Mity w PZW – część 1 – czyli jak to jest z naszymi wodami
Rafał (Rafal)
2020-10-22
Od pewnego czasu rozgorzała pełna emocji dyskusja nt. zmian w PZW. Zbiegło się to w czasie ze zmianami proponowanymi przez nieistniejące już Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej dotyczącymi straży rybackich. Jednocześnie ZG PZW rozpoczął serię videocastów pt. Porozmawiajmy o wędkarskie – nic nie będzie po staremu. Czyżby?
Oczywiście fakt aktywizacji medialnej ZG PZW na rok przed wyborami władz związku jest tylko przypadkowy. Również przypadkowe są zapowiedzi zmian do jakich ZG chce doprowadzić na rok przed końcem kadencji. Stąd mój pomysł aby przy tej okazji nieco wyjaśnić wędkarzom kilka mitów jakie pokutują w mentalności wielu z nas i są często powtarzane w dyskusjach jak mantra. Aby nie było piszę to jako były funkcyjny wiceprezes koła PZW a nie obserwator z zewnątrz.
Ponieważ jest tego trochę postanowiłem podzielić to na części. W tej opisuję opłaty za wędkowanie oraz skąd biorą się rybacy na wodach PZW
Mit 1 – aby łowić w Polsce trzeba opłacić kartę wędkarską
W samej treści tego mitu jest wprost zapisana nieprawda. Otóż dokument, który nazywa się Karta Wędkarska jest dokumentem państwowym wydawanym przez starostwo powiatowe i poświadczającym uprawnienie do połowu ryb na terenie RP. Opłata za wydanie karty jest jednorazowa. Karta wydawana jest dożywotnio. Karta Wędkarska NIE JEST DOKUMENTEM PZW!
Co zatem musimy opłacić aby łowić? Musimy opłacić opłatę (potocznie na świecie nazywaną licencją) za możliwość korzystania z danej wody (akwenu). Opłatę wnosimy na rzecz gospodarza danej wody. Może to być osoba lub firma prywatna – obraźliwie przez wielu nazywana „komercją” choć dla mnie pachnie to PRLem i obraźliwie nazywanymi przez aktyw partyjny małymi rzemieślnikami – prywaciarzami. Może to być również organizacja społeczna jak stowarzyszenie lub fundacja. Taką organizacją jest zarówno Niezależne Towarzystwo Wędkarskie z Kwidzyna jak również Polski Związek Wędkarski, który nie jest właścicielem żadnej wody w Polsce. PZW jedynie dzierżawi wody od skarbu państwa w ramach dziesięcioletnich umów dzierżawy. Jakiej wielkości kwotą z licencji dysponuje PZW? Ano całkiem nie małą - z ogólnego budżetu PZW wynoszącego ok 160 mln złotych rocznie (tak milionów) tylko ok 100 mln przypada na „ochronę i zagospodarowanie wód”. Należy również pamiętać, że środkami tymi dysponują okręgi PZW. Ponieważ zgodnie ze statutem posiadają one osobowość prawną i to one samodzielnie podpisują umowy na dzierżawy wód. Podkreślam PZW twierdzi, że rocznie okręgi wydają ok 100 mln złotych na zarybienia i ochronę wody. Ciężko w to uwierzyć.
Mit 2 – każdy może sobie wydzierżawić wodę od skarbu państwa
Idźmy zatem tropem słynnych dzierżaw. Jak napisałem w micie nr 1 PZW i inni dzierżawcy dzierżawią wody od skarbu państwa. A konkretnie podpisują umowy z podmiotem, który skarb państwa w tym procesie reprezentuje. Obecnie od 2018 roku jest to spółka Państwowe Gospodarstwo „Wody Polskie”. Umowa dzierżawy zgodnie z ustawą zawierana jest na okres 10 lat. Aby wydzierżawić dany akwen lub odcinek rzeki należy wystartować w przetargu i zaproponować najkorzystniejsze warunki oraz złożyć tzw. operat rybacki, na podstawie którego prowadzona jest eksploatacja rybacka akwenu (o tym za chwilę). A zatem skoro PZW twierdzi, że jest „największym rybacko-wędkarskim użytkownikiem wód” to oznacza, że wygrywa hurtowo przetargi oferując najlepsze warunki np. w postaci wysokości opłaty jaką wnosi na rzecz skarbu państwa. Niestety to właśnie jest mitem. PZW praktycznie nie startuje w przetargach. Jak to możliwe? Ano do ustawy o rybactwie śródlądowym wrzucono zapis czyniący z PZW praktycznego monopolistę. Otóż zgodnie z art. 4 ust. 2 pkt. 2 tejże ustawy „Uprawnionemu do rybactwa na podstawie umowy, przysługuje prawo pierwszeństwa w zawarciu umowy na dalszy okres.” Wystarczy, że złoży wniosek nie później niż 6 miesięcy przed końcem okresu 10 lat obecnej dzierżawy. W ten sposób PZW może dzierżawić wody dożywotnio do czasu aż samo nie zrezygnuje z dzierżawy. Jednocześnie ponieważ przetargów praktycznie nie ma płaci za dzierżawione zbiorniki ułamek kwot jakie płacą inni dzierżawy.
Mit 3 – na wodach PZW muszą być rybacy bo taki obowiązek wynika z umów na dzierżawę
Napisałem w micie nr 2 o tym, że dzierżawca wody startujący w przetargu musi m.in. złożyć tzw. operat rybacki. Jest to dokument, który opisuje jaki jest stan rybostanu w akwenie (tak sprawdza się go tymi osławionymi odłowami kontrolnymi) jaka będzie eksploatacja rybacka – czyli ile ryb w jakim czasie dzierżawca zamierza odłowić oraz jaki jest w związku z tym plan zarybień. Czyli mówiąc w skrócie na podstawie operatu ilość ryb wyłowionych powinna być uzupełniania ilościami z zarybień w takich ilościach aby pogłowie ryb się nie zmieniało. Skąd zatem mit o rybakach? Ano stąd, że niektóre okręgi łase na dodatkowe wpływy od brygad rybackich albo z handlu rybą piszą operaty tak aby wykazać, że wędkarze odławiają za mało ryb i bez odłowów rybackich ryb danego gatunku mogło by być za dużo. Wiem brzmi to kuriozalnie ale takie są fakty. Wody Polskie nie narzucają w umowach z dzierżawcami obowiązku prowadzenia odłowów rybackich! Dlatego na wodach dzierżawionych przez lokalne organizacje nigdy rybaków nie spotkamy. Dla okręgów to dodatkowe pieniądze i tylko o nie tutaj chodzi. A że wędkarze się buntują? To się im powie, że tak musi być bo umowa. Przecież się nie znają to uwierzą i spokój.
A na koniec jeszcze taki wniosek – pomyślcie skoro w wodach PZW na ogół nie ma ryb. A wg operatów wszystko na wodach PZW się zgadza. To czy operaty są dobrze napisane? Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że dzierżawca za niewykonanie operatu może utracić dzierżawę. A więc tylko gdyby Wody Polskie zechciały posprawdzały wykonanie operatów przez PZW mogłoby się okazać, że PZW nie miałoby już czego dzierżawić…
Reasumując powyższe mity. Nie liczcie na to, że cokolwiek w sprawach rybaków lub dzierżaw i wysokości licencji sprzedawanych przez PZW się zmieni. Wymaga to tylko dobrej woli zarządów okręgów a one jak widać jej nie mają. A ponieważ wodę mogą dzierżawić dożywotnio to nic nie da się zrobić. Tzn. da się – należy zmienić ustawę o rybactwie. Ale do tego potrzebna jest większość w sejmie. Zaś opowieści działaczy - że "jak się nie podoba to sobie sami wodę wydzierżawcie" albo "załóżcie stowarzyszenie, wystartujcie w przetargach i przejmijcie wodę od PZW" można między bajki włożyć. Żadnej wody od PZW nikt nie przejmie, chyba, że PZW samo ją łaskawie odda.