Druga strona wędkarstwa

/ 20 komentarzy

Miałem przygodę , która w pamięci trwa po dziś dzień a ja czasem zamykam oczy i do niej wracam. Kto ciekawy niechaj czyta.

Historia miała miejsce w lecie 2014 roku. Tradycyjnie już, wraz z bratem i znajomym wybraliśmy się na kilkudniowy wypad nad Bug. Tym razem trafiliśmy w miejsce gdzie wzdłuż brzegu rozciągały się łąki i pastwiska. W promieniu setek metrów nad wodą była tylko jedna niewielka kępa drzew i krzewów. Z dwóch powodów postanowiliśmy rozbić obóz właśnie w pobliżu tych zarośli. Po pierwsze gdzie patyki tam wyniki a po drugie panowały wtedy wielkie upały i trochę cienia bywa zbawienne. Na miejscu byliśmy koło południa. W dwie godziny rozpakowaliśmy się i rozbiliśmy obóz. Jeszcze tylko musiałem wykopać w ziemi lodówkę i mogłem zacząć rozpoznanie terenu.

Złapałem spinning w rękę i powoli obławiając brzeg szedłem w dół rzeki. Przeszedłem tak około 300 metrów aż doszedłem do miejsca gdzie do Bugu wpadała niewielka rzeczka. Zbliżając się do ujścia u słyszałem chlapiące się ryby. „I o to chodzi” pomyślałem. Powoli i cicho zbliżyłem się do samego ujścia. Z szerokiej na około 4 metry rzeczki wpływała do kawowego koloru Bugu woda krystalicznie czysta. To będzie to miejsce. Już takie spotykałem i zawsze ryba pchała się do czystej wody. Przyglądając się mojejprawdopodobnej miejscówce zauważyłem, że okolice „patroluje” jakaś większa sztuka. Ryba raz po raz wyskakiwała z mętnej wody Bugu w czystą rzeczkę siejąc popłoch wśród drobnicy. Zaraz potem wracała w bezpieczne odmęty Bugu. Nie pływała głęboko, pływała przy powierzchni ostentacyjnie pokazując swoją obecność. Szybko zarzuciłem zestaw do wody. Zacząłem zwijać. Wobler zaczął pracować wprawiając szczytówkę w drgania. Patrzyłem w okolice gdzie plecionka wpadała do wody i zauważyłem, że do przynęty zbliża się fala. To na pewno była ryba. Początkowo powoli z czasem coraz szybciej. W myślach słyszałem muzykę z filmu szczęki. Ryba przyspieszyła i mocno uderzyła w przynętę. Przyznam szczerze, że trochę się tego impetu przestraszyłem. Niestety zapomniałem z tych emocji o zacięciu. Ale ryba poprawiła. Znów puknięcie w przynętę. Zacięcie nieskuteczne. W kolejnych rzutach sytuacja wyglądała podobnie. Ryba podpływała do przynęty i stukała pyskiem albo uciekała gdy była już bardzo blisko. Kilka rzutów i ryba zniknęła. Przestraszyła się niezdarnego łowcy.

Do obozu wracałem z natłokiem myśli w głowie. Może wobler zły, może za szybko lub za wolno prowadziłem, może plecionka za gruba. Coś w moim zestawie rybie nie pasowało. A tak w ogóle co to była za ryba? Boleń? A może kleń? Boleń lubi ataki z ukrycia ale taki sposób patrolowania wody ma kleń ewentualnie jaź. Siadłem na trawie przy ognisku, zjadłem obiad i zmodyfikowałem sprzęt. Zamocowałem szpulę z cienką plecionką i wziąłem pudełko z obrotóweczkami.

Tym razem do miejsca podchodziłem w kuckach, po cichutku i bez zbędnych ruchów. Chwilę odczekałem i ryba znów pokazała, że nadal teren należy do niej. Tym razem wystrzeliła dalej w małą rzeczkę. Narobiła więcej plusku niż zazwyczaj ale tym razem dała się zobaczyć. Wyglądała na 55-60cm, srebrzysty bok i czerwonawe płetwy. Niestety pewności co do gatunku nie mam gdyż przy chlapnięciu i pełnym słońcu wznieciła setki kropel, które błyszczały niczym iskierki co przesłoniło trochę widok. Znów zarzuciłem przynętę. Nie pamiętam czy był to trzeci czy czwarty rzut na skraju mieszającej się czystej i brudnej wody gdy znów zobaczyłem zbliżającą się falę a sekundę później poczułem pstryknięcie w obrotówkę. Po uderzeniu ryba automatycznie zawija się do Bugu. Dziesiątki rzutów, kilka przynęt i zawsze to samo. Ryba wyskakuje do przynęty, trąca i ucieka. W końcu brani ustały. Wróciłem o kiju do obozu. Tam wymieniliśmy się spostrzeżeniami na temat miejsca gdzie rozbiliśmy obóz i ewentualnych miejsc połowu. Nic nie wspomniałem o mojej przygodzie. Nie chwaliłem się żeby mi jej ktoś sprzed nosa nie sprzątnął. Nagle brat, który coś podejrzewał oznajmił, że idzie ze spinem do ujścia tej rzeczki. Trzymałem język za zębami. Dobrze mu życzyłem, niech nałowi ale tę sztukę niech mi zostawi, mam z nią porachunki. Po około 20 minutach mojej męczarni i ciągłej niepewności co tam się wydarzyło wrócił ze słowami: Siedzi tam coś sporego i tylko stuka w przynętę ale chyba to spłoszyłem.

Wiedziałem, że muszę odczekać koło godziny aż spłoszona ryba wróci. W tym czasie na kołowrotek nawinąłem cienką żyłkę, wziąłem delikatniejszą wędkę i do pudełka wybrałem moje najpewniejsze przynęty. Nadszedł czas na kolejną rundę.

Tym razem byłem jeszcze ostrożniejszy przez ostatnie 20 metrów powoli czołgałem się jak snajper w amerykańskich filmach. Powoli i cierpliwie wiedziałem, że wieczór blisko, że to może być moja ostatnia szansa tego dnia. Przy samym ujściu rosła kępa kosaćca żółtego. Liście wyrastały w kręgu jak jakieś grzyby łąkowe a w środku było metrowe średnicy miejsce dla mnie. Wczołgałem się tam, podniosłem na kolana i pochylony jak muzułmanin w południe zacząłem kusić rybę. Na początek salmo tiny. Podczas jednego zwijania ryba stuknęła w niego cztery czy pięć razy. Drwiła ze mnie. Jakby chciała powiedzieć „zabieraj te graty, to moje miejsce” Siedziałem w tym kosaćcu jak Indianin. Ciągle zmieniałem przynęty, rzucałem raz na Bug raz na dopływ. Ciągle to samo... stuk... puk... stuk i puk. Nogi mi zdrętwiały, plecy bolały od ciągłego przykurczu a za oczy zaczął chwytać zmrok. Ryba odpuściła, brania ustały. Odpuściłem i ja. Wróciłem do obozu. Wyjąłem feedery i jedząc kolację chciałem skupić się drgających szczytówkach. Niestety szczytówki były nieruchome a ja ciągle myślami siedziałem w tej kępie kosaćca. Obmyślałem plan na następny dzień. Może żywiec? Rzadko łowię na żywca ale gotowy byłem zacząć łowić nawet na muchę jeśli będzie trzeba żeby tylko dopaść tego złośliwca.

Następnego dnia już o wschodzie słońca zbierałem swoim ciałem rosę z trawy czołgając się do mojej kępy. Zgłodniałaś przez noc? Zapytałem w myślach i posłałem przynętę do wody. Pięć, dziesięć rzutów i nic. Wykonywałem kolejne rzuty i nawet skubnięcia. Zniknęła. Tego dnia i następnego robiliśmy z bratem podchody do tego miejsca co godzinę ale ryby ani śladu.

Do tej pory nie jestem pewien czy to jaź czy kleń ale na pewno był duży, stary i bardzo mądry. Często wracam myślami do tego dnia i zastanawiam się co mogłem zrobić lepiej. Czy istniał jakiś sposób na przechytrzenie tej ryby? Kiedyś wrócę w to miejsce i jeśli nie padnie do tego czasu ze starości to znów ją spotkam, przecież nie da się złowić byle wędkarzowi.


 


4.7
Oceń
(46 głosów)

 

Druga strona wędkarstwa - opinie i komentarze

karwos33karwos33
0
Mój dziadek by to wyłowił... Z dzieciaka pamiętam, że miał taki akumulator... - kretyn był z niego j***** (w sensie zostawiam 5 gwiazdek :D ). Wpis rewelacja, odwieczna zagadka - co w wodzie pływa - nie do rozwiązania :) Pozdrawiam (2016-01-04 21:34)
rysiek38rysiek38
+2
Dobre to bylo ,ja kiedyś u nas na Niezdarze miałem kilka szczuplych ,niestety same spinki a ryby w przedziale 60-90.kombinowalem i nie potrafilem dojśc ładu co jest nie tak ,postanowilem przeczesać to miejsce za tydzień na blachy pewniaki i tylko jedna czterdziecha i drugi ok 55 (2016-01-04 22:15)
czaro93czaro93
+2
Z moich kilkuletnich obserwacji jazi i kleni, a w szczególności kleni, obstawiam, że to był właśnie kleń. Klenie mające na grzbiecie sporo wiosen, są cholernie spostrzegawcze, sprytne i ciekawskie. Ryby w okolicach 50 cm i więcej to jest wyższa szkoła jazdy do złowienia na spinning. Pozdrawiam :) (2016-01-05 00:11)
SithSith
+1
Dałbym za te wspominki 10-kę, ale nie ma na skali, więc ***** z + Jakub, masz nadzieję, że jeszcze się z nim spotkasz, że nie wyłowi go byle wędkarz? Miałbym wątpliwości, Ty kombinujesz, cudujesz, bawisz się w podchody, a "zielony szczawik" rzuci trzy razy stojąc jak słup soli i zdobędzie tę rybkę - zawsze głupi ma szczęście, a nowicjusze w szczególności. Ale życzę Ci jak najlepiej :-) (2016-01-05 06:38)
Artur z KetrzynaArtur z Ketrzyna
-2
Klonków itd nie łowię, bo tej ryby obecnie nie uświadczysz w najbliższej okolicy. Uwielbiam zębatego, i podobne mam/miałem przeboje z jednym wyrostkiem. Z tym że ten skubaniec zmieniał co jakiś czas, czy też po potyczce miejscówkę. Zmiana arsenału i przynęt, kilka wzmagań. Czy kiedyś się jeszcze spotkamy? Czy po ostatniej dewastacji łowiska przez użytkownika M.E.W., on tam jeszcze jest? W każdym razie kontakt z nim spowodował to że z chęcią tą miejscówkę odwiedzam, i za każdym razem w głębi mam taką nadzieję, to może ten dzień gdy uda mi się ciebie skusić i wyholować. To by dopełniło te wrażenia wywołane, piskiem kołowrotka, itd. (2016-01-05 08:22)
barrakuda81barrakuda81
+1
Rybki bywają nieprzewidywalne. Kleń rzadko ponawia ataki, boleń tym bardziej ( w tak krótkim odstępie czasu ). Szczupak prawdopodobnie zapiąłby się w którejś próbie - tylko on potrafi czasem kilka razy z rzędu brać. Obstawiałbym jakiś białoryb normalnie niedrapieżny, który w tym okresie był agresywny i podskubywał przynęty. Ciekawa historia.Pozdrawiam i oczywiście *****. (2016-01-05 12:50)
czaro93czaro93
+2
Duży kleń potrafi być rybą terytorialną, a w szczególności na małych rzekach, gdzie chcąc nie chcąc warunki wymuszają na nim taki tryb życia. Wtedy kleń lubi nie tyle co odprowadzać przynęty co jest bardzo częstym, a właśnie atakować przynętę z zamkniętym pyskiem w celu odstraszenia potencjalnego intruza na swoim terytorium. Niewiele razy widziałem przypadki takiego "terytorializmu" ale widziałem i śmiało mogę tak to nazwać. (2016-01-05 13:36)
czaro93czaro93
0
*ze swojego terytorium. Sorki za błąd, piszę z telefonu. :P (2016-01-05 13:38)
kabankaban
+1
Ja bym obstawiał bolenia bo miałem kiedyś podobny przypadek przy mętnej wodzie. Waliły po kilka razy na tej samej miejscówce i fakt, że z kilkunastu złowionych w tym dniu (trzy stanowiska) żaden nie przekroczył 60 cm. Duży kleń po pierwszym kontakcie jest praktycznie nieosiągalny choć zawsze są wyjątki od reguły i coś o tym wiem. Najważniejsza jest przygoda i wspomnienia. Pozdrawiam. (2016-01-05 19:33)
rysiek38rysiek38
+2
Słuszne uwagi , nie zawsze drapierznik (nie tylko ) atakuje w celu posilenia się ale czasem po prostu nie lubi jak mu coś pałęta sie po mieszkaniu -:) , mialem taką przygodę z pewnym szczupłym,atakował kilka razy i zawsze po uwolnieniu wracał pod ten sam krzak (2016-01-05 23:03)
marek-debickimarek-debicki
0
Brawo Kuba! Materiał, wspomnienie, rewelacja. Ukazana została w nim cała finezja i chyba zarazem filozofia wędkowania. Wędkarz i przyroda, możliwość i obserwacji otaczającego nas środowiska i zarazem możliwość jego przyjmowania wszystkimi zmysłami. Nie ważne, że nie złowiliście tego "pięknisia". Ważne, że dostarczył tych niezapomnianych emocji i pozostawił piękne wspomnienia. Gratuluję i pozdrawiam. Marek D. (2016-01-05 23:21)
mateuszwosmateuszwos
0
Pamiętam i ja tego "gada". To fakt, że ryba nie złowiona, jest dwa razy większa. Rośnie w naszej wyobraźni jak bułki drożdżowe u babci. Mimo wszystko ja obstawiałem bolenia, bo jeśli był to kleń bądź jaź to musiał być rekordowy. Rybę szacowałem na minimum 60 cm. (2016-01-06 16:56)
LeoAmatorLeoAmator
+1
Brawo,tekst przyjemnie się czyta i przywołuje masę wspomnień .Nasze hobby już tak ma ,że nieustannie podchodzimy ,coś zmieniamy w zestawach itp. ,a ryba i tak ma ostatnie słowo.Dlatego lubię obserwować przyrodę nad wodą ,jeszcze nie bardzo wychodzi mi analizowanie wniosków ,ale z czasem może się uda. (2016-01-06 21:31)
Jakub WośJakub Woś
0
Będę sie upierał chyba przy kleniu. Boleń walnie i powtórzy ale nie goni wabika kilkanaście metrów stukając weń co chwilę. Poza tym jak walnie to plusku narobi co niemiara a ten dyskretnie to robił. Ale kto wie co to było... (2016-01-07 20:36)
krisbeerkrisbeer
+2
Witam, Fajny tekst. One te ryby potrafią czasem podrażnic ambicję. Mojego potworka znad Bugu opisałem na blogu https://wedkuje.pl/wedkarstwo,jesli-nie-nad-bugiem-to-gdzie-czyli-jak-przelamac-zla-passe,76730 ***** pozdrawiam (2016-01-08 09:32)
rysiek38rysiek38
+1
może uznacie mnie teraz idiotą ale moim zdaniem takim "nachalnym" drapieżcą mógł być tęczak bo to by do niego pasowalo jezeli oczywiście tam występuje nawet sporadycznie (2016-01-09 21:21)
marciin 2424marciin 2424
+1
Czasem mamy nad wodą takie zdarzenia ,że nie sposób je opisać i gdyby nie one to już dawno przestał bym biegać nad brzegami rzek . A jeśli chodzi o gatunek ryby ,który tak Cię Jakubie prowokował do działania to stawiam na biało ryb w postaci brzany . Pozdrawiam ***** :) (2016-01-10 19:00)
rysiek38rysiek38
+3
Brzana - w sumie to nie glupie choć i leszczyska w czasie tarła mogą podobnie reagować ale to raczej rzadsze zjawisko i bardziej czasowo ograniczone a tak na marginesie to i kilka karpi zaliczylem na malego żywczyka zwłaszcza nocą tak że nie masz wyjścia - trza dopaść bestię :-) (2016-01-11 19:42)
Zander51Zander51
+1
Rzadko piszesz, ale tekst przedni.Lubię wspomnienia znad wody, bo mnie już tylko one zostały... (2016-01-16 23:44)
rybomaniacyrybomaniacy
0
Fajna historia. Oby było więcej takich a nawet lepszych. (2016-02-16 23:42)

skomentuj ten artykuł