Z życia działacza PZW

/ 4 komentarzy / 15 zdjęć


Budzik zadzwonił o godz. 4.10. To było hasło do rutynowych i już przećwiczonych wiele razy czynności jak wstać, wziąć kawę, postawić mahjonga, zaliczyć toaletę, zabrać uprzednio przygotowane akcesoria i do godz. 4.50 wystartować do garażu. Teraz  godzinny skok na stanowisko sędziego miarowego we wskazanym podsektorze rzeki Raby, bo właśnie w dniu 27 sierpnia 2016 r. zaczęły się dwuturowe, muchowe zawody eliminacyjne do Grand Prix Polski w 2017 r. i jednocześnie III Puchar Raby. Na miejscu parkowania są już zawodnicy. Jako ostatni wchodzę w spodniobuty, bowiem trzeba przemieścić się na drugi brzeg rzeki. Dojście do brodu liczy ok. 500 metrów. Bez zwłoki doprowadzam zawodników, przeprawiamy się na drugi brzeg, po czym dochodzi do lustracji całego podsektora. Wracamy tym samym brzegiem i wtedy każdy z łowiących zatrzymuje się przed wybranym fragmentem rzeki i bacznie obserwuje, czy cień sędziego nie zaśmieca jego łowiska. O godz. 6.30 zawodnicy wchodzą do wody.
                Od samego początku łowienia dwóch seniorów, odpowiednio Atakujący i Statysta, wykazywało się dużym profesjonalizmem. Trzeci łowca, typowy alumn, miał tylko przebłyski profesjonalizmu. Dobrze, że zaczął obławiać wodę od brzegu, z którego schodził, ale w mojej ocenie, wybrał wadliwie i łowiąc na streamera nie rokował sukcesu. Łowiłem na Rabie przy zbliżonym poziomie wody (245 cm i przepływ 9,1 m 3 na sekundę) i wtedy ryby inaczej się układały niż wybrał Alumn. Poza tym w jego operowaniu wędką występowała drobna nieporadność, jakby ten sprzęt nie był do końca kompatybilny. Dlatego ze wskazanych powodów Alumn.
                W mojej ocenie, właściwą do łowienia wodę wybrali Atakujący i Statysta. Za chwilę przekonałem się o swojej racji. Atakujący zaciął rybę, ale nie zdążył puścić linki z lewej ręki i w efekcie jakaś kłoda, co oceniam po ruchu wzburzonej wody, odpłynęła z całym jego zestawem. Atakujący zaklął, ale jak u muszkarzy bywa, nieznacznie się zdenerwował i bardzo szybko zawiązał nowy zestaw, który zarzucił, po czym zapalił i zaciągnął się papierosem. Na pytanie alumna, „na co miałeś branie” odparł, że „na to”. Wydawało się, że Alumn wie, o co chodzi, ale ja dostrzegłem, że obaj łowią na różne kolory.  Ponieważ Atakujący i Statysta wybrali dobre łowiska i Atakujący już miał kontakt z rybą, założyłem, że teraz złowi Statysta. Zdecydowanie wykluczyłem w swoich rozważaniach Alumna. Statysta tym przekonywał, że złowi, iż bardzo ładnie, prawidłowo prowadził na jednej głębokości poprawnie zmontowany zestaw i wodę obławiał systematycznie, jakby z myślą przewodnią. Nie zawiodłem się w kalkulacjach. Już po kilku minutach Statysta miał rybę. Na to zareagował Atakujący. Szybko łowi dwie ryby i wchodzi w komfort przewagi. Ustawiony na szybki sukces schodzi nieco w dół z prądem. Łowi i urywa w czasie holu trzy ryby. Zaczyna wpadać w stress. Mniej uwagi zwraca na zachowanie swojego zestawu, a więcej na kolegów, a w szczególności, czy łowią. Statysta posuwa się jedynie do przodu. Obławiając środek płani łowi kolejna rybę. Atakujący jeszcze się koncentruje i także łowi rybę. Wpada w komfort przewagi, lecz nie wychodzi z komórki stressu, bo Statysta także zaciął trzecią rybę. Tylko, że z tymi większymi rybami to jest tak, że mają szczęście. Statysta 3 razy dźgał podbierakiem w kierunku ryby i w efekcie wystraszył ją wraz ze swoją nimfą.
                W tym momencie mieliśmy za sobą już ponad półtorej godziny łowienia. Atakujący jest w stressie, a Alumn ogłasza sukces. Wreszcie łowiąc na fioletowego parkinsona zalicza potokowca na nieco powyżej 26 cm. Długo na ten sukces pracował i dlatego nie ceniąc miejsca, w którym złowił, zszedł z tej wody. Przemieścił się na ostatnie 10 metrów bieżących wody graniczącej z kolejnym podsektorem. W ten sposób z przypadku objął w posiadanie wodę jeszcze niezdeptaną.
                Statysta konsekwentnie przesuwał się do przodu i właśnie zrozumiał, że największe szanse ma w rynnie pod zachodnim brzegiem. Tam obławiając szybko dołowił dwie ryby, czym nie poprawił nastroju Atakującego. Drugą rybę złowił także Alumn. Dla Atakującego było to już zbyt wiele emocji i chyba dlatego w czasie holu urwał już piątą rybę. Czując presję uciekającego czasu i traconej przewagi zaczął szukać swojej szansy raz po lewej, raz po prawej stronie Statysty. Zaczął gwałtownie deptać wodę, nerwowo prowadzić zestaw i skokowo przemieszczać się. Nie rokowało to sukcesu i faktycznie tak było. Alumn zarzucając zestaw najgorzej z całej trójki dołowił jednak dwie ryby i w sumie miał cztery, a miałby 5, lecz ostatni potokowiec był o 1 cm za krótki. Statysta urwał jedna rybę, ale w tej „swojej płytkiej rynnie dołowił dwie kończąc turę z sześcioma rybami. Atakujący łowił najdłużej, lecz wyniku już nie poprawił. Myślę, że była w tym sprawiedliwość. Statysta łowił jak profesor, dobrze czytał wodę i urwał tylko dwie ryby. Alumn miał szczęście, bo łowił na niezdeptanej wodzie i na 10 metrach bieżących wykrzesał trzy ryby. Atakujący postawił na chytrość i ta karta byłaby wygrywająca, gdyby nie aż pięć urwanych ryb przy trzech złowionych.
                Po zakończeniu łowienia przemieściliśmy się przez świeżo odkryty bród niemal wprost na miejsce parkingowe. Zawodnicy oceniali szanse i urwane ryby, a ja odwiozłem karty startowe do sędziego sektorowego i zwizytowałem sędziego głównego. Będąc w poczuciu dobrze spełnionego zadania zasiadłem na obszarze Szałasu w Gdowie do mojej ulubionej kawy i wyłapywałem dobre ujęcia atmosfery zawodów. A ta była wspaniała pierwszego jak i drugiego dnia. Pogoda dopisała, organizacja zawodów działała jak zegarek i dopisały ryby. Zdaje się, że drugiego dnia złowiono łącznie więcej niż pierwszego. Statysta złowił o jedną więcej, Atakujący trzymał poziom, a Alumn uplasował się najwyżej w tabeli. Karuzela na loterii albo loteria na karuzeli. Mój racjonalizm traci przydatność.
                Drugiego dnia miałem przyjemność mierzyć ryby łowione w podsektorze 22 przez muszkarza Władysława Trzebunię Niebiesa. Powiedział mi, że skończył już 70 lat, więc tym bardziej miałem go na oku. Dawny mistrz nadal trzyma klasę. Przez godzinę połowił, przez drugą godzinę przyszedł do mnie na brzeg i pogadał, po czym przemieścił się po ryby wypłoszone przez kolegów łowiących w podsektorze i dołowił, ostatnią na minutę przed odgwizdaniem końca rywalizacji. Pięć punktujących ryb i niewątpliwie godzinna gadka z sędzią zapewniły dobre samopoczucie na cały dzień. I o to w tym wszystkim chodzi, bo racjonalizm w wędkarstwie jest jak demokracja w krajach arabskich. Niby jest, ale nikt jej nie widzi.
 

 


4.4
Oceń
(7 głosów)

 

Z życia działacza PZW - opinie i komentarze

kabankaban
0
Jak dla mnie tytuł powinie brzmieć "Z życia sędziego PZW" bo co do jakiejkolwiek w szerokim tego słowa znaczeniu "działacz" mi jeszcze brakuje. Opis z zawodów i tyle. Nie oceniam i pozdrawiam. A tak mimochodem to brat buduje dom w Gdowie i być może sprawdzę Rabę na tych odcinkach. (2016-08-29 14:44)
Artur z KetrzynaArtur z Ketrzyna
0
No wiesz kabam Ci Działacze tak mają zakodowane by z amatorów się naśmiewać... (2016-08-30 12:16)
oliwexxoliwexx
0
niezauwazlem nasmiewania sie z nikogo, jak cos to może z "atakujacego" hehe (2016-08-30 21:10)
Artur z KetrzynaArtur z Ketrzyna
0
Oliwexx, a byłeś wśród grona zamkniętego kółka działaczy PZW? (2016-09-05 07:56)

skomentuj ten artykuł

Sklep wędkarski internetowy, duże okazje tanie wędki i kołowrotki online - zdjęcia i fotki

Wędkarstwo wiadomości