Pierwszy karp na kulkę
Janusz Kozłowski (JKarp)
2017-07-19
Urodziłem się i wychowałem w Parczewie. Jest to małe miasteczko na Lubelszczyźnie położone w rozwidleniu rzek Piwonii i Konotopy. Na ryby pierwszy raz zabrał mnie mój Tato. Pojechaliśmy do lasu i znaleźliśmy odpowiedni kij leszczynowy. Potem w sklepie kupiliśmy żyłkę, spławik i haczyk.
Co to była za frajda- siedzieliśmy nad rzeką i łowiliśmy płotki. Lata mijały a ja co wakacje wycinałem kij, kupowałem żyłkę, spławik i haczyk. Czasem jak nie miałem pieniędzy haczyk robiłem ze szpilki. Siedziałem nad wodą całe dnie i łowiłem.
Potem przyszedł czas liceum i studium policealnego. Pierwsza miłość, pocałunki, randki- na ryby nie było czasu (Pierwsza i jedyna miłość pozostała do dziś- to moja Żona). W latach 84-85 powstał w Parczewie Zalew. Woda nie była za duża- ok. 5 ha lustra wody i 3m głębokości. Po powrocie z wojska parę razy byłem tam na spacerze. Zobaczyłem karpie, karasie, liny i szczupaki. Wtedy znowu postanowiłem wrócić do wędkowania.
Chodziłem na ten Zalew i łowiłem jak wszyscy- ziemniak, ciasto, groch. Ryby brały, ale ja widziałem tylko te wielkie, które od czasu do czasu pokazywały się robiąc wielkie bububuch! Zalew był specyficzny- wiosną ryby brały a potem tak jakby ich nie było. Nie pomagało nic- od czasu do czasu brał karpik. A już wtedy wiedziałem, że trzeba nęcić ale i to nic nie dawało. Którejś wiosny powiedziałem dość- nie będę łowił maluchów, ale co zrobić aby te duże brały? Kupiłem gazety wędkarskie raz, potem drugi, trzeci i nareszcie jest- artykuł o łowieniu dużych karpi. Pojawiła się nazwa kulki proteinowe, zestaw włosowy, kołowrotek z wolnym biegiem. Pojechałem do Lublina do sklepu wędkarskiego i na początek wielkie rozczarowanie- nie było haczyków typowo karpiowych, plecionek na przypony a cena kołowrotka z wolnym biegiem prawie mnie zabiła. Jak zapytałem o kulki proteinowe to Sprzedawca spojrzał na mnie tak dziwnie i nie powiedział nic. Zamówiłem haczyki, plecionkę, żyłkę i wróciłem niepocieszony.
W domu zrobiłem prawie laboratorium do robienia kulek. Pierwsze próby i okazało się, że to nie takie proste jak piszą w gazetach. Po kilku próbach opracowałem swój własny przepis- kasza i mąka kukurydziana, mąka pszenna, troszkę ziemniaczanej, olej, jajka a jako składnik najważniejszy zmielona psia karma. Jako zapachu używałem truskawki Marcela.
Pojawił się następny problem- jak te kulki posłać w miarę daleko od brzegu. Znowu gazety i nazwa co najmniej dziwna „kobra”. Ale i pisali coś o procach. Zrobiłem sobie procę z wentyli. Po kilku przeróbkach i próbach na sucho miedzy blokami miałem całkiem dobrą procę. Odebrałem zamówione haczyki, plecionkę i żyłkę. Kilka następnych prób i zestawy włosowe były jak się patrzy.
Po kilku rozpoznaniach na Zalewie uznałem, że nadszedł czas na nęcenie. Karpie te małe przestały brać a te duże pokazywały się ale nie brały. Teraz kilka słów o zarybianiu. Co wiosnę lub jesienią zalew był zarybiany karpiem o przeciętnej długości 35cm. Jak wiadomo nie da się wyłapać wszystkich ryb. Część ryb zostawała i rosła. I tak z sezonu na sezon przybywało „profesorów” w Zalewie. Pierwsze nęcenie kulkami wykonałem w maju 1996 roku. Późnym popołudniem wystrzeliłem do wody około 150 kulek o średnicy ok. 18mm. Nie powiem żebym nie wywołał sensacji. Regularnie co dziennie pojawiałem się nad wodą z wiaderkiem i strzelałem te kulki. Postanowiłem, że będę nęcił cały tydzień i dopiero wtedy zacznę łowić. Już po trzech dniach zobaczyłem karpie, które spławiały się w nęconym miejscu. Zobaczyli je także „Koledzy Wędkarze”. Co oni nie robili aby zdobyć taką kulkę- prawie wyrwali trawę na moim miejscu aby znaleźć choć jedną. Ale ja to co spadło na ziemię zbierałem aby nie zostało nic.
Próbowali na ziemniaka, groch ale to nic nie dawało- ryby nie brały ale były w łowisku. Nadszedł w końcu ten dzień w którym oprócz kulek i ja miałem wędki.
Nerwy nie dawały mi spać całą noc taki byłem ciekawy efektu kulek. Jest poniedziałek, piękna pogoda, słonecznie, ale co na to karpie? Około 16:00 zestawy poszły do wody. Około 19:00 wystrzeliłem 20-30 kulek. Na spacer przyszła do mnie moja Żona z Teściową. Ktoś doradził, aby na farta złapać Teściową za kolano. Złapałem i nic- ryby nie biorą dalej. Moje Dziewczyny poszły do domu. Patrzę – 20:00 i wtedy słyszę łup coś w wędkę. Piłeczka siedzi na sztywno oparta o kij, żyła gwiżdże a ja oniemiałem. Nie wiem co robić. Po chwili złapałem kij i poczułem Go jak gdzieś tam walczy o swoje życie. Po kilkunastu minutach, po setce „rad” łącznie z „ łap za żyłkę bo ci pójdzie” leży na brzegu mój Pierwszy Karp złowiony na kulkę. Ważył 6,50kg; długości nie pamiętam. Ktoś usłużnie wyciąga i podaje mi moją siatkę na ryby ale ja reflektuję się w porę, że ta ryba tam się nie zmieści. Co robić? Krótka i szybka decyzja- daruję ci życie Rybo bo dałaś mi tę chwilę radości, że umiem, że potrafię robić kulki i na nie łowić. Za to, że ruszyłaś moją adrenalinę, za to że jesteś taka duża idź z powrotem do wody. A na brzegu konsternacja- jak to, taką rybę wypuścił?
Na nic tłumaczenie, że siatka za mała itd. Mogłeś zawieść ją do domu bez siatki... Cały wieczór jest bez brań. Ciekawe co przyniesie dzień następny?
Pojawiam się znowu o 16:00. Wędki do wody i czekamy... Ok. 19:00 kulki do wody. Gdy tylko skończyłem strzelać branie! Karp, piękny pełno łuski sazan. Ważył 4,95kg. Ok. 20:45 znowu branie! I znowu piękny Karp- królewski; ważył 3,5kg. Środa, godz 19:45 – potężne branie i karp 8.70kg. Czwartek- jestem o 16:00 na stanowisku. Od godz 17:00 do 20:30 osiem brań! Wszystkie ryby wyjęte! Waga od 3,5 do 9,5kg! Ryby oszalały- jadły mi prawie z ręki! Rzut, ustawienie zestawu i prawie natychmiast branie! Piątek- 16:00 jestem na miejscu. Pogoda się popsuła. Ciekawe co na to ryby? Trzy brania przekonały mnie, że jak się nęci to brania będą a pogoda może ma i wpływ na ryby ale nie na długotrwale nęcone.
Wszystkie ryby wypuszczałem czym zaskarbiłem sobie uznanie Prezesa mojego Koła PZW. Nawet nie musiałem wnosić opłaty na rok następny na łowienie ryb na Zalewie. Dodam, że limit karpia na Zalewie to dwie sztuki na dobę a wymiar 35cm. Od tamtego tygodnia minęło wiele lat. Zmieniły się technika, sposoby i moje spojrzenie na łowienie ryb. Nie jest problemem zakupić kulki, dipy, haczyki i inne niezbędne akcesoria. Ale wciąż pamiętam tamte ryby i całą otoczkę związaną z produkcją kulek, zdobywaniem różnych rzeczy potrzebnych do karpiowania. Wtedy łowiłem na wędki DAM 390cm/80g (teleskopy). Kołowrotki Cormoran Black Star LN30 1bb. Żyłka 0,30 DAM Tectan. Haczyki Kamatsu nr4. Dziś mogę powiedzieć, że jestem Karpiarzem przez duże K. Przez ten czas kilkukrotnie zmieniłem sprzęt ale zasada Złów i Wypuść oraz ostrożne obchodzenie się z rybami pozostała i tego chyba nie zmieni już nikt i nic.
Janusz JKarp