Pierwszy zastrzyk doświadczenia

/ 10 komentarzy / 2 zdjęć


Moją przygodę z wędkarstwem rozpocząłem mając około 8 lat. Wędkarskiego bakcyla załapałem od ojca, który jest prawdziwym zapaleńcem podobnie jak ja . Pamiętam do dziś jak z entuzjazmem biegłem do ojca wracającego z ryb aby zobaczyć jego połów . Imponujące wyniki w postaci zawalonej wanny sandaczami okoniami i węgorzami robiły na mnie ogromne wrażenie. W takich momentach żałowałem że nie mogłem być przy połowie. Było to trochę nie fair że nie mogłem wtedy pływać z ojcem na ryby ale z drugiej strony miał po części rację. Dzisiaj podzielam jego zdanie bo wiem co znaczy na rybach koncentracja i dysponowanie czasem , którego zawsze mi brakuje a szczególnie wtedy gdy wracam do domu o kiju. Ojciec miał go jeszcze mniej gdyż pracował od 7 do 15 z często wplatającymi się nadgodzinami. Na ryby jeździł przed i po pracy. Miał mało czasu i chciał go maksymalnie wykorzystać. Dlatego właśnie nie zabierał mnie nad wodę gdyż szczególną uwagę musiałby przywiązać do mojej osoby co by wpłynęło na efekty łowienia.

Cała ta niekorzystna dla mnie sytuacja zmieniła się gdy osiągnąłem wiek 8 lat. Wtedy oczekiwałem tylko na przyjście ojca z pracy aby móc jechać z nim na ryby. Początkowo tylko obserwowałem jak fachowo obchodzi się z wędkami ojciec. Zrozumiałem wtedy że ważnym elementem wędkowania jest szacunek do sprzętu i to, że odpowiednie obchodzenie się ze sprzętem wpływa na komfort łowienia.

Któregoś dnia ojciec zdecydował się zabrać mnie na ryby z nastawieniem na połów sandaczy. Pobudka o 2:30 nie stanowiła dla mnie problemu gdyż w przeddzień specjalnie położyłem się wcześnie spać. Po wypiciu gorącej herbaty i skonsumowaniu kanapek wsiedliśmy do samochodu (załadowanego w przeddzień sprzętem) i pojechaliśmy nad wodę.
Zajechawszy nad jezioro, w szybkim tempie spakowaliśmy sprzęt do łódki, po czym odpłynąłwszy od brzegu pod pobliską trzcinkę tata rozłożył podrywkę i zarzucał ją i ściągał ponawiając czynności kilka razy . Początkowo mieliśmy problem ze złapaniem żywca lecz po 10 minutach podrywania bez rezultatu woda zaczęła się 'gotować' od uklei i wystarczyło parę poderwań podrywką aby zasłonić białe dno wiadra z wodą czarnymi grzbietami żywców.

Odpłynęliśmy od trzcin po czym tata odpalił silnik i zmierzaliśmy ku miejscówce. Nad powierzchnią wody zebrana była gęsta mgła. Straciłem orientację gdyż otaczała nas z każdej strony i nic po za nią nie było widać . Nie obawiałem się zabłądzenia bo wiedziałem że tata zna jezioro jak własną kieszeń. Po 20 minutach dopłynęliśmy na miejscówkę, którą okazał się 4 metrowy blat. Gdy już się zakotwiczyliśmy zaczęliśmy rozkładać wędki. Byłem entuzjastycznie nastawiony bowiem jedna z wędek była zarezerwowana dla mnie . Cieszyłem się z faktu iż będę miał szanse złapać pierwszą rybę i to w dodatku drapieżną. Rozłożywszy wędki przyszedł czas na nałożenie żywców na haczyki. Po złapaniu uklejki w rękę ostrożnie, naśladując ojca przekułem ją pod płetwą grzbietową. Jak na pierwszy raz wyszło mi całkiem nieźle. Gorzej było trochę z zarzutem . Zestaw poleciał wyżej niż dalej . Chciałem poprawić zarzut ale tata powiedział że nie ma znaczenia czy zestaw zarzucony jest 15 czy 8 metrów od łódki bowiem blat jest sporawy. Zarzuciwszy zestawy zaczęły się oczekiwania na brania. Przez pierwsze godziny byłem znudzony, ponieważ spławiki leżały nieruchomo.

Na chwilę przysnąłem przykryty przez ojca ciepłą wojskową kufajką . Nie zorientowałem się nawet kiedy tata wymienił żywce. Miałem naprawdę czujny sen, ponieważ wystarczyły 3 słowa (:'Michał masz branie') wypowiedziane trochę wyższym tonem abym szybko wstał i obserwował spławik. Początkowo zatańczył na tafli wody po czym zanurkował na około 10 sekund wysnuwając żyłkę ze szpuli kołowrotka. Po wyjściu na powierzchnię położył się i odpoczywał na tafli jakies 20 s. Myślałem że to już koniec brania i chciałem zwijając wędkę ale zatrzymał mnie tata i kazał poczekać jeszcze 10 s. Miał rację ponieważ spławik znowu zanurkował . Po 20 sekundach zgodnie z instrukcją ojca zwinąłem powoli luz żyłki po czym energicznym ruchem ciałem i ręką do tyłu zaciąłem.

Zacięcie nie było puste bowiem czułem ciężar na wędce murujący do dna. Z pomocą ojca udało mi się wyholować pierwszą rybę i chociaż nie była największa bo sandacz ważył około 0,8 kg przystworzyła mi wiele szczęścia i ochoty dalszego łapania. Niestety więcej sandaczy nie wylądowało w podbieraku . Koło godziny 9 tata uzbroił spining na którego końcu wisiał nieduży seledynowy twister . Wykonałem kilka rzutów i doczepiłem całkiem niezłego okonia. Byłem niezwykle podekscytowany .Nie wiem czemu ale spining okazał sie dla mnie lepszą metodą łowienia.Koło godziny 10 zwinęliśmy sprzęt i wróciliśmy na przystań. Wyczyściłem staranie swoją zdobycz o dziwo nie brzydząc się jej wnętrzności. Chciałem aby prezentowała się jak najładniej dla oka mamy i brata:).

Po powrocie do domu usłyszałem to na co liczyłem, czyli pochwałę, która zadziałała na mnie mobilizująco. Ta chwila uczyniła mnie zaciętym wędkarzem.

Obecnie mam 18 lat i nie wyobrażam sobie życia bez wędkarstwa. Łowię zarówno z pod lodu jak również w długim sezonie najczęściej z łódki. Moją ulubioną metodą jest oczywiście spining ale to nie znaczy że odstawiam na bok żywcówki czy też 'baty'. Jeśli chodzi o spining to łowię najczęściej szczupaki i okonie, rzadziej sandacze ale to z powodu małej liczby ich występowania w 'moim' jeziorze. Żałuję że nie ma ich tyle co w tych czasach kiedy ojciec łąpał 150 sztuk w sezonie bo sandacz to wspaniale walcząca ryba, która szybko się rozmnaża jeśli nie jest wywierana na nią presja siatek. Kiedyś stawiali je rybacy za to teraz miejscowi strażnicy. Nic zatem dziwnego że sandacz rzadko pojawia się na górkach. Można wiele tu narzekać ale nic to nie zmieni. Oczywiście nie mogę się doczekać 1 czerwca kiedy to wyruszę poobijać dną górek.Może akurat mi się poszczęści i zatnę jakiegoś zębacza. Gorzej będzie z sezonem majowym kiedy to przyjdzie czas na szczupaki. Niestety w tym roku czeka mnie matura i będe musiał poświęcić wyprawy na ryby na rzecz egzaminów. Lato to mój czas przede wszystkim na węgorze. Czasem parogodzinne oczekiwania na brania nawet nie przystwarzają mi nudy bo w końcu przychodzi rekompensata w postaci 'kity' i o oczekiwaniu zapominam:).

Trudno jest zapomnieć o pierwszej a w dodatku owocnej przygodzie wędkarskiej. Jest to chwila , w której wędkarz odkrywa swoją pasję i chce ją za wszelką cenę pogłębiać. Tak było i jest w moim przypadku , dlatego póki mam czas bo o chęci są zawsze to zawsze jestem skłonny ku nowym przygodom wędkarskim, którymi są dla mnie każde wyprawy na ryby. Każda taka wyprawa jest jest dla mnie kolejnym zastrzykiem doświadczenia bardzo przydatnego w sztuce jaką jest wędkarstwo.







'Materiał zgłoszony na konkurs wedkuje.pl'

 


4.3
Oceń
(32 głosów)

 

Pierwszy zastrzyk doświadczenia - opinie i komentarze

u?ytkownik10466u?ytkownik10466
0
Pięknie piszesz kolego,rób to częściej.pozdrawiam.5
(2010-02-27 13:07)
Przemek238Przemek238
0
Bardzo fajne opowiadania. Wędkarstwo tak jak u mnie jak i Ciebie  jest wielką frajda. Bez tego nie można zyć, bo to najpiękniejszy sport na łonie natury
(2010-02-27 13:17)
spines21spines21
0
przyjemnie się to opowiadanko czytało.5mnie wciągnęło przez wujka:)czekałem,kiedy przyjedzie i mnie zabierze znowu na ryby.potem już sam wyruszałem.zmieniły się metody,jest wiele nowinek,ale wędkarstwo zawsze mnie kręci tak samo. (2010-02-27 15:35)
hubihubi
0
Witam fajnie się poczytało mnie to zaraził dziadek ale jak by nie mógł jak sam na własnym polu miał spory staw  kiedyś tam kopali glinę na własne potrzeby wyrabiali cegłę okoliczni mieszkańcy ja tych fabrykantów nie pamietam ale staw dobrze ryby było sporo i to jakiej płotki karasie karpie i szczupaki dzisiaj nie ma nic po stawie została woda i syf jaki tam pozostał po oklicznych  mieszkańcach szkoda ale jest wędkarstwo które do dziś wiernie uprawiam pozdrawiam za wpis daję 5. (2010-02-27 16:46)
karoltsu1karoltsu1
0
Dobrze opisane doświadczenia,tym rzetelniej ze świeże.Nie ciąży na wrażeniach bagaż doświadczenia.Dobrze całe 5*****.Pozdrawiam.
(2010-02-27 19:40)
ponikwodaponikwoda
0
Dobry artykół daje piąteczkę i pozdrawim. (2010-02-28 16:15)
rastifrastif
0
(2010-03-03 11:49)
rastifrastif
0
(2010-03-03 11:49)
rastifrastif
0

przepraszam dwa błędy.    artykuł na pięć,zastanawiam się tylko czy jak twuj tata wędkował

nie było limitów w łowiniu sandaczy iwęgorzy.

(2010-03-03 11:56)
u?ytkownik70140u?ytkownik70140
0
5 (2013-05-19 19:46)

skomentuj ten artykuł