Relacja z XXXVI Mistrzostw Polski w wędkarstwie morskim
Tomasz Kosiński (t12tom)
2018-07-23
W dniach 10-13 maja 2018 odbyły się XXXVI Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w wędkarstwie morskim na przynęty sztuczne. Drużyna Okręgu Mazowieckiego rozpoczęła je od treningu na pokładzie naszej ulubionej jednostki Shannon. Łowiliśmy różnymi zestawami szukając najlepszych przynęt na najważniejsze zawody w roku. Na pokładzie byli z nami zawodnicy z drużyny Konger 2 Żoliborz i Lorbas Mokotów. Wszyscy oddaliśmy po kilka ryb na wspólny gorący posiłek, który przygotował Kazik- z Shannona. Po wyfiletowaniu ryb i usmażeniu szyper Kacper razem z Kaziem roznosili pysznie doprawione i usmażone dorsze prosto na stanowiska zawodników. Atmosfera była wspaniała, brzuchy pełne, a w kastach ryby. Trening był bardzo udany, więc w dobrych nastrojach wróciliśmy do portu.
O godzinie 19-tej rozpoczęła się ceremonia otwarcia Mistrzostw, którą poprowadził Prezes Okręgu Koszalin Piotr Ebel.
Sędzia omówił zasady rywalizacji a ubiegłoroczni zwycięzcy, przy dźwiękach hymnu wciągnęli flagę Polski na maszt. Po ceremonii oficjalnego otwarcia Mistrzostw zostało przeprowadzone losowanie zawodników na poszczególne sektory.
W mistrzostwach wzięło udział 103 zawodników z Polski i Niemiec. Zawody rozegrano z pokładów siedmiu kutrów.
Dzień pierwszy
Objuczeni tobołami ze sprzętem, ruszyliśmy na miejsce zbiórki. Zaplanowana była na godzinę 5:30. Przy kutrach w trakcie zbiórki każdy z zawodników wylosował miejsca, w których miał wędkować. Po wejściu na kuter rozpoczęło się rozkładanie sprzętu i przygotowanie stanowisk do łowienia. Ja wylosowałem Złotą Rybkę, więc szybko pomyślałem sobie jedno życzenie. Czasami na Złotej potrafiło się spełnić…
Morze było spokojne. Niewielki wiaterek i niskie chmury. Drobny deszcz z krótkimi przerwami kropił cały dzień. Było dość ciepło, jednak wilgoć po kilku godzinach docierała coraz bliżej ciała. Ryby żerowały słabo, lecz wnioski wyciągnięte z treningu pomogły w skuteczniejszym łowieniu. Po pierwszym dniu nasza drużyna osiągnęła historyczny wynik. Wszyscy trzej zawodnicy (Radosław Czajkowski, Tomasz Kosiński i Piotr Nowakowski) wygrali swoje sektory. Z tego co wiem, był to pierwszy taki przypadek, że zwycięska drużyna w pierwszej turze zdobyła tylko 3 punkty sektorowe. Wieczorem mieliśmy czas żeby omówić najważniejsze rzeczy i podsumować ten piękny dzień. W dobrych humorach położyliśmy się spać.
Dzień drugi
Nocą przyszło ochłodzenie. Wiatr zapomniał o Bałtyku i morze częściej przypominało jezioro w spokojny letni dzień niż siebie. Razem z Bartkiem Szostakiewiczem (II drużyna) i Grzesiem Basiakiem (3 drużyna) zupełnie nie mogliśmy wstrzelić się w ryby. Krótkie dryfy, jakie robił armator jednostki Henryk, nie dawały możliwości wykonania nawet dwóch rzutów. Trąbka i dalej. Było ciężko, a brak dryfu potęgował uczucie bezradności. Łowiliśmy we trzech na samym środku kutra i do przerwy znajdowaliśmy się w ogonie. Po przejściu mieliśmy skrajne stanowiska, więc liczyliśmy na poprawę wyników. Przed zmianą miejsc osobiście „podarowałem” Bartkowi soczystego kopniaka, na szczęście. Trzeba było odczarować Henryka ... Stanąłem na rufie, obok był Grzesiek. W głowie kołatała jedna przykra myśl. Indywidualnie walka o Mistrzostwo dla mnie się zakończyła. Ułożyłem sobie w głowie, że robię wszystko, żeby powalczyć o jak najmniejszą ilość punktów dla drużyny. I to było moim celem od tego momentu. Na początku łowienia, po przejściu, przerzuciłem dwa razy ryby (tzn. ryby były blisko kutra i wszyscy łowili, a ja rzuciłem za daleko). Wiecie co czuje wtedy zawodnik? Jeśli nie, to może lepiej… Ale spokojnie i powoli zacząłem odrabiać straty. Bartkowi z dzioba szło trochę lepiej i też powoli odrabiał straty. Ryby współpracowały słabo.
Wreszcie wstrzeliłem się w łowienie i na prawie każdym dryfie miałem rybę. Raz krótką, raz dobrą. Ale zaczynałem i ja powoli nadrabiać stratę.. Na godzinę przed końcem, przy lądowaniu ryby na „klatę” złamałem wędkę. Powiedziałem tylko jedno słowo…
Szybkie rozłożenie drugiego kija i dalsza walka. Za drużynę. Nie chciałem chłopaków zawieść. Po kilku dryfach trzy trąbki i koniec… Nie miałem wesołej miny. Tylko 12 ryb w kaście. A obok słychać czternaście, szesnaście… Nawet nie miałem ochoty podchodzić do sędziego i dawać ryb do mierzenia. Zrobiłem co mogłem, najlepiej jak potrafiłem… W końcu tylko moje ryby zostały do zmierzenia i trzeba było stawić czoła rzeczywistości. Okazało się że nie ma żadnych czternastek i szesnastek. Bartek wygrał kuter, a dwunastki były dwie. Moja i kolegi, który stał za moimi plecami do przejścia. Po obiedzie poszliśmy sprawdzić wyniki. Okazało się, że wygrałem z trzecim zawodnikiem o 1 centymetr. To był kopniak, tylko trzy razy mocniejszy niż ten, którego dostał Bartek, żeby wygrać kuter. Kopniak na szczęście.
Drużynowo umocniliśmy swoje prowadzenie po drugim dniu, mimo słabszego wyniku Piotrka. Indywidualnie sytuacja bardzo ciekawa. Razem z Radkiem Czajkowskim i dwoma zawodnikami (Tomek Rudomina i Damian Farecki) mieliśmy po dwóch turach po trzy punkty sektorowe. Gonił nas Piotr Kozak z Kongera z czterema punktami. Ja miałem 2 ryby zapasu przed drugim zawodnikiem. Zapowiadała się fajna walka o tytuł. Wieczorem chciałem naprawić wędkę, ale zabrakło sił. Po pierwszym dniu przemokłem i lekko się przeziębiłem. Po drugim dniu padłem o 20-tej do łóżka i nic nie było mnie w stanie podnieść.
Dzień trzeci
Wstałem przed czwartą. Zszedłem na stołówkę z połamaną wędką. Po chwili pojawił się kolega ze Szczecina - Rysio Ornat. Zobaczył, że przymierzam się do ściągnięcia przelotki ze złamanego końca wędki i zaoferował pomoc. Razem ściągnęliśmy końcową przelotkę. Kuchennym nożem zeskrobałem lakier ze szczytówki i odrobinę grafitu z blanku. Przelotka weszła. Po chwili wlałem klej i razem z Rysiem zamontowaliśmy ją na stałe. Przygotowałem kij do łowienia i schowałem do futerału. Kawa i wyjście do portu. Pogoda wymarzona, lekki wiaterek i słońce śmiały się do nas od samego rana. Wiedzieliśmy po co dzisiaj wchodziliśmy na kutry. Z Radkiem pożyczyliśmy sobie szczęścia i każdy poszedł na swoją jednostkę. Chcieliśmy, żeby to któryś z nas wieczorem unosił puchar na najwyższym stopniu podium. O wynik drużynowy byliśmy spokojni. Ja płynąłem na Alisi a Radek z pozostałymi pretendentami do tytułu na Bomiku. Od rana na połamaną wędkę wchodziły mi ryby. Zaczynałem od rufy, gdzie udało mi się zrobić sporą przewagę do przejścia. Obok łowił Darek Stefanek z mojego koła i z trzeciej drużyny Okręgu. Walczyliśmy i widziałem jak cieszy się z każdej mojej ryby. Po przejściu łowiłem z samego środka kutra. Robiłem swoje, łowiąc cały czas w wysokim tempie. Na koniec okazało się, że wygrałem kuter z 23-trzema rybami, a drugi zawodnik miał ich 15. Czekałem na wieści z Bomika. W porcie okazało się, że wygrał Tomek Rudomina, ale 16 ryb, które dawały mu jedynkę w sektorze nie wystarczyło, aby ze mną wygrał. Radek przegrał z Tomkiem o jedną rybę. Drugie miejsce dało mu tytuł drugiego wicemistrza Polski, a do mnie trafił po raz trzeci indywidualny tytuł Mistrza Polski. Wygraliśmy też drużynowo i to z dużą przewagą.
Wyniki Mistrzostw indywidualnie
1 Tomasz KOSIŃSKI Okręg Mazowiecki PZW 1
2 Tomasz RUDOMINA WKS Jedynka Jelenia Góra
3 Radosław CZAJKOWSKI Okręg Mazowiecki PZW 1
4 Filip KAMIŃSKI PZW Okręg w Poznaniu 2
5 Andrzej WAWRYKA Neptun Gdańsk 1
6 Arkadiusz CZUCHAJEWSKI MKS Krokodyl Wrocław 2
Wyniki Mistrzostw drużynowo
1 Okręg Mazowiecki PZW 1
2 Konger 2 Żoliborz
3 CWM Ustka 1
4 PZW Okręg w Poznaniu 2
5 WKS Jedynka Jelenia Góra
6 MKS Krokodyl Wroclaw 1
W niedzielę 13 maja o 18-tej rozpoczęło się zakończenie Mistrzostw Polski. W ceremonii brał udział burmistrz Darłowa pan Arkadiusz Klimowicz. Na zakończenie zawodów wręczył puchary i brał udział w udekorowaniu zwycięzców. Prezes Okręgu Koszalin Piotr Ebel zaprosił na następne zawody a burmistrz Darłowa kolejny zachęcał do częstego odwiedzania stolicy wędkarstwa morskiego, jaką jest Darłowo.
I na zakończenie kilka osobistych słów ode mnie.
To mój pierwszy drużynowy tytuł MP i trzeci tytuł indywidualnie. Łowię na morzu od około 12 lat. Zaczynałem w moim kole nr 28 Warszawa Ursynów, gdzie kiedyś zorganizowaliśmy wyjazd na morze połączony z zawodami. Na moich pierwszych Mistrzostwach Okręgu zrobiłem dwa zera (jechaliśmy oczywiście wygrać, co to nie my…). To była pierwsza lekcja pokory. Na dwóch kolejnych Mistrzostwach podglądałem Witka Janiaka, dopytując w przerwach o przynęty i łowienie. W Pomorzance słuchałem i wlepiałem wzrok w „Marabuta” i jego opowieści. To wszystko było magiczne i nieosiągalne. W 2010 roku wygrałem GPX naszego Okręgu i po prośbach i negocjacjach udało mi się w 2011 pierwszy raz wystartować w Mistrzostwach Polski. Na kutrze łowiłem (obok) z Piotrkiem „Marabutem” Ziółkowskim. To była dla mnie nieoceniona lekcja, która otworzyła mi bardzo szeroko oczy na technikę i sposoby łowienia. Dziękuję Piotrze, bo Tobie w moim łowieniu na morzu zawdzięczam najwięcej. Dostałem wtedy kolejne baty, bo nie byłem odpowiednio przygotowany. Wyciągnąłem wnioski i 2012 był rokiem nauki, kompletowania sprzętu i innego - lepszego podejścia do łowienia. .Od 2013 roku startuję regularnie w GPX Polski i w Mistrzostwach Polski. Od pewnego czasu wiem, że łowiąc na morzu wygrać może każdy i nie ma gorszych zawodników. Na kutrze podglądam innych i wyciągam wnioski, ale też chętnie pomagam. I wiem , że na pierwszym miejscu jest drużyna,. Bo to właśnie kolegom z którymi lata startuję w Kadrze Okręgu - zawdzięczam rozwój i kawał swoich umiejętności. Więc nie bójcie się, walczcie, podglądajcie, pytajcie. Jak spotkamy się na zawodach, jestem dla Was. I na koniec - szczególne podziękowania dla Tomka Frelika. W naszym okręgu stworzył najlepszą atmosferę współzawodnictwa i najmocniejszą w Polsce kadrę. Który cały czas o wszystko dba, organizuje, walczy i czasem podniesie głos lub warknie. Ale bez niego pewnie też by nie było tych sukcesów.
Dziękuję i połamania.
Tomasz Kosiński