Ostatni wypad z kijem nad wodę

Dzisiaj tzn. 28.12.2013 Postanowiłem wybrać się na ostatnią już w tym roku przygodę z kijem w ręku. Co prawda temperatura za oknem ostatnio była dosyć wysoka i chyba to mnie dzisiaj skusiło, aby wyskoczyć nad moje ulubione łowisko. Jest nim rzeka Lubsza. Nad rzeką miałem pomachać kijem wraz z moim kolegom, lecz jednak nie wstawił się ze mną na miejsce. Na sam początek gdy pojawiłem się na mojej miejscówce przypomniały mi się wspaniałe chwile związane z tego rocznymi połowami spiningowymi i spławikowymi w tym miejscu. Początek nie zapowiadał się ciekawie. Żadnego brania, ani żadnego spłoszenia się ryby. Obrzucałem już wszystkie miejsca. Próbowałem już chyba umieścić na kiju wszystko woblery, gumy i błystki Już pomału ręce mi zamarzały. Dowiedziałem się tego podczas, gdy nakładałem swoją ulubioną obrotówkę z czerwonym chwostem na końcu. Kilka rzutów i cisza. Pomyślałem koniec już nic nie złowię. No ale nadzieja wciąż we mnie tkwiła, gdyż należę do osób które nie lubią się poddawać. Wtedy oddałem ostatni rzut ściągam obrotówkę gdy naglę czuje uderzenie. Byłem niesamowicie zadowolony ze wreszcie mam coś na haczyku. Energicznie zacinam i czuje opór. Pomyślałem sobie że to jest moja ostatnia ryba i muszę ją choćby nie wiem co wyciągnąć z wody. Gdy czułem opór ryba sobie nagle gwałtownie odpuściła i dała mi się spokojnie holować, nagle zmieniła kierunek i zaczęła płynąć ze wszystkich swoich sił pod prąd. Ale zachowałem zimną krew, poluzowałem hamulec i dałem rybie się wyszaleć i wtedy ryba wyskoczyła wysoko ponad tafle wody. Zobaczyłem dosyć okazałego i grubiutkiego  szczupłego. Potem jeszcze minutka walki i pozostaję pytanie jak mam go wyciągnąć. Niestety podbieraka przy sobie akurat nie miałem, gdyż nie spodziewałem się, że tego dnia coś złowię. Stałem na skarpie. Przypomniało mi się że kilka metrów obok jest dosyć płytkie miejsce, bo przecież nie raz udawało mi się wyciągać ryby z tam tąd. Szybko podszedłem no i hop do wody pierwsze wrażenie kurde jest tu trochę głębiej niż wcześniej. Wpadłem po kolana. Do tego muł nie pomagał mi. Kierował mnie w kierunku koryta rzeki. Gdy już się ustabilizowałem postanowiłem podholować zmęczonego szczupaka trochę bliżej siebie. Złapałem go za skrzela i już mogłem cieszyć się jego wspaniałym odcieniem łusek. Postanowiłem, że skoro przez cały rok rybek sporo wypuściłem z powrotem do wody, to będę mógł go sobie wziąć do domu i spokojnie zjeść przy ulubionych filmikach wędkarskich. I tak jak postanowiłem tak też zrobiłem.