Leszcze na „tracony ołów”.

/ 10 komentarzy

Leszcze na „tracony ołów”.
            Leszcz to ryba powszechna i rzadka zarazem. Powszechna bo leszcze, czy jak mówią tubylcy z pod Kamienia Pomorskiego „żyletki” są łatwe do złowienia i łapczywie biorą każdą przynętę. Jeśli jednak leszcz ma mieć jakiś poważny rozmiar to sprawa jest o wiele trudniejsza. W naszej rodzinie utarło się, że leszcz czy „lechol” musi mieć co najmniej 1,50 kg. Inaczej nawet połowu nie wspominamy. Wiem, że to już jest niezła ryba więc o połowach takich napiszę.
            Na początek kilka zdarzeń z leszczami , które wciągną nas w temat. Pierwsze duże „lechy” jakie widziałem łowił mój Ojciec z moim chrzestnym i jego bratem na jeziorze Przeradź (Duże, „Za brukiem”) koło Sępólna Wielkiego. Były to leszcze do 3-3,5 kg. Poławiali je na tym łowisku wszyscy na zwykłego czerwonego robaka i bambusową wędkę. Chodziły stadami więc jeśli nie zrobiło się zbytniego chaosu w łowisku, można ich było złowić nawet 5-8 sztuk. Kolejne wspomnienie z leszczami to połów kolegi Janka leszcza 5 kg na woblera ( zgłoszony do „Wędkarza Polskiego” , być może ktoś z wędkarzy jeszcze to pamięta). Oprócz tego leszcza w ten sam dzień mój Ojciec złowił na bata leszcza 5,10 kg w innym końcu jeziora (tego już nie zgłaszaliśmy) bo popłynął w toń jeziora by rodzić nowe pokolenia „lechów”. Po leszczu Janka mam w portfelu na szczęście i pamiątkę łuskę.
Inne ciekawe zdarzenie z leszczami to obserwacje tarłowe. Leszcze trą się spektakularnie pływając na płyciznach dostojnie i roztrącając wszystko co znajduje się wokoło. Oczywiście leszczy wtedy nie łowimy tylko patrzymy jak na ciekawy spektakl. Poznajemy trące się leszcze po wysypce tarłowej która występuje na całym ciele. Raz byłem świadkiem takiej leszczowej orgii na jeziorze Cieszęcino w miejscu jego połączenia z jeziorem Łobez. Łowiłem sobie spokojnie na początku lipca (tak , tak w tych polodowcowych, głębokich i zimnych jeziorach leszcze trą się w końcu czerwca a sporadycznie na początku lipca) okonie na spławik stojąc na mostku łączącym oba jeziora, gdy nagle dojrzałem płynącą w moją stronę wielką „torpedę”. Ryba zatrzymała się pod samymi moimi nogami i dostojnie zawróciła. Po 5 minutach cała zatoka „chodziła” od wielkich leszczy. Widziałem okazy powyżej pięciu kilo, więc warto zarzucić tam swój zestaw w przyszłości. Prawda jest też taka, że leszcze podczas tarła z reguły ignorują nasze przynęty. Inna przygoda z leszczami spotkała moją mamę na jeziorze Trzebień. Z jednego miejsca wytargała 17 leszczy od 1,5 kg do 1,9 kg. Raz za razem ku oniemieniu przyglądających się temu bobolickich wędkarzy. Nikt na jeziorze łącznie ze mną nie złowił wtedy żadnych ryb. Bywa i tak. Ostatnią historią, którą chcę opisać jak zdarzyła mi się z leszczami   jest historia połowów podlodowych. Kiedyś nikt akurat nie mógł jechać na ryby , więc wybrałem się sam ( co na lodzie nie jest mądre, ale kto powiedział że wędkarze są mądrzy!!!!). Najpierw pojechałem na okonie na Cieszęcino. Niestety przez 5 godzin nie złowiłem nic ciekawego i zacząłem się zastanawiać co zrobić z tak rozpoczętym dniem. Pomyślałem, że przeniosę się na jezioro Szare zwane przez miejscowych Trokowym. Wsiadłem w samochód i tam pojechałem. Wysiadam patrzę stoi dwóch tubylców, zresztą znajomych. Jednak nie łowią na błystki tylko wypatrują spławików w ogromnych wyrąbanych siekierami przeręblach. Obok nich nie widać żadnych ryb, a wiadomo że miejscowi nie chowają ich do toreb tylko trzymają na lodzie. Pytam co bierze? Mówią. Stary- ogromne leszcze ale rwą nam żyłki. Wykręcam dziurą podwójną bo jedna świdrowa na pewno nie wystarczy na leszcza. Niestety nic nie bierze. Zwiększa się mróz. Jest już może z minus 10. Chłopaki idą do domu bo zimno. Mi też się nie chce kręcić nowych otworów. Biorę dużą mormyszkę i wrzucam ją z trzema białymi do przerębla. Kładę mormyszkę na dnie by ustalić grunt, a kiwok wygina się niemiłosiernie. Jest, coś dużego . Ciągnę powoli, hamulec gra piękną melodię. Jest leszcz. Może z 1,5 kg. I tak jeszcze 8 od 1kg do 2 kg. Kilka wyciągam, kilka mi się urywa. Jestem szczęśliwy. Jadę do domu bo mróz coraz większy. Po tygodniu jesteśmy tam z całą ekipą. Łowimy ponad sto leszczy. Wiadomo leszcz lubi się na zimę zgrupować w ogromne stada. Niestety czekają na to również rybacy by wyczyścić jezioro z tej pięknej ryby.
            Tyle historii, że tak powiem leszczowych. Teraz opiszę sposób połowów leszczy na tak zwany „tracony ołów”. Jeśli nie znamy tras leszczy lub w ogóle łowiska to musimy leszcza zakarmić.   Oczywiście najważniejsza jest systematyczność. Jednak nie każdy z nas może być codziennie dajmy na to na łowisku o 21. Radą na to jest umieszczenie w worku (łatwo przepuszczalnym) karmy, która będzie się uwalniała sukcesywnie sama. I tu są dwa sposoby. Jeden dla tych co nie boją się zajęcia stanowiska przez innych wędkarzy. Worek przywiązujemy do bojki (może być butelka na wodę 5 litrowa, na dole kamień aby się nie przemieszczała) i karma uwalnia się sama przez kilka dni. Drugi sposób jest dla wędkarzy którzy boją się o stratę nęconego stanowiska. Należy umieścić worek tak go wyważając by był około 1 m pod wodą. Do „karmnika” ładujemy ale bez przesady to co uważamy za najbardziej skuteczne (groch, bób, kukurydzę, dodatki smakowe i zanętowe). Miejsce musi być osłonięte od wiatru, nie może być na biegnącym nurcie(zbiorniki zaporowe) i musi tam być co najmniej 4-5 m głębokości. Warto też przemyśleć dno. Raczej piaszczyste lub lekko muliste. Po trzech, pięciu dniach możemy zacząć łowienie. Najlepszą przynętą będzie makaron  kolanka. Do zanęty też dorzucamy go sukcesywnie w celu przyzwyczajenia ryb. Makaron zakładamy na hak 8-6 nawet po dwie sztuki. Nie martwcie się leszcz je spokojnie zassie. Całym clou tego sposobu jest zestaw by leszcz mógł spokojnie go pochwycić. Potrzebujemy wędki z kołowrotkiem. Żyłki z przyponem ale bez przesady. Leszcz to siłacz dopóki nie wyciągniemy mu pyska nad wodę. Proponuję dobrą 0,16. Spławik przelotowy i dwa obciążniki. Oba przelotowe. Zestaw montujemy tak by jeden ołów leżał na gruncie a drugi był właściwym obciążeniem spławika. Ustawiamy grunt tak by ten pierwszy ołów swobodnie leżał na dnie. Ryba zasysa przynętę ciągnie żyłkę nie czując oporu. My widzimy branie dopiero jak leszcz odpływa z przynętą w pysku i wówczas zacinamy. Pięknie się tak łowi z łodzi po świcie gdy fala jeszcze nie mąci wód jeziora. Jako przyłów zdarzają się naprawdę duże płocie, liny a nawet karpie. Małe ryby raczej się na takim zestawie nie plączą. Spróbujcie łowić tą metodą, naprawdę ciekawie się nią poluje.
 
 

 


4.1
Oceń
(13 głosów)

 

Leszcze na „tracony ołów”. - opinie i komentarze

barrakuda81barrakuda81
+2
Tarło leszcza to piękny spektakl.Kiedyś w maju odłozyłem wędkę i w polaroidach obserwowałem baraszkujace łopaty na jeziorowej płyciźnie. W ciepłym wiosennym słońcu taki show dawał dowód potęgi życia po długiej zimie. Nigdy ich wtedy nie łowię. Każdy ma prawo do odrobiny przyjemności i i intymności:) (2018-01-30 10:19)
erykomerykom
+1
Gorzej jak taki spektakl przerwą szarpakowcy...A u mnie na rozlewiskach trudno ich niestety upilnować :( (2018-01-30 20:46)
patagoniapatagonia
0
Na szczęście na jeziorach szarpakowców rzadko się spotyka. (2018-01-30 21:49)
RadekWedkarzBydgoszczRadekWedkarzBydgoszcz
+1
Leszcz... bardzo lubię tą rybę, nauczyłem się na niej tego lata łowić na grunt (który teraz jest moją ulubioną metodą) wcześniej był tylko spławik i spining, tego lata też złowiłem swojego pierwszego leszcza na jeziorze Wdzydzkim, chętnie łowiłbym tam dalej tylko to daleko od domu i to nie jest PZW (a kiedyś było) tak czy inaczej uważam że leszcza można nazwać królem jezior jeśli chodzi o białoryb, bo karp i amur przesiedlony. Na pewno wiosną i latem będzie celem moich wędkarskich wypraw, niestety jak każda ryba znika z naszych wód kiedyś Wujek potrafił nałowić sporo leszczy a teraz... jeden mały że nawet nie wie czy rybę ciągnie... ale może brak ryb też ma swoje strony? Może jedna ryba złowiona rzez cały dzień będzie bardziej cieszyć i dawać większą satysfakcję? Jeszcz wracając do artykułu jak skutecznie łowić tą rybę jeśli się nie posiada łódki i mieszka się daleko od jeziora? Jest jakiś sposób? (2018-01-31 14:55)
patagoniapatagonia
0
Bez łodzi też się pięknie tak łowi, tylko karmić trzeba tradycyjnie. Na Wdzydzach też kiedyś łowiłem. Wspaniałe "kaszubskie " morze. (2018-02-01 21:52)
RadekWedkarzBydgoszczRadekWedkarzBydgoszcz
+1
Rzeczywiście, kiedy kolejną część przygód znad Zachodnio-Pomorskiego? (2018-02-02 10:12)
janglazik1947janglazik1947
+1
Kiedyś za czasow PZW na Zalewie Koronowskim łowilem leszcze powyżej 3kg. Dziś kiedy nowy wlaściciel wyczyścił tę wodę - CUDEM JEST ZŁOWIENIE 1KG ryby.  (2018-02-03 11:15)
patagoniapatagonia
0
A taki piękny jest Zalew Koronowski. Wiele pięknych wód jest niestety pięknie pustych. Pozdro. (2018-02-03 14:02)
dorzbikdorzbik
+1
Jest wiele pięknych wód tylko niema do nich dojazdu.Jak oglądam programy wędkarskie w TV i widzę jak wędkarze swobodnie dochodzą do wody ze stanowiskami ,to czasami się dziwię za co się płaci kartę (2018-02-27 13:54)
patagoniapatagonia
0
O i tu jest nasza rola. Naciskać na nowe władze PZW na porozumienie z Lasami Państwowymi na temat dojazdu. Oczywiście tylko do łowisk i tylko dla wędkarzy. Może jakaś skromna opłata(zaraz mnie zlinczują?????!!!!!) ale trudno. (2018-03-04 15:53)

skomentuj ten artykuł