Świder lodowy Tonar

/ 4 komentarzy / 7 zdjęć


Kiedy pierwszy raz wybierałem się na ryby spod lodu, nie myślałem nawet o tym, żeby się uzbroić w świder. Nie wiedziałem, czy ten sposób wędkowania przypadnie mi do gustu i czy jest sens ładować kasę w coś, czego być może nie będę używał. Nie miałem też, od kogo pożyczyć świdra. W drodze na łowisko zatrzymałem się przy sklepie z narzędziami i kupiłem najtańszą siekierkę i przecinak do betonu.

Gdy dotarłem na miejsce zacząłem żmudny proces wykuwania dziury. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że grubość lodu jest większa niż długość przecinaka. Przekucie się przez lód zajęło mi ok. 20 minut. W tym czasie niemal odmroziłem sobie dłonie i przemoczyłem rękawy. Szczerze odechciało mi się łowienia. Dziura wyglądała jak lej po bombie. Pół metra na powierzchni lodu, a zaledwie pięciocentymetrowy otworek, żeby spuścić przynętę. Wróciłem oczywiście bez rezultatów do domu z postanowieniem o tym, że następnym razem załatwię świder. Tak też się stało.

Okazało się, że jeden z kolegów dysponuje takim urządzeniem. Zadowolony udałem się znowu na rybki. Pierwsze wiercenie i znowu zawód. Kręcę, kręcę i wchodzi jak chińskie wiertło w miękką deskę…ledwo. Umęczyłem się prawie jak przy kuciu siekierą i przecinakiem. Wróciłem zniesmaczony i zdałem relację z wiercenia koledze. Okazało się, że miał stare noże. Tydzień później były nowe noże i kolejny wyjazd. Wiercenie okazało się bardziej skuteczne, ale wciąż trzeba było się namęczyć, żeby przedostać się do wody. Było to wiertło „no name” koloru ciemnozielonego o średnicy 15cm. Sezon skończył się na kilku wyprawach i postanowieniu, że w przyszłym zakupię jakiś świder. Oby tylko lepszy od tego, który miałem okazję już poznać.

Kolejny sezon zimowy, można powiedzieć, że mnie zaskoczył. Oczywiście nawet nie pomyślałem, żeby kupić sprzęt wiercący. Traf jednak chciał, że inny kolega też załatwił świder. Tym razem czerwony i o średnicy 13cm. Nowe noże i wiercenie o niebo lepsze niż zielonym poprzednikiem, ale wciąż jak się później okazało, dalekie od ideału.

Kolejny sezon zimowy zleciał nie wiadomo kiedy. W międzyczasie poznałem portal wedkuje.pl, dzięki któremu zacząłem m.in. poznawać nowy sprzęt i jego właściwości. Z ciekawości w wyszukiwarkę wpisałem świder i postanowiłem zasięgnąć informacji o dobrym świdrze. W większości postów przewijała się nazwa Tonar. Tonar to, Tonar tamto. Dziesiątki użytkowników nie mogą się przecież mylić. Świder Tonara trafił zatem na listę przyszłych zakupów.

Kiedy w styczniu tego roku jechaliśmy na pierwszy lód, zajechaliśmy do wędkarskiego w Zegrzu. Kiedy kręciłem się po sklepie, w oko wpadł mi niebieski świderek. Wiedziałem, że to Tonar. Po szybkich oględzinach stwierdziłem, że to chyba nie podróbka, o których sporo czytałem. Pytanie o cenę i szybka decyzja o zakupie. Kilkanaście minut później byłem już na lodzie.

Odpakowałem sprzęt z materiałowego woreczka w kolorze moro, zdjąłem plastikowy ochraniacz, skręciłem wiertło i pierwsze wiercenie. Przeżyłem szok!

Pierwsze obroty obnażyły możliwości tego urządzenia. Ostrza wchodziły w lód jak w masło. Kilka sekund i 20cm lód ustąpił. Uśmiech nie znikał mi z twarzy przez kilka kolejnych minut w czasie, których wywierciłem chyba 10 dziur. Mówiąc krótko, wiercenie stało się przyjemnością.

Porównując produkt Tonara do wcześniej poznanych świdrów zastanawiałem się, dlaczego tak się od nich różni skutecznością. W końcu tamte też miały nowe noże. Doszedłem do wniosku, że rosyjscy inżynierowie poznali tajemnicę odpowiedniego ustawienia noży i ich budowy.

Teraz, kiedy wywierciłem Tonarem ponad setkę dziur, mogę zdecydowanie powiedzieć, że to doskonały produkt. Oczywiście trzeba pamiętać, że nawet minimalne uszkodzenie ostrza powoduje spadek jego skuteczności niemal do zera, ale przy odpowiednim użytkowaniu bije on na głowę inne znane mi świdry w podobnej cenie. Dodam, że nowe noże są ogólnie dostępne a ich koszt waha się od 25 do 40pln. Wydaje się zatem bezcelowym ich ostrzenie, które i tak nie przywróci 100% skuteczności.

Ma on też słabe strony. Z tych, które ujawniają się najszybciej są rączki, które zwyczajnie rozpadają się na pół. Widać, że nie jest to przypadek odosobniony, bo niemal każdy Tonar spotkany na łowisku jest oklejony taśmą izolacyjną w tych miejscach.

Używam wersji 13cm i nie zamieniłbym tego wiertła na żadne inne. Szczerze polecam.

 


4.7
Oceń
(25 głosów)

 

Świder lodowy Tonar - opinie i komentarze

Lin1992Lin1992
0
Bardzo fajny i ciekawy wpis. Kiedyś muszę sobie coś takiego kupić. (2013-03-20 07:53)
ekciakekciak
0
dobry sprzęt na długie lata :D 5***** (2013-03-20 08:34)
oxymoxym
0
Jak świder to tylko TOHAP, czyli to co kolega poleca. Ja mam 180mm i aż się chce nim kręcić. Doskonały na leszcze czy sieje. Sam przetestowałem chyba trzy świdry różnych producentów i nie ma porównania dla Tonara. A moim zdaniem noże warto ostrzyć, ale nie samemu tylko u wykwalifikowanego szlifierza. Nadają się do dalszej eksploatacji jak nowe. Polecam i 5-tka! (2013-03-20 12:46)
kamil-jasinskikamil-jasinski
0
jak by ktos narzekal na pekajace raczki to prosze: http://kiwok.pl/zestaw-naprawczy-swidrow-tonar-oryginal-p-27.html?cPath=1 (2013-03-21 15:06)

skomentuj ten artykuł