Udostępniać miejscówki?

/ 60 odpowiedzi
Iras1975


Ludzie o co chodzi,ja zawsze udostępniam swoje miejscówki.Dla mnie Ci wędkarze którzy nie udostępniają są tacy sami jak mięsiarze .Koniec tematu...


Swego czasu łowiłem(bardzo skutecznie) sandacze na zalewie w Radzynach, pewnego dnia zabrałem tam "kolegę" i pokazałem co i jak. On kończył pracę o 15-stej, a ja o 17-stej, co zajechałem, to zajęte przez niego, znalazłem miejsce na przeciwnym brzegu, ale nie pomalowałem skutera na maskujące kolory. Po kilku dniach "kolega" już był na mojej nowej miejscówce.

Zmieniłem zbiornik, ale nic to nie dało, bo postawił łódkę na tym samym brzegu i pływał po moich miejscówkach(wielu tak robi). Kolejna zmiana zbiornika ze zmianą gatunku na okonia i... wreszcie mam spokój(za trudno). 

:)

(2012/12/02 17:05)

Piotr 100574


też znam takie przypadki:)) (2012/12/02 17:35)

Zibi60


Mieliśmy z kolegą łowisko, do którego zaglądały duże leszcze i pokaźne liny. Jeździliśmy tam dwa - trzy razy w tygodniu, przeważnie łowiąc kilka dużych ryb. Pod koniec każdego wędkowania wysypywaliśmy tam puszkę lub dwie kukurydzy i zanętę, jeśli została. Nawet jak nie łowiliśmy to kolega przyjeżdżał zanęcić. Pewnego dnia byłem sam, siedziałem ok. dwóch godzin bez brania. Pobuszowałem w okolicznej trawie i znalazłem ziarna kukurydzy, ale nie z puszki, wniosek - mamy kolegę na łowisku. Po chwili podjechał samochód, wyszedł jegomość i w pobliżu mojego łowiska wywalił wiadro ... czegoś tam, mówiąc, że nęci od kilku dni, bo ma zamiar przyjechać na nockę, a łowisko wybrał, bo widział nas jak łowiliśmy tu duże ryby.
To jest jeszcze jeden przyczynek do tematu, który poruszamy. Jeśli chcesz łowić ryby, to czym mniej ludzi wie gdzie łowisz, tym większe prawdopodobieństwo dobrego łowienia. Gdybym nie spotkał tego gościa co nęcił, to zachodził bym w głowę skąd nagły brak brań. (2012/12/02 17:43)

JKarp


Ludzie o co chodzi,ja zawsze udostępniam swoje miejscówki.Dla mnie Ci wędkarze którzy nie udostępniają są tacy sami jak mięsiarze .Koniec tematu...


Swego czasu łowiłem(bardzo skutecznie) sandacze na zalewie w Radzynach, pewnego dnia zabrałem tam "kolegę" i pokazałem co i jak. On kończył pracę o 15-stej, a ja o 17-stej, co zajechałem, to zajęte przez niego, znalazłem miejsce na przeciwnym brzegu, ale nie pomalowałem skutera na maskujące kolory. Po kilku dniach "kolega" już był na mojej nowej miejscówce.

Zmieniłem zbiornik, ale nic to nie dało, bo postawił łódkę na tym samym brzegu i pływał po moich miejscówkach(wielu tak robi). Kolejna zmiana zbiornika ze zmianą gatunku na okonia i... wreszcie mam spokój(za trudno). 

:)

CześćIrek bo większość chce wszystkiego gotowego: miejscówki, rodzaju zanęty i rodzaju i typu haczyka, jaka przynęta, sposobu nęcenia...Książki, filmy, gazety - to wszystko mało... Opisy łowisk, opis jak rozpoznać dobre miejsce - mało... 
Zbyszek i tu jest właśnie cały szkopuł - Ty wiesz, że dwie puszki kukurydzy wystarczyło ale ktoś bez pojęcia o wędkowaniu sobie wymyślił, że trzeba wiadro wsypać. JK

(2012/12/02 17:47)

Thomas67



Swego czasu łowiłem(bardzo skutecznie) sandacze na zalewie w Radzynach, pewnego dnia zabrałem tam "kolegę" i pokazałem co i jak. On kończył pracę o 15-stej, a ja o 17-stej, co zajechałem, to zajęte przez niego, znalazłem miejsce na przeciwnym brzegu, ale nie pomalowałem skutera na maskujące kolory. Po kilku dniach "kolega" już był na mojej nowej miejscówce.

Zmieniłem zbiornik, ale nic to nie dało, bo postawił łódkę na tym samym brzegu i pływał po moich miejscówkach(wielu tak robi). Kolejna zmiana zbiornika ze zmianą gatunku na okonia i... wreszcie mam spokój(za trudno). 


Był to chyba bardo bliski kolega, powiedziałbym  wręcz przyjaciel, który tak bardzo się uzależnił od Ciebie że sam nie potrafił nic zdziałać..chyba jednak prawda jest taka że jest tak nie zaradnym.....że sam nic nie zlokalizuje i nie złapie.

Wracając do tematu to po rozumiem Piotra co chce przekazać, inaczej się ma sprawa do łowienia z łodzi, czy miejsca nie znane innym których jest już bardo mało a inaczej do miejscówek z brzegu które są oblegane każdego dnia i aby być pierwszym na swoim ulubionym miejscu wstaję o trzeciej a w środku sezonu nawet o drugiej.
Nad zalew w Radzynach jeździłem zazwyczaj w weekend ale gdy byłem zmuszony zmienić z powodu pracy ten dzień na inny w tygodniu po rozłożeniu się w wybranym miejscu zostałem od pana starszego obok poinformowany że w tym miejscu to łowi zawsze taki pan z Poznania jego kolega a dzisiaj chyba nie przyjedzie...to był właśnie przykład przywiązania do miejscówki, z uśmiechem zapytałem się że jak przyjedzie to mam przejść w inne miejsce...do tego dnia często łowimy obok siebie, dodam że wiele się od niego nauczyłem. pozdr.

(2012/12/02 17:51)

Iras1975


To mi przypomina chodzenie na siłownię i branie "koksów". Droga na skróty bo życia szkoda na niepotrzebne wysiłki. (2012/12/02 18:00)

ryukon1975


To mi przypomina chodzenie na siłownię i branie "koksów". Droga na skróty bo życia szkoda na niepotrzebne wysiłki.






Mi zaś to przypomina fałszywy odłam C&R.
Nie tych co naprawdę wypuszczają tylko tych którzy piszą w internecie że trzeba ryby wypuszczać a w myślach mają "po to żebym ja miał co brać".:)
Tak samo jest tu :zaprowadź mnie tam gdzie są ryby a ja i moi kumple Ci załatwimy że już ich nie będzie.:) (2012/12/02 20:19)

Zibi60


Staram się tłumaczyć w swych wywodach, że wędkarstwo to cały zespół zależności, po spełnieniu których uzyskujemy zamierzony efekt, czyli łowienie ryb. Najpierw musimy "poczuć bakcyla", musi nas ktoś zarazić, wprowadzić i jeśli pierwszy kontakt z wędkowaniem jest pozytywny, to dalej jest z górki. W zależności od tego, co nas najbardziej rajcuje, staramy się zaspokajać nasz głód: walki, przygody, żarcia, podziwiania i obcowania z przyrodą... adrenalina gra tu ważną rolę. Każdego początkującego łowcę cieszą nawet małe rybki i często je zabiera do konsumpcji - sam sobie złapałem, sam zjem. Później myśli, wyciąga wnioski, dojrzewa,... i dopiero wtedy można go nazwać wędkarzem. Oczywiście nie wszyscy idą tak obraną drogą i oni są głównymi bohaterami kłótni na forach.
Każdemu z nas zdarzyło się popełnić nadużycie, ale nie każdego męczy po nim czkawka. Niektórym tak się spodobało, że pozostało normalnością. Wędkarstwa uczymy się całe życie i na pewno nie nauczymy się szybciej jeśli kolega pokaże nam swoją miejscówkę. Do tego musimy dojść sami, a jest to bardzo ciekawa i pochłaniająca droga z końcowym określeniem - łowię z premedytacją. Ileż miałem radości jak posłałem do wody przed chwilą zrobionego (na łodzi) koguta i nastąpiło branie - szok ! To był mój, przeze mnie zrobiony kogut, którym skusiłem piękną rybę. Myślę, że pokrewny przykład dokładnie oddał sens wywodu. (2012/12/03 16:43)

piotr-strzalkow


Zibi, wszystko rozumiem, ale jak Hefeed8 pisze, że "ktoś ma szczęście i trafi mu się dobry wędkarz w rodzinie", to nie rozumiem.
Ci, którzy nie mają w rodzinie wędkarza, to muszą do wszystkiego samemu dochodzić? Ja nie miałem takiego szczęścia. Do wędkowania wciągnęli mnie koledzy. Zabrali mnie nad wodę, na swoje miejscówki i powiedzieli, co i jak. Później zacząłem jeździć i szukać swoich. Odwdzięczyłem się kolegom zabierając ich na nie.

Oprócz kolegów, radami służyli mi wędkarze spotkani nad wodą. Jak już wspomniałem, zdecydowana większość chętnie dzieliła się swoim doświadczeniem.

Przykład. Stałem pod mostem w Serocku i był obok starszy Pan, któremu leszcze brały jak głupie, a nam oczywiście nie. Postanowiłem podpytać o co chodzi. Miły staruszek przyszedł, spojrzał na zestaw, zalecił wymianę haczyka na mniejszy i wydłużenie przyponu. Ponieważ nie mieliśmy 16tek, kolega po kiju poratował swoimi. Powiedział jeszcze żeby rzucać nieco dalej i pomogło.

Można? Można.

Nie namawiam do zdradzania swoich tajemnic i miejscówek, ale traktujecie szczególnie młodych adeptów sztuki wędkarskiej jak jakieś zło największe. Od kogo mamy się uczyć, jak nie od Was... weteranów?

Trochę wychodzi polska mentalność. Jak ja miałem pod górę, to niech i inni mają.

Może gdyby gość wrzucający wiadro zanęty otrzymał informację, że wystarczy puszka lub dwie, to następnym razem wszyscy by połapali, a tak...

Wystarczy podpowiedzieć, poradzić, porozmawiać a może nastawienie tych niedoświadczonych też się zmieni.

Wiadomo, że pijanemu albo komuś, po kim widać, że pomylił się z powołaniem nie ma co mówić o miejscówkach itp, ale jeśli jest ktoś, po kim widać, że sprawia mu to przyjemność, ale nie wychodzi, to chyba można pomóc? (2012/12/03 19:25)

ryukon1975


Kolego Piotr-strzalkow spotkanie nad wodą na pewno daje możliwość pomocy praktycznej w konkretnym problemie.
Nie mam prawa wypowiadać się w imieniu innych więc powiem tylko w swoim.

Na pewno pomogę każdemu młodszemu i nie tylko młodszemu spotkanemu nad wodą jeśli bede umiał a dana osoba nie podrażni moich nerwów.Jestem chyba dość stanowczy i szybko kończę dyskusję z kimś kto mnie wkurzy,przykładowo wrzucenie jakiejś puszki czy worka foliowego w krzaki czy nie daj Boże do wody kończy rozmowę z automatu.
Jednak jeśli ktoś jest normalny,uprzejmy może z pewnością oczekiwać tego samego z mojej strony.Nie jestem "sztywniakiem i jak ktoś zażartuje nawet ostro a mądrze zrozumie bo też lubię sie pośmiać i mam dystans do nie zawsze fajnej rzeczywistości a wiadomo każdy ma swój charakter byle tylko mieścił się w granicach normy.

Jeszcze jedno.
Dlaczego wędkarz w rodzinie napisałem? Dlatego że taka osoba będzie Cie brała na ryby nie raz,nie dwa ale przez rok ,dwa,trzy a trzeba lat żeby się czegoś nauczyć.Jakaś jedna rada czy nawet jedno wspólne wędkowanie nie daje szans na to by nauczyć kogoś czegokolwiek.
Chyba że spotkasz kogoś takiego kto będzie Cie brał przez długi okres czasu na ryby ale to nie jest proste z różnych wzgledów ale możliwe.
(2012/12/03 20:00)

alibaba23


niestety pazernosc robi swoje !!! ja kiedys zaciołem ładnego sandacza fajny hol i  do podbieraka , podbierak miał siatke taka pleciona z włukna , taka czarna siatka ' było już ciemno wyplątanie z takiej siatki woblera (dhj12) z 3 kotwiczkami zajeło mi sporo czasu  skupiłem sie na wyplątaniu woblera i uwolnieniu z siatki sandacza jak juz sie udało podnosze głowe i ....... nie mam jak płynąc dalej bo byłem obstawiony łódkami do okoła (2012/12/03 20:55)

pompips



Jeśli przechodzę obok wędkującego, zawsze się przywitam. Jeśli ktoś siedzi obok, zawsze znajdę chwilę, żeby zamienić kilka słów. A o czym mamy gadać, jak nie o rybach? Nie ważne, czy ta osoba spinninguje, jest karpiarzem, czy łowi na spławik.

Nie znoszę gburów i chamów, którzy widząc, że ktoś siedzi na ich miejscówce, przeganiają. Słyszałem o takich przypadkach. Szczególnie kiedy na miejscówce siedzi ktoś młody i przychodzi stary, doświadczony "wędkarz". Wrzucanie do wody, wyzwiska, itp. "Bo to MOJA miejscówka". Dramat.

Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem swoimi wyidealizowanymi poglądami.


Jak widzę wyżej opisane przez ciebie sytuacje to zawsze reaguje nie jestem obojętny a na chamstwo jestem szczególnie uczulony,  gdy ktoś poprosi to czasami ustąpię z miejsca lub zorbie miejsce obok i powiem gościowi aby się przysiadł bywa że skuteczną przynętą się podzielę. Trzeba być koleżeńskim i miłym dla ludzi lecz nie pozwolić sobie wejść na głowę. To chyba coś o tak popularną dzisiaj asertywność chodzi.  Jeżeli chodzi o udostępnianie miejscówek to dzielę się nimi tylko i wyłącznie z zaufanymi ludźmi którzy nie zrobią mi tam chlewu nie chodzi o wyłapanie ryb tylko o zachowanie czystości na pieczołowicie wydeptanej i przygotowanej miejscówce na rzece. (2012/12/03 21:47)

pawelz


Odrobine odejde od tematu.
Zawsze twierdzilem, ze to wedkarze z idiotycznymi limitami w RAPR sa najwiekszym zagrozeniem dla naszych wod. Nie klusownicy, rybacy a wedkarze.
A teraz poczytajcie co napisaliscie w wiekszosci postow wyzej. Macie fajne miejsce, powiedzmy to pelne ryb. I kogo tak najbardziej sie obawiacie ? Ano innych wedkarzy ze zrobia raz dwa porzadek w wodzie.
A ilez to slow bylo napisane na tym forum, ze wystarczy przestrzegac przepisow, limitow i wszystko bedzie OK. Ze wedkarze nie sa w stanie zagrozic rybom. Ze to rybace, klusole i zanieczyszczenia.
Wiec czemu nie chcemy sie chwalic miejscowkami ?
Bo obawiamy sie kolegow po kiju a nie innych kataklizmow.
I tyle.
PS. Czemu na OS'ach na Dunajcu czy Sanie sa wrecz w internecie rozpiski z najciekawszymi lowiskami. Ludzie chetnie pisza gdzie ustawic sie na glowke, gdzie na lipienia czy pstraga.
Bo tam nikt sie nie obawia ze drugi wyrybi mu wode.
A niech ktos sproboje znalezc podobne informacje o "normalnych" wodach. (2012/12/04 09:34)

u?ytkownik139802


Odrobine odejde od tematu.
Zawsze twierdzilem, ze to wedkarze z idiotycznymi limitami w RAPR sa najwiekszym zagrozeniem dla naszych wod. Nie klusownicy, rybacy a wedkarze.
A teraz poczytajcie co napisaliscie w wiekszosci postow wyzej. Macie fajne miejsce, powiedzmy to pelne ryb. I kogo tak najbardziej sie obawiacie ? Ano innych wedkarzy ze zrobia raz dwa porzadek w wodzie.
A ilez to slow bylo napisane na tym forum, ze wystarczy przestrzegac przepisow, limitow i wszystko bedzie OK. Ze wedkarze nie sa w stanie zagrozic rybom. Ze to rybace, klusole i zanieczyszczenia.
Wiec czemu nie chcemy sie chwalic miejscowkami ?
Bo obawiamy sie kolegow po kiju a nie innych kataklizmow.
I tyle.
PS. Czemu na OS'ach na Dunajcu czy Sanie sa wrecz w internecie rozpiski z najciekawszymi lowiskami. Ludzie chetnie pisza gdzie ustawic sie na glowke, gdzie na lipienia czy pstraga.
Bo tam nikt sie nie obawia ze drugi wyrybi mu wode.
A niech ktos sproboje znalezc podobne informacje o "normalnych" wodach.

I wszystko w temacie, zwiężle i czytelnie................. (2012/12/04 09:42)

ryukon1975


Odrobine odejde od tematu.
Zawsze twierdzilem, ze to wedkarze z idiotycznymi limitami w RAPR sa najwiekszym zagrozeniem dla naszych wod. Nie klusownicy, rybacy a wedkarze.
A teraz poczytajcie co napisaliscie w wiekszosci postow wyzej. Macie fajne miejsce, powiedzmy to pelne ryb. I kogo tak najbardziej sie obawiacie ? Ano innych wedkarzy ze zrobia raz dwa porzadek w wodzie.
A ilez to slow bylo napisane na tym forum, ze wystarczy przestrzegac przepisow, limitow i wszystko bedzie OK. Ze wedkarze nie sa w stanie zagrozic rybom. Ze to rybace, klusole i zanieczyszczenia.
Wiec czemu nie chcemy sie chwalic miejscowkami ?
Bo obawiamy sie kolegow po kiju a nie innych kataklizmow.
I tyle.
PS. Czemu na OS'ach na Dunajcu czy Sanie sa wrecz w internecie rozpiski z najciekawszymi lowiskami. Ludzie chetnie pisza gdzie ustawic sie na glowke, gdzie na lipienia czy pstraga.
Bo tam nikt sie nie obawia ze drugi wyrybi mu wode.
A niech ktos sproboje znalezc podobne informacje o "normalnych" wodach.







Trochę naiwne to patrzenie w sprawie kolegów i limitów.
Ja z praktycznego punktu widzenia nigdy nie uwierzę że jak ktoś mi wejdzie w rybne przygotowane łowisko będzie przestrzegał limitów.Prawda jest taka że 75-80 % ludzi zabierze wszystko.Praktyka to nie internet gdzie każdy wypuszcza w praktyce to nieliczni wypuszczają niewymiarowe ryby a o wymiarowych nawet nie wspomnę. (2012/12/04 09:57)

pawelz


Odrobine odejde od tematu.
Zawsze twierdzilem, ze to wedkarze z idiotycznymi limitami w RAPR sa najwiekszym zagrozeniem dla naszych wod. Nie klusownicy, rybacy a wedkarze.
A teraz poczytajcie co napisaliscie w wiekszosci postow wyzej. Macie fajne miejsce, powiedzmy to pelne ryb. I kogo tak najbardziej sie obawiacie ? Ano innych wedkarzy ze zrobia raz dwa porzadek w wodzie.
A ilez to slow bylo napisane na tym forum, ze wystarczy przestrzegac przepisow, limitow i wszystko bedzie OK. Ze wedkarze nie sa w stanie zagrozic rybom. Ze to rybace, klusole i zanieczyszczenia.
Wiec czemu nie chcemy sie chwalic miejscowkami ?
Bo obawiamy sie kolegow po kiju a nie innych kataklizmow.
I tyle.
PS. Czemu na OS'ach na Dunajcu czy Sanie sa wrecz w internecie rozpiski z najciekawszymi lowiskami. Ludzie chetnie pisza gdzie ustawic sie na glowke, gdzie na lipienia czy pstraga.
Bo tam nikt sie nie obawia ze drugi wyrybi mu wode.
A niech ktos sproboje znalezc podobne informacje o "normalnych" wodach.







Trochę naiwne to patrzenie w sprawie kolegów i limitów.
Ja z praktycznego punktu widzenia nigdy nie uwierzę że jak ktoś mi wejdzie w rybne przygotowane łowisko będzie przestrzegał limitów.Prawda jest taka że 75-80 % ludzi zabierze wszystko.Praktyka to nie internet gdzie każdy wypuszcza w praktyce to nieliczni wypuszczają niewymiarowe ryby a o wymiarowych nawet nie wspomnę.

Tyle tylko ze wtedy mowimy juz o klusownictwie.Ja z osobistych spostrzezen moge stwierdzic, ze wielu wedkarzy przestrzega jednak limitow i wymiarow. Oczywiscie nie wszyscy ale jednak zdecydowana wiekszosc znanych mi przypadkow. Co nie zmienia faktu, ze poki jest rezerwa w limitach, lowia ile sie da. Widze czesto jak gosc wylazi z wody z siata ryb. Przepisow nie zlamal, ale przejesc tego tez na pewno sie nie da samemu. (2012/12/04 10:03)

Zibi60


Pawle, tak uogólniłeś, że poczułem się dotknięty. Uwierz mi, że w moim gronie jestem inaczej postrzegany. Przykłady które podałem wyżej, czy w moim wpisie na blogu, tyczyły pojedynczych sytuacji, ale tak charakterystycznych, że je podałem. Moja wykładnia brzmi - sam ewoluuj i do wszystkiego dojdź, to największa radość i istota wędkarstwa. Wyznaję tezę, że największa przyjemność to "gonienie króliczka".
Młodzi adepci wędkowania, szukają miejscówek, sprzętu... szukają gotowców, które wszystko za nich zrobią. A gdzie cała otoczka, trzeba najpierw poczytać, polubić i zrozumieć przyrodę, aby móc w nią ingerować. Nie zaczynamy uprawiać naszego hobby od wizyty na jarmarku i zakupie wędziska z którym ktoś bierze nas na swą miejscówkę. Nasze wyobrażenie o wędkowaniu może zostać bardzo wypaczone, a nie przygotowanie teoretyczne wkrótce się zemści. Droga na skróty nic nie da, a jeszcze pozbawi nas wielu wspaniałych doznań. (2012/12/04 10:47)

ryukon1975


Tyle tylko ze wtedy mowimy juz o klusownictwie.Ja z osobistych spostrzezen moge stwierdzic, ze wielu wedkarzy przestrzega jednak limitow i wymiarow. Oczywiscie nie wszyscy ale jednak zdecydowana wiekszosc znanych mi przypadkow. Co nie zmienia faktu, ze poki jest rezerwa w limitach, lowia ile sie da. Widze czesto jak gosc wylazi z wody z siata ryb. Przepisow nie zlamal, ale przejesc tego tez na pewno sie nie da samemu.









Właśnie widzisz.
Ja jednak nie łowię na odcinkach specjalnych,komercjach czy licencjach gdzie przez całą dobę wędkarz od wędkarza co 10 m siedzi i jeden drugiemu patrzy na ręce a to znacznie zmienia postać rzeczy.:) (2012/12/04 10:58)

pawelz


Tyle tylko ze wtedy mowimy juz o klusownictwie.Ja z osobistych spostrzezen moge stwierdzic, ze wielu wedkarzy przestrzega jednak limitow i wymiarow. Oczywiscie nie wszyscy ale jednak zdecydowana wiekszosc znanych mi przypadkow. Co nie zmienia faktu, ze poki jest rezerwa w limitach, lowia ile sie da. Widze czesto jak gosc wylazi z wody z siata ryb. Przepisow nie zlamal, ale przejesc tego tez na pewno sie nie da samemu.









Właśnie widzisz.
Ja jednak nie łowię na odcinkach specjalnych,komercjach czy licencjach gdzie przez całą dobę wędkarz od wędkarza co 10 m siedzi i jeden drugiemu patrzy na ręce a to znacznie zmienia postać rzeczy.:)


95% czasu spedzam u siebie na zwyklej Pilicy okupowanej glownie przez splawikowcow.
W tym roku bylem tylko jeden raz na wodzie pstragowej. Niestety.
I swoje spostrzezenia opieram glownie na "swojej" wodzie. Uwierz mi, u mnie 90% wedkarzy nie przepusci rybie.
Na OS'ach tez tlumow nie ma. Jest nawet znacznie mniejszy niz na wodach przylegajacych do nich. Cena odstrasza wielu, a w dodatku nie ma miesa (calkowity NK). (2012/12/04 11:12)

pawelz


Pawle, tak uogólniłeś, że poczułem się dotknięty. Uwierz mi, że w moim gronie jestem inaczej postrzegany. Przykłady które podałem wyżej, czy w moim wpisie na blogu, tyczyły pojedynczych sytuacji, ale tak charakterystycznych, że je podałem. Moja wykładnia brzmi - sam ewoluuj i do wszystkiego dojdź, to największa radość i istota wędkarstwa. Wyznaję tezę, że największa przyjemność to "gonienie króliczka".
Młodzi adepci wędkowania, szukają miejscówek, sprzętu... szukają gotowców, które wszystko za nich zrobią. A gdzie cała otoczka, trzeba najpierw poczytać, polubić i zrozumieć przyrodę, aby móc w nią ingerować. Nie zaczynamy uprawiać naszego hobby od wizyty na jarmarku i zakupie wędziska z którym ktoś bierze nas na swą miejscówkę. Nasze wyobrażenie o wędkowaniu może zostać bardzo wypaczone, a nie przygotowanie teoretyczne wkrótce się zemści. Droga na skróty nic nie da, a jeszcze pozbawi nas wielu wspaniałych doznań.

Zbyszek, jesli to bylo do mnie, to nie wiem czym bym mogl Cie urazic ?
Na pewno nie bylo to moja intencja.
Odnioslem sie tylko do tego, ze tak naprawde boimy sie wedkarzy na "naszych lowiskach".
Oczywiscie nie zawsze i czasami ufamy znajomym. Ale jak w opisywanym przypadku, nie zawsze dobrze na tym wychodzimy.
PS. Piszacz poprzednie posty nie czytalem Twojego wpisu na blogu, wiec w zaden sposob sie do niego nie odnosilem :). (2012/12/04 11:20)

maras74


Cześć,Dwa lata temu na Pilicy pięknie brała gruba płoć 30+, a czasem trafił się leszcz i to taki powyżej 2 kg. Łowiłem z kolegą, zestawem skróconym, grunt około 2,5 m. Naprawdę był to udany dzień. Zrobiłem kilka fotek, zabrałem 2 największe leszcze do wędzenia i reszta ryb wróciła do wody. Po powrocie pochwaliliśmy się w sklepie wędkarskim innym kolegom, łowiącym sportowo tak jak my(tak nam się wydawało). Jak się później okazało jeździli tam przez 3 tygodnie, aż wyłowili całe stado płoci(wszystko zawekowane do słoików, bo to takie dobre, aż słodkie-tak mówili). Zaznaczę, że każdy z nich ma sprzęt wartości grubo przekraczającej 10000 zł( tyczka+kombajn+akcesoria). Jak widać są to zamożni ludzie, wykształceni wędkarsko na wysokim poziomie, a dokonali rzezi na Pilicy( szacuję, że we 3 złowili ponad tysiąc płoci i około stu leszczy). Takich przykładów można by mnożyć w nieskończoność. DLATEGO TERAZ ZASTANOWIE SIĘ TRZY RAZY ZANIM POWIEM KOMUŚ DOKŁADNIE CO I JAK!!!Pzdr. Maras (2012/12/04 11:35)

ryukon1975


Nie wiem jak jest na OS-ach.
Wiem jednak jak jest na "normalnej "wodzie".
Stąd może i wcześniejsze wypowiedzi że niektórzy wędkarze są gburowaci i nieuprzejmi.
Niestety tak mnie nauczyło życie na wodach PZW.Końcem listopada miałem kolejne doświadczenie które każe mi ostrożnie podchodzić do nieznajomych nad wodą.Idąc ze spinningiem zobaczyłem jak starszy gość zwija kije,przyczajka i obserwacja bo byłem na odcinku rzeki gdzie rzadko bywam.Zwinął 3-4 żywcówki na szczupaka,zastawił karasia na samołówce z kija z kija (foto) i pojechał do domu.
Drugiego dnia też tam pojechałem bo ciekawe miejsca były.Gość znów jest biega po brzegu kontrolując spławiki swoich wielu żywcówek.Żeby było śmiesznie to mnie zwyzywał że rzucam jak on tam łowi i mu ryby straszę a rzucałem przy swoim brzegu a on był na przeciwnym.Jednak on bywał tam pewnie codziennie i czuł się jak na swoim.
Czy po to zarzuca tyle wędek by złowić komplet cz więcej jak komplet?
Czy można być wzorem uprzejmości nad naszymi wodami? (2012/12/04 11:42)

Podgląd zdjęć na forum dostępny jest tylko dla zalogowanych użytkowników.

pawelz


Klusole byli, sa i beda. Jednak wg mnie zdecydowana wiekszosc wedkarzy, to ludzie dzialajacy w obszarze przepisow. To ze czasami ktos wezmie niemiarowa rybe, czy jedna ponad limit, nie zmienia faktu. Problem w tym, ze ludziom tym przepisy pozwalaja bezkarnie wyrybic nawet najlepsze lowiska. W swietle prawa.
Wiem po sobie jak zachowywalem sie dawniej. Wymiar ochronny szczupaka 40 cm to nie raz przynosilem do domu 40-paro cm szczupaczka. Teraz sie tego wstydze, ale ta robilem. Podnosili wymiar to ja, ryby bralem, ale jednak tylko te miarowe. Opamietanie przyszlo pozniej.
I to jest cale nieszczescie. Nie oszukujmy sie. Wiekszosc wedkarzy bierze tyle na ile pozwalaja przepisy. A przepisy sa takie ze lepiej nie pokazywac swoich miejscowek. (2012/12/04 12:26)

ryukon1975


Czyli podsumowując jest wiele powodów żeby "trzymać język za zębami".
Oczywiście można zabrać kolegę do którego ma się zaufanie na znalezioną dobrą miejscówkę ale krzyczeć na lewo i prawo o niej nie jest wskazane.:) (2012/12/04 14:39)

JOPEK1971


Klusole byli, sa i beda. Jednak wg mnie zdecydowana wiekszosc wedkarzy, to ludzie dzialajacy w obszarze przepisow. To ze czasami ktos wezmie niemiarowa rybe, czy jedna ponad limit, nie zmienia faktu. Problem w tym, ze ludziom tym przepisy pozwalaja bezkarnie wyrybic nawet najlepsze lowiska. W swietle prawa.
Wiem po sobie jak zachowywalem sie dawniej. Wymiar ochronny szczupaka 40 cm to nie raz przynosilem do domu 40-paro cm szczupaczka. Teraz sie tego wstydze, ale ta robilem. Podnosili wymiar to ja, ryby bralem, ale jednak tylko te miarowe. Opamietanie przyszlo pozniej.
I to jest cale nieszczescie. Nie oszukujmy sie. Wiekszosc wedkarzy bierze tyle na ile pozwalaja przepisy. A przepisy sa takie ze lepiej nie pokazywac swoich miejscowek.

Nie wiem jak jest u Ciebie,ale u mnie jest odwrotnie,normalnie "dziki zachód". (2012/12/04 15:11)