Mój pierwszy raz

/ 26 komentarzy

Z pamiętnika...
Był piękny, majowy poranek a ja właśnie.... nie, nie Kochani, nic z tych rzeczy nie byłem wtedy na rybach,
właśnie opuszczałem bramę mojej „ukochanej jednostki wojskowej” i cieszyłem się z tego powodu jak dziecko!
...minęło kilka wspaniałych miesięcy, po długich wakacjach spędzonych z narzeczoną ( teraz żoną) zacząłem szukać pracy. Zrządzeniem losu, mimo wielu przeciwnościom, dostałem etat w sklepie meblowym nie mając zielonego pojęcia o pracy w tej branży. Kierownik sklepu Krzysiek był na mnie strasznie cięty bo miał na to stanowisko swojego kandydata ale... szybko okazało się, że zaczęliśmy nadawać na tych samych falach. Zostaliśmy przyjaciółmi, Krzychu był zapalonym wędkarzem, namówił mnie abym odnowił kartę wędkarską i zaczął jeździć z nim na ryby. Zakupiłem sprzęt i oddałem się rozkoszy lekkiego spławikowania do początku kwietnia 1993 roku. Wtedy to mój kompan, przekonał mnie (po długich negocjacjach) do nabycia pierwszego spinningu. Pamiętam jak dziś te zakupy i sprzęt jaki wybrałem; wędka firmy DAM Tele Spin 270/35g, kołowrotek DAM Quick Camaro LS35 i żyłka Bayron Soft 0.27, do tego jeden! przypon i trzy blaszki; dwie HRT i jedna firmy DAM.
Wszystkie te skarby schowałem w znalezionym w domu małym plastikowym pudełeczku. Do pierwszego maja nie mogłem się już doczekać.

Do Krzycha przyjechałem, razem z moją żoną, pociągiem 30 kwietnia i oddałem się w pełni degustacji procentowych płynów aby wzmocnić się przed wyprawą a im więcej „tego” było, tym z większą naiwnością słuchałem opowieści mojego kompana o jego wędkarskich wyczynach. Wypraw przybywało z każdym kielonkiem a ryby rozrastały się w niesamowitym tempie.
Im bliżej tej chwili, tym mniej wierzyłem w sens naszej wyprawy, nie mogłem uwierzyć, że na taki kawałek blachy można złowić rybę, na robaka to tak ale na takie coś???
Rano spotkaliśmy się w umówionym miejscu z kolegami Krzyśka i w czwórkę ruszyliśmy nad wodę. Kiedy przypomnę sobie ten dzień, tą chwilę, śmieję się sam do siebie. Dlaczego???
Opiszę Wam mój strój jakim dysponowałem owego dnia..... czarna, całkiem przyzwoita, niedawno nabyta skóra okrywała mnie przed porannym zimnem, w kancik wyprasowane przez żonę spodnie i eleganckie pantofle dopełniały całości.
Jacek, kolega Krzyśka myślał, że będę przebierał się nad wodą ale kiedy dowiedział się, że to był właśnie mój wędkarski strój, ze śmiechu położył się na burcie zbiornika. 

Przed rozpoczęciem połowu wszyscy zaczęli chwalić się swoimi nowymi, specjalnie na ten dzień zakupionymi przynętami a wierzcie mi było na co popatrzeć, szczególnie u Jacka. Ileż on tego miał, taki mały obwoźny, dobrze zaopatrzony sklep wędkarski, w końcu był jego pracownikiem. Kiedy spojrzał z pogardą na moje zabiedzone pudełko, sięgnął do swoich przynęt, które miał schowane w innym raczej nie przeznaczonym do łowienia w tym dniu pudełku i podarował mi z ironicznym uśmiechem na twarzy, trzy największe blaszki jakie posiadał. Jedną z nich posiadam do dnia dzisiejszego, to balcerowski miedziany Colonel nr 10, blacha, która zajmuje honorowe miejsce wśród moich przynęt.
Po eksternistycznym kursie spinningowym, przeprowadzonym przez moich nowych kolegów, rozpocząłem łowienie. Minęły dwie godziny wędkowania bez brania, kiedy podszedł do nas starszy Pan i powiedział, że na „przewężeniu” ktoś złapał wymiarowego, czterdziestocentymetrowego zębatego ( wymiar szczupaka wynosił wtedy 40 cm). Ogarnęła mnie rozpacz i chyba zazdrość a na dodatek sąsiad łowiący niedaleko mnie złowił na żywca szczupaka 38 cm.

Moi kompani odpuścili, zaszyli się w sąsiadującym z wodą lasku i rozgrzewając się wodą ognistą ( bo to mi przypadła rola kierowcy) pozostawili mnie samemu sobie.
Przesunąłem się w lewo w miejsce, które zajmował wcześniej łowca niewymiarowego esoxa i zacząłem posyłać moja blaszkę w kierunku znajdującej się naprzeciw mnie wyspy. Niestety moje blaszki lądowały tylko w połowie odległości między brzegiem a wysepką. Wtedy przypomniałem sobie o blaszkach które dostałem rano, założyłem jedną z nich, miedzianego Colonela i w trzecim rzucie blaszkę udało mi się posłać metr od brzegu „pływającego lądu”. Jeden obrót korbką i poczułem tępe uderzenie.
Czy to branie? ..... nie to chyba zaczep, coś ciężkiego....zielsko???
Idzie tępo, jednostajnie, bez walki, bez szarpania i nagle... wygięty kij ożywa, pulsuje i zębaty wyskakuje nad wodę!!!
Boże mam, nie wierzę... mam rybę! Pozostawiony samemu sobie, bez pomocy i podpowiedzi kolegów...myślę co robić? Bez podbieraka nie dam rady, burta jest zbyt wysoka. Szczupak szaleje blisko brzegu, jest duży!!! Nigdy takiego nie widziałem. Czas poprosić o pomoc, nie ma czego się wstydzić.
Krzychu!!! - wołam.... cisza.
Krzychu, Krzychu!!! - krzyczę.
Między drzewami widzę jego głowę, słyszę śmiechy i mądrości Jacka, chyba rekin wciągnął go do wody!
Mój przyjaciel jednak nie pozostawił mnie bez pomocy, podbiegł do mnie z podbierakiem i sprawnym ruchem podebrał rybę.
Chwilę później, mój „pierwszy” był na brzegu, dla mnie ogromny!!!. W ciągu chwili zbiegli się chyba wszyscy znad zbiornika i podziwiając moją zdobyć, jednoznacznie twierdząc, że to samica. Mierzymy zdobycz, miarka wskazuje 68 cm. Jestem szczęśliwy, to było niesamowite uczucie, tą chwilą zaraziłem całe swoje życie, spinning stał się sensem mojego życia. Do końca miesiąca złowiłem 63 szczupaki. Na ryby jeździłem codziennie, niejednokrotnie pokonując dystans 70 km stale odkrywałem coś nowego, złowiłem kilka sandaczy i zaczęło się na dobre.W czerwcu kupiłem na raty nowy zestaw, SILSTAR Royal Class 290/C15 i kołowrotek tej samej serii i 75 m plecionki Corastrong i masę przynęt, wydałem na niego pięć swoich pensji!!! Na tą wspaniałą plecionkę łowiłem 3 lata, nigdy nie używałem przyponów i nie straciłem ani jednej ryby!!!

(Nawiasem mówiąc bardzo się ucieszyłem, na jej powrót na nasz rynek w tym roku, mam nadzieję, że też będzie taka dobra jak ta sprzed 20 lat a może..... się łudzę???)

Do wiosny ubiegłego roku nie mogłem na moją chorobę znaleźć odpowiedniego antidotum ale później coś niedobrego zaczęło się ze mną dziać, przestałem jeździć na ryby!!! Pod koniec maja wyjechałem na ryby trochę dalej i zachorowałem raz jeszcze, ta choroba to FINLANDIA ale o tym może przy najbliższej okazji.

Pozdrawiam i życzę wszystkim, którzy zaczynają wędkowanie aby się nie zniechęcali i próbowali, nawet jeśli kilka razy wrócą znad wody o kiju bo w wędkarstwie trzeba być cierpliwym i konsekwentnym. Nie zawsze kilogramy dźwiganych przez nas przynęt zapewnią nam upragniony sukces. Dobrze jest mieć kogoś znajomego, (takiego Krzyśka, któremu teraz jeszcze raz dziękuję) kto w tajniki wędkarskie nas wprowadzi, będzie nam dużo, dużo łatwiej.

 


5
Oceń
(58 głosów)

 

Mój pierwszy raz - opinie i komentarze

Lin1992Lin1992
0
Wspaniały artykuł. Zostawiam wielkie 5 i pozdrawiam. (2013-02-12 12:09)
Zibi60Zibi60
0
Mam nadzieję, że ta Finlandia jest bez % ? Super opowiadanko, czekam na następne. 5* (2013-02-12 12:09)
JAQUJAQU
0
Zdecydowanie jest, "prawie" bezprocentowa, chodzi o wspólny wypad naszą paczką o którym napiszę niedługo, może ktoś skorzysta naprawdę warto!!! (2013-02-12 13:36)
egzekutoregzekutor
0
Z zaciekawieniem przeczytałem Twoj wpis tylko przyszło mi do glowy pytanie czy wtedy tego szczupaka złapałes na podarowana blachę?za wpis 5 (2013-02-12 13:48)
JAQUJAQU
0
...dokładnie tak, SZCZUPAK uderzył na podarowanego Colonela prawo frajera zadziałało w 100% (2013-02-12 13:57)
kamil11269kamil11269
0
***** (2013-02-12 14:05)
kostekmarkostekmar
0
Fajnie. Zostawiam piątala i połamania!!!!!!!!!!!!!!!!!! (2013-02-12 14:13)
ekciakekciak
0
5***** (2013-02-12 14:34)
Tomis1975Tomis1975
0
wyborny a nawet wyborowy tekst.Nie daje gwiazdek,ale czuc zylke i wedkarski nos.Wlatach 90-tych damowskie effezety i balzera colonele,pomijajac mepssy to najlepsze blachy-taki cymes-bez podtekstow.Pozdrawiam. (2013-02-12 14:53)
Zander51Zander51
0
Bardzo fajny, oddający emocje i poprawnym językiem napisany tekst. Mam nadzieję, że nie ostatni. Też miałem Colonela nr 5, ale srebrnego. Niewiele nim połowiłem, bo weszły dużo skuteczniejsze gumy...
(2013-02-12 15:36)
roman55roman55
0
Z przyjemnością przeczytałem . Piątal***** Z wędkarskim Pozdrowieniem (2013-02-12 16:56)
kubaxxxkubaxxx
0
wciągneło mnie ***** (2013-02-12 17:56)
stefan51stefan51
0
niezla checa ale dobre to,piona*********[2013-02-12 18;46 (2013-02-12 18:47)
szczupak410szczupak410
0
Super opowieść.Chciałbym taką sam przeżyć.***** (2013-02-12 18:59)
krzycho76krzycho76
0
Fajnie to kolego napisałeś. Ale te Twoje wdzianko tego pamiętnego dnia musiało robić wrażenie.... Piąteczka za tekst (2013-02-12 22:38)
maverick314maverick314
0
Bardzo fajny artykuł ode mnie zasłużone 5 pozdrawiam (2013-02-13 10:06)
lord232lord232
0
super artykuł odemnie 5 (2013-02-13 12:52)
jurekjurek
0
Moje szczere gratki . (2013-02-13 13:09)
gutek79gutek79
0
extra artykuł daję ***** :) (2013-02-13 18:00)
SparoSparo
0
Jak zwykle  ***** :)
(2013-02-13 20:24)
zeus836zeus836
0
***** za wdzianko (2013-02-13 20:53)
pawel75pawel75
0
Świetny tekst ! No i nic tylko pogratulować takich wyników. Trzymam kciuki za następne rybki no i artykuły oczywiście. Pozdrawiam i ***** zostawiam ! (2013-02-14 18:07)
camelotcamelot
0
Odnowiłeś Kartę , bo chciałeś się podlizać szefowi ! Przyznaj się ! Ha ! Ha ! ....Fajna i ciekawa historia ! 5***** Pozdrawiam serdecznie ! (2013-02-14 18:16)
JAQUJAQU
0
....masz nosa, żeby On o tym wtedy wiedział ...... (2013-02-15 13:21)
userandyuserandy
0
Nic dodać nic ująć - cała prawda, czuć emocje, bardzo miło się czytało, czekam na kolejne wpisy. pozdrawiam (2013-02-16 06:15)
MateuszR86MateuszR86
0
Super. (2013-02-18 13:04)

skomentuj ten artykuł