Gliniok w trzech aktach

/ 2 komentarzy / 4 zdjęć


 Wszystko zaczęło się od chwili gdy w środowy wieczór przeczytałem komentarz kol.Ul-fan pod artykułem (relacji z Morawy) na moim blogu ,długo nie myśląc odpisalem na "priv" i zadałem przy okazji kilka pytań ,ku mojej wielkiej radości długo nie czekałem na b.wyczerpującą odpowiedź - jeszcze raz dzięki Kolego.
 Decyzja w mej łepetynie zapadła błyskawicznie czyli choćby skały sr..y to musze tam dotrzeć i to najlepiej jutro po zabiegach czyli popołudniu ,w końcu nie ma co tracić dnia bo uświadomiono mnie że niebawem na pewien czas mogę być uziemiony i pasiasty - moje oczko w głowie może stać się czasowo nieosiągalny .
 Na poczatek zerknołem na mapę jak i czym najlepiej dotrzeć, byłem tam co prawda kilka lat temu jeden jedyny raz ale nie sam a z portalowym Kolegą (tu Pozdrowionka jak jeszcze obserwuje)
 Dojazd wydaje sie prosty : autubus ,tramwaj do tego troszkę pieszo i wydaje się że po około godzinie od wyjścia z domu powinienem być  na miejscu.
 Po czwartkowych zabiegach o czternastej jestem w domu,spoko- mam czas naposiłek a po nim graty na plecy i wypad - na miejscu jestem przed siedemnastą (Tak mi się przynajmniej wydaję) schodzę ze skarpy między cyplem a nasypem za którym pewnie nastepny zbiornik z tym że kolega pisał ze tam nigdy pasiaka nie dopadł więc w tamta stronę nie pójdę,a tu ?miejsce ciekawe jest w miarę czysto i głeboko , po prawej w rogu jakieś zatopione krzaki czyli trzeba to dokładnie "wymacać" niestety przez pół godzinki nic poza chyba dwoma odprowadzeniami drobnicy mimo że kombinowalem ze wszystkim, jedynie pod owym krzakiem coś czasem goni ale poza bezpiecznym zasięgiem...Postanawiam iść w lewo, pierwsza myśl cypel ale tego zostawiam sobie na koniec - idę dalej i SZOK : tablica ,nr łowiska się nie zgadza ,co prawda na mapie nie było że to gliniok bo  wszystkie stawy w tym kompleksie opisane były jako Hubertus 1,2,3...alew i cypel i podobny -zgłupiałem.
Idę dalej i spotykam wędkarza pytam i po chwili wszystko jasne.
 Jestem na jedynce ,musze dojś do dwójki ,obejść i będzie gliniok - pięknie myslę ale w końcu i tu i tam można po drodze połowić co też czynię ale znów bez efektu aż docieram w końcu nad Gliniok  .oddałem rzut i momentalnie zostałem "delikatnie mówiąc" upomniany -dopiero ostatnim wyrazem było słowo tarlisko, trochę mnie to ździwiło bo brzeg jak kazdy inny ale nic nie odpowiadająć (z wiadomego powodu-trudno mnie usłyszeć z kilku metrów) grzecznie się zwinałem i pomaszerowałem dalej,mniej więcej w połowie brzegu jest i odpowiednia tablica ,jeszcze troche i z początkiem następnego brzegu tablica oznaczająca poczatek-ok , łowię z czystym sumieniem.
 Zacząłem tym razem od srebrno-czerwonej bezmarkowej obrotówki i z pierwszego rzutu charakterystyczny "prąd" na kiju ,no nareszcie pasiak u to nawet przyzwoity ok.25tka,pod brzegiem dałem mu troszkę luzu bo chciałem mu strzelić fotkę w wodzie ale zabrałem się za to dość nieporadnie i rybka zdążyła się wypiąć- nie ten to następny i profilaktycznie telefon laduje w innej kieszeni juz przełączony na aparat :-) Oddałem jeszcze kilka rzutów ale nic ,zmieniam miejsce ...
 Tu jakbym się przeniósł na Jurę, na "Karasia" identyczny piaszczysty brzeg i spad,liczę więc na podobne wyniki jak na owym łowisku,długo nie czekałem ,pobicie i równomierny opór -no jest i szczupły co po chwili się potwierdziło ,fota w wodzie i wolność.
 Czas na zmianę ,zaczynam kombinować z gumkami ale po kwadransie  nie daje to efektu ,zmiana miejsca i nadal nic.
Wracam do sprawdzonej dziś wirówki i po chwili znów charakterystyczny "pasiasty pradzik" prawie pod brzegiem zapina się dwudziestka - tym razem fota się udaje czyli misja wpełni wypełniona.
 Kolejna zmiana miejsca ,tym razem już ostatnia bo przedemna płot do wody ale jeszcze macham kilka razy i znów pod brzegiem atakuje szczupaczek ,zerknąłem na zegarek ,szybko przekalkulowałem powrót i mam jeszcze 20 minut na zabawę a właściwie test gumek i mam pobicie puste niestety ale mam pewność że był to pasiasty.
 wracając bardzo zadowolony postanawiam tu wrócić nawet jutro co się co prawda nie udaje ale i tak ciekawie spędzam wieczór czyli całkiem niespodziewanie na Rogoźniku.
 Wygladało to w skrucie tak : po powrocie z kolejnej "radioaktywnej sesji" czułem się nienajlepiej i postanowiłem wypad zamienić na drzemkę którą z oporami ale w końcu udało się uciąć, niestety jak to zwykle bywa zadzwonił telefon oczywiście pilny i po ptokach - już nie prędko zasnę, trza było jechać pomyślałem i po chwili znów ktoś dzwoni i krótki tekst :jak chcesz jadę na rogol, za kwadreans u ciebie ,ok odparłem i za pół godzinki jesteśmy na miejscu.
 Nie chciało mi się zbytnio łazić więc skupiłem się na plaży (niewiem czemu ale czuje coś do tych miesc) nic się jednak nie dzieje, podobnie u kumpla który łowił bardziej aktywnie.
 Usiadłem na skarpie robiąc sobie przerwę i zacząłem wpatrywać się w wodę - zainteresowało mnie co tam oczkuje ,po chwili wypatrzyłem dwie dość sporawe ryby ,krążyły jakies 20-50 cm pod powierzchnią ,wyglądało mi to na klenie ale kumpel stwierdził że tam ich raczej niema ale sa podobno Jazie(na jazia były dla mnie zbyt walcowate) ale to naj mnie wazne.
 Odchudziłem zestaw na maksa i zacząłem kombinować co zaowocowało jedna spinką i dwoma odprowadzeniami (ryby były zainteresowane ale w ostatnim momeńcie rezygnowały z ataku) .
 Finał taki że co prawda nie złowilismy nic ale ja nauczony nowym doświadczeniem będę juz wiedział co mam następnym razem tam zabrać, tu dodam że raczej nie skupiałem się nigdy na połowach tych ryb na spina - jakby nie patrzeć dzień na pewnonie stracony.
 Jest sobota a ja b.wczas po zabiegu i nawet czuję się dobrze czyli po południu Gliniok po raz drugi ,tym razem skorygowałem dojazd i bez problemu po niezbyt długim marszu docieram od strony cypla (tym razem mam aparat w końcu wykupiony z lombardu).
 Zaczynam od prawej strony czyli wschodniego brzegu z tym że tym razem postanowiłem oddawać po piętnaście rzutów i zmiana przynęty (wirówka ,wobler i dwa rodzaje gum) , z treciego miejsca pada szczupły na wirówkę a przed samym ośrodkiem drugi,ten na coś ala twister z rozdwojonym w pionie długim ogonem w kształcie i barwie uklei - na tym miejscu łowię do czasu aż w wodzie znów wykorzystam cały załozony asortyment co jednak nie daje efektu/
 Przedemną schodzące prawie do wody ogrodzenie ,orzejście co prawda jest ale grzecznie wychodzę na górę i idę wzdłuż ogrodzenia by po chwili dojść do gł.wejścia (otwartego) rozglądam się dokładnie za jakąś tablicą by znów nie było niespodzianki ale jedynym co jest to informacja o tym kto ów przybytek ochrania ,wchodzę i łowie spokojnie ale po chwili podchodzi do mnie ktoś i w kulturalny sposób oznajmia że tu nie wolno łowić bo w lecie jest tu kąpielisko i były juz problemy z urwanymi przynętami - w sumie argument przekonujący więc odpuszczam i dodaje żer fajnie by było jakby zrobiono jakaś informacje i tu gość przyznaje rację ,
 Zaczyna się nastepny ośrodek ,brama i tablica informująca o zakazie wstępu z dopiskiem - nie dotyczy członków PZW - tak ma być ! wchodzę i obławiam jedno miejsce (reszta zajęta)
 Opuszczam ośrodek i dochodzę do miejsca gdzie przy plocie gdzie skończyłem w czwartek.
 Zaczynam od obrotówki ,tym razej złotawej z czerwonym akcentem i kolejny szczupły a na sam koniec srebrnego twistera odprowadza pasiak lecz atakując w ostatnim momencie nie trafia,próbuje jeszcze kilka razy ale nic .
 Następne wolne miejsce to poznana ostatnio plaża ,łowiąc obserwuje polowania perkoza a że jest w miarę nie daleko szykuję sobie aparat co po chwili wykorzystałem gdy udało mu się dopaść rybę - przy lekkim powiększeniu nawet widać a tak na marginesie to muszę w końcu nauczyć się wszystkich ustawień tego cuda bo możliwości ma spore ! Tym razem z tego miejsca nic nie wyciągam i kieruje się do miejsca przed tarliskiem gdzie na koniec pada czwarty mały szczupły na srebrna wirówkę ,łowię jeszcze chwile ale zawiało i urywam mój ostatni wolfram ,co prawda i tak czas już się zwijać ale u nas wszystkie wędkarskie padły i znów trza będzie pojeździć by zdobyć nastepne ale to problem na potem ...
 W domu jestem po dziewiątej, przeglądam graty i znajduje jeden przypon na starej zapomnianej blaszce co prawda z tych grubych,zielonych no ale jest.
 W niedzielę znów czuje się fatalnie ale potem troszke przechodzi i jade na trzy godzinki ,tym razem od miejsca gdzie skończyłem poprzednio i na powitanie piękny pasiak atakuje ową uklejopodobną gume przy wyciąganiu (aż mnie delikatnie opryskał) ,szkoda że się nie zapiął bo całkiem sporawy ,po pięciu minutach szczupaczek .
Zmiana miejsca (plaża) rzut i żyłka urywa się bez powodu gdzies na dwudziestym metrze - tym razem naprawdę ostatni przypon  wraz z owa dość skuteczna gumą został złożony w ofierze :-) łowie więc na mniejsze gumki z nadzieją na pasiaki lecz te skutecznie odmawiaja współpracy, po kilku kolejnych rzutach zaczep ,puszcza ale coś ciągnę i ??? wyciągam żyłkę a na nim mój zestaw - banan na gębie ,zmiana na wirówkę i kolejny szczupły...
 Jak dla mnie bomba - Gliniok w trzech aktach z "rogolowym" miłym przerywnikiem i nie taki bezowocny jak ostatnie wypady a co najważniejsze udowodniłem sobie że okonie jednak nie podzieliły losu mamutów !!!    

 
 

 


4.2
Oceń
(9 głosów)

 

Gliniok w trzech aktach - opinie i komentarze

erykomerykom
+2
W końcu coś więcej połowiłeś :) Ja jak rzucam w bardzo zarosnietych miejscach to zawsze zakładam "gorsze" przypony i przynęty i o dziwo nie zauważyłem żeby gruba stalka odstraszała ryby bo brania są.Jak urwać to już złom :) (2017-05-09 21:22)
rysiek38rysiek38
+2
Święta prawda z tym "złomem" tylko że trzeba go mieć (a tu miałem problem bo 90 % wędkarskich u nas padło a w tych co przetrwało to wędkarskiego sprzetu niema prawie nic  (przynęty,zanety to tak) ale za to króluje kocio-psia moda i "najzdrowsza chemia - czyt.karma") aaa-  przy okazji traci się tez przynętę co raszej jest bardzie kosztowną stratą ,ale nie o tym .  Ten wypad bardziej potraktowałem jako lekcja nowej wody -jak wydobrzeje trochę to wrócę tam lepiej wyposażony i mądrzejszy ,niestety ta radioterapia skutecznie mnie rozłożyła narazie ale może poprawa przyjdzie wraz z ociepleniem :-) (2017-05-10 17:01)

skomentuj ten artykuł