERA – jedyny delikatny kijek, którym dysponował sklep. Zadowolony z zakupu wróciłem do domu, snując plany na weekend. No i przyszła upragniona niedziela. Nad wodą jestem około godz. 5:30. Rozkładam wędkę na początek montując drop shot. Kilkadziesiąt minut i zmiana. Teraz na tapetę idzie boczny trok. Na kołowrotku TD FD920 IZ plecionka 0,08 więc dowiązuję około 1,5 metra żyłki 0,16 bo przy niskim stanie wody w Wiśle okonki żerują dość chimerycznie. Po kilkudziesięciu minutach obławiania postanawiam znów zmienić rodzaj przynęty. Widzę, że na połączeniu nurtu i spokojniejszej wody okonki jednak gonią drobnicę. Zakładam więc przypon z fluorokarbonu 0,20 i do tego obrotówkę 0 w kolorze zielonym. Pierwszy rzut, drugi rzut, trzeci rzut - nic. Przy czwartym rzucie nagle słyszę trzask. I co widzę? Kawałek górnego elementu wędki leci do wody. Jest godzina 6:50 a ja muszę skończyć wędkowanie. Nerwy mnie poniosły, bo cały tydzień człowiek czeka a tu taki pech. Mało tego. Z reguły jeżdżąc nad wodę biorę 2 kije, ale dziś, z racji, że przespacerowałem się nad wodę, wziąłem tylko jeden. Za to zapakowałem do torby drugi kołowrotek. Paranoja. Pomruczałem pod nosem, ale nie pozostało mi nic jak tylko wrócić do domu.
Zatem jakie wnioski? Ceną wędki przy jej zakupie się nie sugerowałem. I to był mój błąd? Dlaczego? Bo tanie nie zawsze znaczy dobre. Powtarzam – nie zawsze. Zapewne część kolegów się ze mną nie zgodzi, bo stwierdzą, że jestem bubkiem, który szasta pieniędzmi i się wymądrza. Wcale tak nie jest. Też liczę się z pieniążkami wydawanymi na sprzęt. Ale powiem jedno – dobry sprzęt nie jest tani a po raz kolejny przekonałem się, że jednak lepiej oszczędzać 2 miesiące dłużej i kupić coś z wyższej półki niż na ura bura kupić akurat to, co jest w sklepie. Odpuszczę sobie narzekanie, ale następny mój kijek kupię bardziej rozważnie. Żałuję tylko jednego – że w Toruniu nie ma sklepu wędkarskiego z prawdziwego zdarzenia. Takiego sklepu, w którym mógłbym wybierać spośród setek wędzisk a jak już się zdecyduję to wziąć do ręki kij i poczuć jak pracuje. Może kiedyś, jak zostanę milionerem (taki mój mały żarcik) to otworzę wielkie centrum wędkarskie w moim ukochanym Toruniu.
A póki, co połamania kijów koledzy. Oczywiście nie w taki sposób jak mój dziś opisany.
PS. Pozdrawiam osobę szczególnie mi bliską, która toleruje mnie i moje cudowne hobby, okazując mi jednocześnie cierpliwość i wyrozumiałość. Dzięki za pożyczenie „srebrnego pocisku” na wypady do Chełmży.
A dla kolegów smaczek, który mogą pokazać swoim „połówkom” – od minuty 22:13 https://www.youtube.com/watch?v=Q8dQRS4-yhE