Okoniowe tango na pożegnanie z jeziorem

/ 7 komentarzy / 7 zdjęć


Z wielu pomysłów dotyczących miejsca sobotniego wypadu, w tym zamiaru karpiowania na Stawach Dębina, ostatecznie postanawiamy zaliczyć chyba ostatni, całodzienny spinning na naszym jeziorze. Skłoniły nas do tego w miarę dobre warunki atmosferyczne oraz fakt, że spinning u nas jest dozwolony do czasu zarybienia wody drapieżnikiem. W przeddzień wyjazdu szykuję trzy zestawy spinningowe. Wklejankę typowo na okonie z paprochami i 4g główkami, średni zestaw z przyponem z fluorocarbonu do średnich kopytek i twisterów o długości kilku centymetrów i główką około 6g i ostatni zestaw szczupakowy z cięższymi główkami i przynętami do 15cm. Pomimo wczesnego przybycia nad jezioro, na wodę wychodzimy z prawie dwu godzinnym opóźnieniem. Przyczyną są liczne ślady penetracji kempingów przez jakichś złodziejaszków. Policja, oględziny, protokoły, zabezpieczanie śladów. Początkowy dobry nastrój popsuła nam trochę cała ta sytuacja, ale w końcu objuczeni do granic możliwości sprzętem i środkami asekuracyjnymi wyruszamy na wodę.
Wieje wschodni wiaterek pozostawiający zawietrzną, pierwszą zatokę z prawej we względnym spokoju. Dlatego też, od niej rozpoczęliśmy przeszukiwanie przerzedzonych pasów trzcin i graniczącego stoku lekkimi gumkami .
Pierwsza godzina mija szybko, morale utrzymuje się na wysokim poziomie, jednak nie stwierdziliśmy obecności ani drobnicy, ani drapieżników. Postanawiamy przepłynąć w rejon plaży. Tam często stoją ładne garbusy. Obławiamy miejscówkę kotwicząc w odległości umożliwiającej spenetrowanie miejsc przy trzcinach, a jednocześnie stoku i głębokiego, kilkumetrowej głębokości blatu, poza pasem resztek roślinności dennej.
Druga godzina mija także szybko. Około 30m z lewej miejscówki na której spinningujemy, zaraz za ujściem kanału z jeziora, rozciąga się piękne wypłycenie szerokie na kilkadziesiąt metrów, coś w rodzaju zatopionego półwyspu. Tuż za nim i po obu jego stronach znowu jest dość głęboko. Dlatego też to miejsce jest naszym kolejnym obszarem zainteresowania. Tu spotykamy pierwsze objawy życia w postaci licznej drobnicy, długości od dosłownie trzech do dziesięciu centymetrów, stojącej w przybrzeżnym pasie i na głębokości do 1,5m. Podwodny cypel obławiamy na różne sposoby i z kilku miejsc, spędzając na nim kolejną bezowocną godzinę. Krótko po dwunastej wiaterek ze wschodniego zmienił się na południowo-wschodni i zaczęło trochę solidniej dmuchać. Postanawiamy obławiać północny brzeg pozostając w dryfie na jednej, nie dotykającej dna kotwicy. Wymaga to od nas stałego korygowania położenia i precyzji podczas umieszczania przynęt pod pasami oczeretów. Znajdujący się tutaj dość stromy stok biegnący od pasa trzcinowisku w jezioro stanowi niezwykle atrakcyjne miejsce.
Stanowiska są przepiękne, urozmaicone licznymi wgłębieniami w trzcinowiskach, zlokalizowane pod zwisającymi olchami, na których widoczne już są już kwiaty męskie zebrane w czerwonawe długie na 3cm kotki.
Zauroczeni tymi obrazami, walcząc z łodzią i nasilającym się wiatrem popełniamy kilka błędów i nie unikamy zaczepów na trzcinowisku, a co najgorsza na olszynach. Po jednym z takich manewrów, Ryszard postanawia kontynuować wędkowanie z brzegu, natomiast ja robię małe przegrupowanie na katamaranie, trochę klaruję sprzęt po kilkugodzinnym wędkowaniu i przy okazji pilnie obserwuję wodę kotwicząc przy jednym z pomostów.
Wiatr trochę słabnie, a lekka powierzchniowa fala umożliwia lepszą obserwację wody. W odległości 30-40 metrów od zajmowanego miejsca zaobserwowałem coś jakby pojedyncze pluski drobnicy. Wytężam nadwyrężony już długim pływaniem wzrok i po kilku chwilach jestem w stanie potwierdzić swoje pierwsze spostrzeżenie. Decyzja jest tylko jedna. Wypływam pionowo od brzegu na jezioro i po dużym łuku napływam na upatrzoną miejscówkę. Kotwiczę równolegle do brzegu. Ukształtowanie dna w tym rejonie znam jak własną kieszeń, więc nie muszę kotwiczyć zbyt blisko brzegu. Kotwiczenie wykonuję wręcz w idealnej ciszy. Żadnego puknięcia, stuknięcia, ruchy powolne i nie przestaję prowadzić obserwacji wody. Między czasie chwilę po zakotwiczeniu notuję w pobliżu trzcinowiska rozprysk drobnicy jeden za chwilę drugi. Zaczynam od paprochów. Pierwszy rzut perłowym twisterkiem trafia idealnie w wybrane miejsce. Przynęta szybko opada na niespełna metrową głębokość. Podnoszę szczytówkę wklejanki Inspiral Jaxon i w tym momencie następuje uderzenie. Sprzęt mam ustawiony typowo na okonie, a ja czuję na końcu zestawu jakby szarpnięcia i murowanie do dna szczupaka. Teraz muszę tylko zachować spokój. Zaciąłem idealnie w tempo uderzenia, jak łyknął niezbyt głęboko jest mój, jak nie mówi się trudno. Podciągnięcie a rybka do dna i w bok, drugi raz i powtórka. Po kolejnym razie w niewielkiej odległości od katamaranu pod powierzchnią wody, widzę tak przecież charakterystyczne czarne pasy na oliwkowym tle i czerwone końcówki płetw. Wiem, że to piękny okoń. Wszystko mam pod ręką, nieśpiesznie wkładam podbierak do wody, lekkim wślizgiem wprowadzam okonia do siatki podbieraka i uśmiecham się sam do siebie. Jesienny, przepiękny drapieżnik o wadze 50dkg i 35 cm długości otrzymuje zasłużoną fotkę. Dalsze próby skuszenia okoni różnymi gatunkowo i wielkością przynętami są bezowocne, co mi w sumie nie psuje i tak dobrego nastroju wywołanego okazałym pasiakiem.
Na łowisko wracam jeszcze z Ryszardem po krótkiej, chyba półgodzinnej przerwie. Obławiamy przez ponad godzinę dwie miejscówki. Na jednej z nich zapinam jeszcze , po kilku agresywnych podskubywaniach , znacznie mniejszego okonia od poprzedniego, który i tak schodzi z przynęty w toni.
Za pasem zmierzch, najwyższa więc pora pożegnać się z jeziorem i naładowanym pozytywnymi emocjami powrócić do domu. Czeka mnie jeszcze wyjście do kina z małżonką!Na tak ubarwioną rybkę można patrzeć bez końca



























W takim pysku zginie nie jedna płoteczka




























Zasłużony i wysłużony Cardinal max3 z kompletu z wklejanką




















Po raz kolejny sprawdziła się wklejanka Jaxon Inspiral 2,70



















Dwa pozostałe zestawy



















Podczas przygotowań do wyprawy




















W takim pysku zginie nie jedna płoteczka

 


5
Oceń
(34 głosów)

 

Okoniowe tango na pożegnanie z jeziorem - opinie i komentarze

wiekla42wiekla42
0
Cierpliwość popłaca. Piękny okoń. Gratuluję.***** (2012-11-12 00:00)
Zibi60Zibi60
0
Najważniejsze pozytywne naładowanie, ja jakoś nie mogę w tym sezonie, mam za duże wymagania, czy co ? 5* (2012-11-12 09:55)
Lin1992Lin1992
0
Gratuluję udanego wypady i super tekstu. (2012-11-12 10:53)
maverick314maverick314
0
Bardzo fajny i za razem ciekawy artykuł :-). Ode mnie 5 pozdrawiam (2012-11-12 11:55)
kamil11269kamil11269
0
***** (2012-11-12 15:46)
BanitaBanita
0
Mógłbyś książki pisać***** oczywiście i ode mnie, 5 z + ale plus się nie zmieścił. (2012-11-12 18:05)
u?ytkownik102837u?ytkownik102837
0
Kolejny bardzo dobry wpis za który serdecznie gratuluje. Na prawdę twoje wpisy czyta się z przyjemnością, i oby tak dalej. Pozdrawiam Boczny Trok (2014-07-16 18:22)

skomentuj ten artykuł