Wymarzony urlop

/ 4 komentarzy / 4 zdjęć


Wreszcie, po pół roku mam swój własny dostęp do internetu. Nie będę opisywał ile potu wylałem i czasu straciłem, nie licząc nerwicy, bym mógł napisać te parę słów na naszym forum. Ale wracając do rzeczy, a raczej do wędkowania, właśnie te pół roku planowałem swój krótki urlop w Polsce. Miejsce biwakowania niezmiennie te same, jeśli chodzi o połowę września, czyli jezioro koło Węgorzyna. Gdybym mógł wybrać się na urlop w sierpniu bez wahania wybrałbym Woświn, ale cóż, musieliśmy z żoną zaliczyć wrześniowe wesele. Po ogólnym obżarstwie poniedziałek miałem zarezerwowany na wizytę u lekarza i odwiedzinach mojej najbliższej rodziny. Nie widzieliśmy się już prawie rok i trochę stęskniliśmy się za sobą. We wtorek skoro świt nastąpił wielki wyjazd dwoma, obładowanymi sprzętem wędkarskim, ciuchami i prowiantem,samochodami. Dwie łódki na dachach naszych pojazdów nie pozwalały na szybką jazdę, ale po około godzinie dotarliśmy do celu wyprawy, czyli przeuroczego ośrodka położonego nad samym jeziorem.Ja, Marcin mój krewny i kolega Henryk, wszyscy najchętniej wpakowalibyśmy się do łódek i zaczęli biczowanie spinningami, ale najpierw czekało nas rozpakowywanie się, zagospodarowanie w domu noclegowym i przygotowanie sprzętu do wypłynięcia. Około ósmej nastąpiło to co nieuniknione, oddaliśmy pierwsze rzuty w taflę wody licząc na brania wielkich okoni i szczupaków, z których to ryb te jezioro słynie. W przeszłości, kiedy mieszkałem w Stargardzie często mogłem tutaj popływać za dużymi okoniami, a i rezultaty miałem obiecujące. Nigdy nie trafiłem na bardzo dobre brania garbusów, ale Marcin jednego razu, przez godzinę zaliczył sześć kilowców.Na takie brania liczyliśmy i tym razem ponieważ pogoda była idealna, temperatura powyżej 20 stopni, ale nie za gorąco, zachodni wiatr i stałe dość wysokie ciśnienie. Marcin ze mną był na jednej łódce, a na drugiej Henryk. My z krewniakiem byliśmy w lepszej sytuacji, ponieważ dysponowaliśmy echosondą i dosyć szybko dotarliśmy na znaną nam górkę. Po ujrzeniu spławiającej się uklei na szczycie podwodnego wzniesienia, pełni entuzjazmu oddaliśmy swe rzuty w kierunku głębi i ściągaliśmy twistery w kierunku łodzi zakotwiczonej na czterech metrach. Niestety nie było wygiętych kijów, chociaż Marcin wyciągnął wielki kłąb zielska. Po godzinie bezowocnego spinningowania dopłynął do nas Henryk. Zakotwiczył też na spadzie, ale sto metrów dalej. Rozwinął podrywkę i obiecał, że teraz pokaże nam jak się łowi ryby. Może by i pokazał jak by złapał jakiegoś żywczyka, ale niestety, po wypłoszeniu wszystkiego co żyje w obrębie kilometra dał sobie spokój i zajął się gumkami. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu już po pierwszym rzucie zaciął 50 cm szczupaka i był z siebie bardzo dumny. Zaczęliśmy zmieniać miejsca, przynęty, ale bez rezultatu. Popłynęliśmy w inny rejon zbiornika, który też nie obdarzył nas nawet rybim ogonem i w końcu zakotwiczyliśmy na swoim dawnym miejscu, z zamiarem poczekania na brania. Wreszcie zaczęły się jakieś puknięcia, Marcin paprochami zaczął coś wyciągać, ale same niewymiarowe okonki. Ja zostałem wierny swojej średniej wielkości gumie i już bez większej euforii czesałem nią wodę.Na dłuższą metę to się opłaciło, bo pod koniec dnia miałem swoje jedyne branie. Po zacięciu kij wygiął się mocno, na co czekasz Marcin dawaj podbierak. Po krótkiej walce mój pomocnik zagarnął okonia, który miał równe 45 cm. PIĘKNE, WYMARZONE zakończenie pierwszego dnia, a zostały nam jeszcze dwa dni, oby tak dalej.
Drugi dzień obudził nas pięknym słońcem, które niestety stało już dość wysoko, ale po wczorajszych, nocnych Polaków rozmowach i tak dobrze, że mieliśmy siły na dalszy ciąg zmagań z przyrodą.
Ryby jakby nie przejmowały się naszym nienajlepszym stanem, zaczęły regularnie brać na gumki. Jako pierwszy zameldował się na mojej wędce wymiarowy szczupak, który natychmiast odzyskał wolność, jako pierwszy w sezonie, tradycja. Henryk, Marcin i ja co rusz wyciągaliśmy różnego rozmiaru okonie, ale takiego okazu jak wczoraj jeszcze nie było. Nadzieja jednak nas nie opuszczała, nawet gdy po okresie dobrych brań zrobiła się studnia. Gdy już mieliśmy się zwijać nastąpiła powtórka z rozrywki, znowu mocno wygięty kij i mocne pompowanie dużego pasiaka, co jest z tobą, gdzie podbierak. Niestety został na brzegu, a ogromny 50cm.okoń w wodzie, niezmieniana od dwóch lat osiemnastka nie wytrzymała. Cały świat w jednej chwili mi się zawalił, ile padło niecenzurowanych słów wie tylko Marcin i Henryk. Przyjechałem właśnie tutaj złowić rekordowego okonia, a ja co, nawet żyłki nie wymieniłem. Postanowiliśmy jeszcze chwilę połowić i się zwijać, bo słońce powoli zaczęło zachodzić za horyzont. Teraz pełna koncentracja, może jeszcze coś uderzy. Prowadzę swoją sprawdzoną gumę, taką samą co ta, która została w zerwanej rybie, lekko ją podszarpując, aż wreszcie jest. Podobne branie i podobne zacięcie. Marcin nie mamy podbieraka? No cóż jakoś podbieram garbusa ręką i się udaje, dobra nasza, okoń ma 41 cm.
Drugi dzień kończę więc sukcesem, mimo wcześniejszej porażki. Jest dwa jeden dla mnie.
O trzecim dniu nie ma co pisać, całkowite bezrybie. Postanowiliśmy już w południe się zwinąć i wyjechać do Stargardu. Może gdybyśmy poczekali do wieczora, to sytuacja z czterdziestakami by się powtórzyła. Tego nie wiem i nigdy nie będę wiedział, ale i tak było nieźle, ogólnie remis.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku tu wrócę na dłużej i złowię okonia na rekord Polski, a jestem przekonany, że w tym jeziorze takie pływają. Do mojego przyjazdu na pewno jeszcze urosną objadając się tłustymi uklejami.

 


4.8
Oceń
(18 głosów)

 

Wymarzony urlop - opinie i komentarze

gruzin12gruzin12
0
Co ja bym dał żeby w takich miejscach porzucać ahhh. Nie mówiac o rybach! (2011-10-06 20:32)
wiekla42wiekla42
0
Gratuluję świetnej zabawy. A okoń godny pozazdroszczenia. ***** Pozdrawiam.
(2011-10-06 23:44)
wedkarz27wedkarz27
0
takie pasiaki to skarb........................................................
(2011-10-08 00:02)
camelotcamelot
0
*****  No to masz garbate szczęście !                   Pozdrawiam serdecznie ! (2011-10-11 01:09)

skomentuj ten artykuł