Łowienie pstrągów - jak zacząć
Sławomir Szyłejko (Amitaf)
2012-03-13
Każdy, a przynajmniej ogromna większość wędkarzy – tych spinningujących i tych łowiących innymi metodami, słyszała, czytała lub zastanawiała się nad „wyskoczeniem” na pstrąga. Na pewno są bardziej doświadczeni koledzy pstrągarze, którzy mają większe doświadczenie w temacie, ale ja opiszę swoje. Głównie metodą spinningową, bo można też „na muchę”. Zazwyczaj taka osoba (wędkarz) uważa, że takie wędkowanie zarezerwowane jest dla tzw. Elit? Nic bardziej mylnego! Jak każda metoda połowu ma swoich zwolenników i przeciwników oraz tajemnice? A to z powodu metod, a to ze względu na sprzęt i doświadczenie – także samego łowiska, jak i warunków życia i żerowania Pstrąga. Dodam, że o muszkarstwie pisał nie będę, bo nigdy nie próbowałem tej metody.
Łowienie pstrągów - jak zacząć
Skupię się, zatem na spinningu, o co często w komentarzach do moich artykułów z wypraw koledzy wędkarze pytają. I nie tylko ci zaczynający swoją wędkarską przygodę, lecz także „starsi” doświadczeniem i wiekiem. Dlatego traktując wszystkich – Koleżanki i Kolegów - równą miarą artykuł ten (może będą jeszcze inne?) przybliży niektórym nieskomplikowaną metodę sinningowania i uganiania się za Kropkami. Niektórzy o Pstrągach mówią żartobliwie „chore ryby” ze względu na kropki – czerwone i czarne – na ciele. O samej budowie Pstrąga także nie będę się rozpisywał, bo to wszystko można wyczytać chociażby w Internecie lub innym fachowym podręczniku. Ja opiszę swoje początki z Pstrągami i doświadczenie nabyte przez blisko 20lat uganiania się za tą piękną, szlachetną i traktowaną przeze mnie z ogromnym szacunkiem RYBĘ.
Mnie do przygody z Pstrągiem namówili łowiący już długie lata Pstrągi i nie tylko, koledzy wędkarze z pracy. Wszyscy łowiliśmy różne gatunki ryb i mieliśmy kilkudziesięcioletnie doświadczenie w wędkarstwie. Na owe czasy łowiłem różnymi metodami – spławik, grunt i spinning, bez żadnych udziwnień jak to teraz bywa. Ot proste przynęty i zanęty oraz cierpliwość i spokój nad łowiskiem. Nie łowiłem tylko z pod lodu. Próbowałem, ale to nie dla mnie. I właśnie wtedy, gdy dla mnie był martwy sezon w któryś z cieplejszych dni zimowych zgadaliśmy się o Pstrągach. Prawdę powiedziawszy to Oni zaczęli mi opowiadać „niestworzone historie” o Kropkach – tak mi się wydawało. Ponieważ mieli już duże doświadczenie, a nie mieli samochodu, zaproponowali mi wspólny wyjazd na Pstrąga. Ponieważ spinning nie był mi obcy, a nawet rzekłbym - miałem w nim duże doświadczenie – zacząłem się zastanawiać nad wyjazdem. Tylko, że ja łowiłem głównie Sumy, Sandacze, Okonie, słowem wszystko tylko nie Pstrąga! Tak jak większość spinningistów zasadę oraz metodę połowu drapieżnika znam, lecz Oni mówili o czymś zupełnie innym. Owszem jest spinning, kołowrotek, żyłka i przynęta. Niby wszystko to samo, co znam i czym umiem się b. dobrze posługiwać, ale… No właśnie; to samo czy takie samo? Prawie, a jak wiemy z reklamy „prawie robie wielką różnicę”. Wówczas o tym nie wiedziałem, a moi koledzy tak mnie nakręcili, że pojechałem z tym, czym dysponowałam, czyli ze sprzętem na okonia i powiedzmy klenia. Dzisiaj mnogość sprzętu jest taka, że bez trudu każdy może sobie wybrać niedrogi i dobry spinning „na Pstrąga”. Ja miałem kij „zwyczajny”. NRD-owska Germina z włókna szklanego o dł. 210cm i jakiś kołowrotek. Obrotówki też nie były z najwyższej półki, ot takie dostępne w każdym wędkarskim sklepie i umiarkowanej cenie. Owszem były Meppsy, ale jak miały brać to będą i na zwykłe. W zasadzie tak było.
Na swoją pierwszą pstrągową w życiu wyprawę pojechałem z kolegami na rzekę Regę oddaloną, o ok. 130 km od naszego miejsca zamieszkania. Zresztą najbliższe łowisko (rzeka o charakterze górskim z pstrągiem) płynie od nas nie bliżej jak ok. 70 km. Może, dlatego każdy wyjazd jest wykorzystany do maksimum. To, co zobaczyłem (rzeka Rega) przeszło moje najśmielsze oczekiwania, jeśli chodzi o urok Jej samej. Zabrali mnie na (moim zdaniem) najpiękniejszy odcinek tej rzeki. Jest tam wszystko, co można sobie wymarzyć; głazy obmywane szybko płynącą wodą, która tworzy zawirowania i bełty gdzie są to ulubione żerowiska Pstrąga, dno żwirowo-kamieniste, rzeka meandruje w lesie podmywając korzenie drzew, które po jakimś czsie zwalają się do wody przegradzając nurt oraz liczne rynny i wypłycenia. No i sama woda – kryształ. Na tej rzece zaczęła się moja przygoda z Pstrągiem gdzie uczyłem się od nowa wędkarstwa spinningowego. Niech te ostatnie słowa nie zniechęcą nikogo do przygody z Pstrągiem, po prostu jest inaczej. Inne są miejsca, do których się wcześniej przyzwyczailiśmy łowiąc inne gatunki ryb. Inna jest rzeka i jej charakter (głębokość, szerokość, szybkość nurtu, klar wody itp.), inne są warunki, w których łowimy – te na brzegu są często bywają kluczowe w sukcesach połowu (zimą inne, latem inne), słowem wiele odmiennych cech łowiska pstrągowego (górskiego) od nizinnego. I właśnie ja piszę o wodach tzw. górskich na terenach nizinnych, ponieważ łowię głównie w woj. zachodniopomorskim. Pisząc o innym charakterze rzeki nizinnej, a właściwie łowisku, mam na myśli samo łowisko, jak i warunki na nim panujące. Podstawowa różnica polega na tym, że moje łowisko pstrągowe, na którym łowię podczas jednodniowej wyprawy nie określam długością, lecz czasem łowienia (jak na szlakach górskich) – nigdy nie wiadomo ile czasu zajmie mi obłowienie tzw. miejscówki, a co za tym idzie danego odcinka rzeki. Wszystko zależy od warunków dostępu do dzikiej rzeki (zakrzaczenia, nadbrzeżne bagna, niska lub wysoka woda wiosną szeroko rozlana tak, że nie widać nurtu rzeki itp.), bo tylko tam możemy poznać prawdziwy smak pstrągowania. Zgoła odmienne warunki panują na rzekach czy jeziorach nizinnych gdzie brzegi są uregulowane. Tam, jak wiemy, głównie łowimy w promieniu kilometra rzadko na dłuższym odcinku lub stacjonarnie. Tu na rzekach pstrągowych głównie chodzimy wykonując setki, a nawet rzekłbym ok. tysiąca rzutów lub więcej w ciągu jednej wyprawy.
Tak też ja na takiej odmiennej, dzikiej rzece, w odmiennych warunkach łowiska zaraziłem się Kropkami i dołączyłem do „klubu ZARAŻONYCH”.
Pierwsze moje (nasze wspólne z kolegami) wyprawy kończyły się dla mnie powrotem „o kiju”, co teraz też się często zdarza. Tylko wtedy chciałem za wszelką cenę złowić swojego pierwszego Pstrąga. W końcu tyle się nasłuchałem o Fikotach i Lorbasach, że nie dopuszczałem do siebie myśli, aby było inaczej! Jednak życie szybko zweryfikowało moje „chciejstwo” i JUŻ za piątym może szóstym wyjazdem złowiłem, a właściwie sam się złowił, pstrąg okaz:) - taki z 15cm… Wymiar ochronny był wówczas 30cm., teraz 35cm. Oczywiście musiałem obejrzeć Go dokładnie. Te przepiękne czerwone kropki, oliwkowy grzbiet i żółte podbrzusze. Serce mi biło, a ręce drżały jak przy pierwszym pocałunku, na randce z dziewczyną. I dzisiaj muszę przyznać, że był to pierwszy pocałunek - pstrąga. Po owym akcie miłosnym wrócił do wody z moją prośbą, aby przyprowadził rodziców. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że większość pstrągów pochodzi z zarybień. Tak minęło mi kilka miesięcy na podglądaniu kolegów, przyrody i uczenia się rzucać (czyt. podawać) przynętę tam, gdzie ja chcę i gdzie może stać zgłodniała ryba gotowa pożreć wszystko, co pływa w zasięgu Jej wzroku, a nie tam gdzie jest łatwiej oraz przypadkowo wpadnie do wody obrotówka. Dobrze jak do wody – często lądowała na „niewidzialnych” gałęziach drzew rosnących po drugiej stronie rzeki. I chociaż Pstrąg jest rybą tzw. „pierwszego kontaktu”, czyli rzut, obrotówka wpada do wody zaczyna wirować i po chwili następuje atak, to często ten pierwszy kontakt (jak w moim przypadku) był po wielu wyprawach. Z różnych względów (sprzętowych, zachowawczych nad wodą, znajomości fauny i flory itp.), o których napiszę w następnym artykule.
Dlatego namawiam wszystkich wędkarzy o nie zabieranie Pstrągów, tylko ich wypuszczanie. Sam, co prawda zrozumiałem to po wielu latach, że tyko takie traktowanie złowionych ryb może nam sprawić największą przyjemność bez szkody dla środowiska. Z samego zarybiania przeżyje do wymiaru tarłowego może 1÷2% populacji. Nie dziwmy się zatem, że w rzekach z roku na rok jest coraz mniej ryb zwłaszcza z naturalnego tarła.
Cdn.