PRZYNĘTY , ehhhhh ile razy się już wracałem heheh , starość nie radość .
Heh, też mi sie kiedyś to przytrafiło. Tylko zorientowałem sie dopiero na łódce na środku jeziora :(
To jest nic chłopaki :). Ja kiedyś z kolegą umówiłem się na ryby. Został więc u mnie spać, abyśmy wcześnie rano zdążyli na pociąg. Ale jak to bywa, zaspaliśmy trochę, więc zerwaliśmy sie o świcie, ciuchy i reszta pod pachę i galopem na dworzec. Zdążyliśmy. Siedzimy sobie w pociągu, jedziemy z rogalami na gębach, że się udało dobiec, wtryniamy przygotowane wcześniej bułki wyjęte z plecaków, patrzymy sobie na innych wędkarzy rozmawiających o rybach, łowiskach, przynętach itp, przeglądających swoje wędki..... WĘDKIIIIIIIIIIIIIIII !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Na siebie, na plecaki, na wędkarzy, na ich wędki.....!!!!!!!!! Dupaaaaaaaaaa! Zapomnieliśmy zabrać wędki z domu! Podróż poza tym przebiegła spokojnie, od walenia głowami w ściane nic nam nie było, kłóciliśmy się i oskarżaliśmy nawzajem tylko dwie godziny, wędkarze inni wcale nie posikali się ze śmiechu z nas, no.... może trochę, tak pół godziny płaczu i turlania się ze śmiechu po podłodze wagonu. A tak poza tym wyjazd na ryby był ok. Nic nie złowiliśmy.
To jest nic chłopaki :). Ja kiedyś z kolegą umówiłem się na ryby. Został więc u mnie spać, abyśmy wcześnie rano zdążyli na pociąg. Ale jak to bywa, zaspaliśmy trochę, więc zerwaliśmy sie o świcie, ciuchy i reszta pod pachę i galopem na dworzec. Zdążyliśmy. Siedzimy sobie w pociągu, jedziemy z rogalami na gębach, że się udało dobiec, wtryniamy przygotowane wcześniej bułki wyjęte z plecaków, patrzymy sobie na innych wędkarzy rozmawiających o rybach, łowiskach, przynętach itp, przeglądających swoje wędki..... WĘDKIIIIIIIIIIIIIIII !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Na siebie, na plecaki, na wędkarzy, na ich wędki.....!!!!!!!!! Dupaaaaaaaaaa! Zapomnieliśmy zabrać wędki z domu! Podróż poza tym przebiegła spokojnie, od walenia głowami w ściane nic nam nie było, kłóciliśmy się i oskarżaliśmy nawzajem tylko dwie godziny, wędkarze inni wcale nie posikali się ze śmiechu z nas, no.... może trochę, tak pół godziny płaczu i turlania się ze śmiechu po podłodze wagonu. A tak poza tym wyjazd na ryby był ok. Nic nie złowiliśmy.
hahahahah dobre dobre:D
(2010/10/02 11:59)Ja najczęściej zapominam podbieraka, zdarzyło się że nie zabrałem podpórek ( pod feedera).
Kolego Macieju ;) najważniejsze że nie zapomnieliście pozytywnego myślenia i nie zraziliście się pomimo drobnych niedogodności.
PS: czasami jak czytam posty na tym forum , zastanawiam się nad koniecznością wizyty u urologa;))
kurde panowie czytam i czytam nie chciałbym mieć takich przygód hehe szczególnie brak wędek i robaków w lodówce hehe oczywiście bez urazy mnie jak narazie ominęły takie przygody pakuje sie wieczorem i rano jeszcze raz sprawdzam
Roman, nie bój żaby, wszystko przed Tobą.... :))))))))
Ja kiedyś mając naście lat,umówiłem się z moim kolegą Maćkiem na ryby,pech chciał że nie miałem budzika.Więc jak mam wstać nie budząc wszystkich w domu?Uzgodniliśmy z Maciem że wywalę przez okno sznurek a na taborecie obok łóżka postawię jakieś garnki ,coś co po pociągnięciu przez niego z dołu zachałasuje i obudzi mnie,garnki oczywiście przywiązane do drugiego końca tegoż sznurka.Start rowerami zaplanowaliśmy na godz 02.30,na j.Płaczewo oddalone o ok 4km od nas.Poszedłem spać.Mać rano pod okno i dawaj za sznurek-Jezuuuuuuuuuuuu,jak to wszystko pierdolneło!!!przegiąłem z mocą budzika!!! kilka garów,jakaś patelnia wygenerowało chyba z 100000decybeli pół metra od mojej zaspanej głowy.Efekt jednak był murowany,po 2 min byłem już na siodełku i pedałowaliśmy w kierunku wody,Mać cały czas płakał wręcz ze śmiechu.Dojechaliśmy,stanowisko rozstawione,robale w wodzie ,a ten cały czas leje ze mnie,jak Joker z Batmana wyglądał.Nie wytrzymałem i warknałem-co się cieszysz debilu??! a on mi na to-bo zapomniałeś się ubrać! Patrzę i oczom nie wierzę-miałem na sobie cały czas PIŻAMĘ,tak niebieska,w jakies cholerne miski,a na nogach gumiaki.co to byl za obciach wracac,latem,na oczach tlumow plazowiczow.
Ja kiedyś mając naście lat,umówiłem się z moim kolegą Maćkiem na ryby,pech chciał że nie miałem budzika.Więc jak mam wstać nie budząc wszystkich w domu?Uzgodniliśmy z Maciem że wywalę przez okno sznurek a na taborecie obok łóżka postawię jakieś garnki ,coś co po pociągnięciu przez niego z dołu zachałasuje i obudzi mnie,garnki oczywiście przywiązane do drugiego końca tegoż sznurka.Start rowerami zaplanowaliśmy na godz 02.30,na j.Płaczewo oddalone o ok 4km od nas.Poszedłem spać.Mać rano pod okno i dawaj za sznurek-Jezuuuuuuuuuuuu,jak to wszystko pierdolneło!!!przegiąłem z mocą budzika!!! kilka garów,jakaś patelnia wygenerowało chyba z 100000decybeli pół metra od mojej zaspanej głowy.Efekt jednak był murowany,po 2 min byłem już na siodełku i pedałowaliśmy w kierunku wody,Mać cały czas płakał wręcz ze śmiechu.Dojechaliśmy,stanowisko rozstawione,robale w wodzie ,a ten cały czas leje ze mnie,jak Joker z Batmana wyglądał.Nie wytrzymałem i warknałem-co się cieszysz debilu??! a on mi na to-bo zapomniałeś się ubrać! Patrzę i oczom nie wierzę-miałem na sobie cały czas PIŻAMĘ,tak niebieska,w jakies cholerne miski,a na nogach gumiaki.co to byl za obciach wracac,latem,na oczach tlumow plazowiczow.
Nie dość, że głuchy od rana, to jeszcze w piżamie, hahahahahahaha....(2010/10/03 13:52)
Ja mam taka przypadłość, że czesto zapominam portfela, zajeżdżam pod spożywczaka szukam w dziesięciu kieszeniach i niema, no to powrót, jednak najczęściej to szukam kluczyków od auta - gdzieś położe i znaleźć nie mogę. Co do robaków, zanęt i innych przynęt nauczyłem się,że co się da schować wcześniej do samochodu to chowam i mam spokój , latem zostaja tylko robaki do spakowania jedzenie i termos wrzucam i jestem pewny, że niczego nie zapomniałem...
Ostatnią żeczą jaką "zapomniałem" zabrać był mój fotel
jakie było moje zdziwienie gdy bagażnik nad wodą otworzyłem i zdziwiłem się, że coś dużo miejsca. Brakowało fotela, no cóż. Nie tyle, że o nim zapomniałem tylko zapomniałem, że go w ogóle wyjąłem.
(2010/10/03 14:21)No cóż młodość ma swoje prawa,z rzeczy przyziemnych bardziej,to 4 lata temu zostawiłem nad wodą futerał z 3 kijami,3 kręciołami,i plecak z małym arsenałem spinningisty.Montowałem akurat zestawy gdy zauważyłem brak mojego psa,cieczkę wyczuł i prysnął w kierunku jakiegoś gospodarstwa.Wołam,szukam i nic,nagle skowyt słyszę.Biegiem w tym kierunku i...widzę mego pupila Arnolda jak schodzi z góry krwawiąc,z rozszarpanym łbem,b rzuchem,otwartym złamaniem przedniej łapy,zalane krwią niewidzące oczy.Zostawiłem wszystko,Erniego na ręce,na ulicy wychodząc na środek zatrzymałem niebieskiego malucha i ile fabryka dała,przez czerwone światła,do lecznicy,przyjaciela ratować.Kierowcą był małolat,wcięty,bez prawka,kaszel bez kwitów,ale to nic,na moją odpowiedzialność.Za to że pojechał zapłaciłem mu od razu kilkanaście razy więcej niż wartość tego złoma,kasy nie miałem z soba coprawda ale od czego ma się kolegów.Kaczor był minutę po mnie w lecznicy,na slipach,z garścią złotówek,łamiąc po drodze cały kodeks drogowy .Psa uratowałem,ponad roczne leczenie,50-60 szwów,2 platynowe blaszki na kościach,5msc w gipsie,6 tysi kosztów + sprzęt który został i go wcieło.Ale nie żal mi,dałbym wielokrotnie więcej żeby kolegę,przyjaciela wszystkich wędkarskich eskapad uratować,dziś ma 14 lat i nadal wypad bez niego ,to tak jak wypad bez wędek.Co mu się stało? dopadł go duży,w sumie dziki pies,taki skundlony wilczur,sporo ich było w okolicy,nawet kozy i owce rozszarpywały gospodarzom.Ktoś to widział,agresor miał znaki szczególne,koszt kuszy pneumatycznej 80 zł,żył 6 dni dłużej...
Za taką cenę, można było sprzęt pożegnać. Rzecz nabyta, przyjaciel nie.(2010/10/03 14:33)
Moje "sklerozy", które pamiętam na chwilę obecną, to:
-wyjazd nad Odrę z feederkiem bez podpórki,
(na szczęście PKSem jechał też inny wędkarz, którego znam z widzenia, bo dosyć często jeździmy tym samym i dał mi podpórkę)
-zapomniane robaki, po które kolega biegł po nie do mojego domu 2-3 min. przed PKSem,
(chwilę przytrzymałem autobana i zdążył)
-kilkakrotne zapomnienie szmatki do wycierania rąk,
I jeszcze jedna sytuacja, która miała miejsce całkiem niedawno:
Wieczorem spakowałem wszystko do plecaka, tylko jeszcze rano dołożyłem kanapki i w drogę.
Ubrałem się, plecak na plecy, reklamówka z kaloszami w rękę, kierunek: drzwi, ale myślę sobie "czegoś mi chyba brakuje, coś mało tego mam", wracam się do pokoju, a w kącie stoi... spinning.
(2010/10/03 17:44)ja raz wstałem rano, śniadanko w plecak i na rybki dopiero nad zalewem zauważyłem że w bagażniku nie ma mojego sprzętu, okazało się że kije i wszystko zostalo w domu w pokoju i tzreba było się wracać:))
pozdro
(2010/10/03 20:03)