Zaloguj się do konta

Casting dla początkujących - dobór sprzętu

Do napisania tego tekstu skłonił mnie post kolegi Rafała (ciecier), w którym szukał porady odnośnie doboru sprzętu do castingu. W odpowiedzi, której mu udzieliłem, nie dało się zawrzeć wszystkiego, gdyż całego zagadnienia nie da się ująć w kilku zdaniach, stąd też pomysł na ten artykuł. Ale zacznijmy od początku...

Nie ma lepszej motywacji do zgłębiania tajników castingu, niż pierwsza zdobycz złowiona nową metodą

Pomysł zmierzenia się z castingiem zrodził się w sklepie wędkarskim mojego znajomego w momencie, gdy do ręki wziąłem fajny kijek do jerkowania. Był to sześciostopowy Ron Thomspon o ciężarze wyrzutowym od 2 do 4 uncji (ok. 56 – 112 gr). Sliderów trochę miałem i to nawet całkiem sporych, tylko nie bardzo miałem sprzęt do łowienia nimi –  klasyczna wędka ze stało szpulowcem jakoś mi nie podchodziła. Podczas łowienia klasycznym spinningiem ruchy były jakieś takie nienaturalne, wręcz pokraczne, dodatkowo podczas jerkowania lubiły czasem pojawić się brody na plecionce, wynikające ze sposobu prowadzenia przynęty – energiczne podszarpywania połączone z wybieraniem luźnej linki skutkowały momentami niezbyt ścisłym nawojem plecionki na szpulę, co w efekcie co jakiś czas powodowało konkretne splątania i nie ukrywam wyczerpywało moje siły psychiczne. Rozwiązaniem doskonałym, jak mi się wtedy wydawało, był krótki, mocny kij castingowy, którym mógłbym podręcznikowo jerkować. Decyzja zapadła, zakupiłem wędkę z pazurem. Do tego okazało się, że mój znajomy prowadzący ten sklepik wędkarski ma do sprzedania używany nisko profilowy multik Cormorana. Wędka 150 zł, kołowrotek 80zł, dobra nasza, udało mi się zbytnio nie nadszarpnąć budżetu – jakby  się nie spodobało strata będzie do przełknięcia.

Skoro sprzęt już miałem, to pozostawało tylko przewertować zasoby internetu w poszukiwaniu porad dla początkujących. Jak się okazało trochę tego było (potem się jednak po raz drugi okazało, że w sumie nie wiele się dowiedziałem z tych „porad”). Po zaliczeniu obszernej lektury, wyposażony w teoretyczną wiedzę udałem się nad wodę... I nad wodą po raz trzeci się okazało że to co przeczytałem i zastosowałem jako wytyczne było nic nie warte. Pierwsze rzuty były niby dobre, ale zgodnie z „poradami” krótkie. Dobra pomyślałem, krótko mi wychodzi, spróbujemy rzucić dalej. No i do dalej okazało się nieprzerwanym pasmem bród, zerwanych przynęt (odstrzelonych przy zarzucaniu). Byłem bliski łez i ponownej rezygnacji z castingu. Tak  ponownej, gdyż jakieś 25 lat temu, gdy byłem młodym adeptem wędkarstwa, dostałem w prezencie od wuja z Kanady nisko profilowy multiplikator. Po kilku wyprawach nad wodę i próbach rzucania nim do góry nogami – wtedy o castingu w Polsce nikt nawet nie słyszał – multik skończył żywot podczas eksperymentu pt. „Ciekawe, co też może być w środku?”. Przeleżał  w pudełku jeszcze parę lat rozkręcony w drobny mak, po czym trafił na śmietnik. Wracając do czasów obecnych mój zestaw castingowy trafił do szafy gdzie zaczął powoli zbierać się na nim kurz. Przełom nastąpił, kiedy zaplanowany miałem majówkowy wyjazd na moje szczupakowe łowisko. Postanowiłem, że będę wytrwały i tym razem się tak łatwo nie poddam. W porównaniu z poprzednią próbą okiełznania castingu, nastąpiła jedna zmiana, ale bardzo istotna. A mianowicie zamieniłem sztywny jerkowy kij na bardziej „miękkie” wędzisko. Różnica była wyczuwalna od pierwszych rzutów, które dzięki temu, że wędka lepiej się ładowała, były znacznie płynniejsze i nie tak szarpane jak przy sztywnej, jak kij od szczotki, jerkówce. Z czasem  zacząłem osiągać przyzwoite odległości rzędu 20-30m zarzucając stosunkowo lekkimi przynętami (główka 10 gr i guma 7 cm). Na koniec tego dnia „przyjaźni z castingiem” rzuty były dalekie, płynne i co najważniejsze brody praktycznie się już nie zdarzały.

Sztukę łowienia castingiem opanowałem głównie z zamiarem łowienia sandaczy na ciężki arsenał przynęt typu koguty, jaskółki, mocno obciążone gumy. Według mnie, ułożenie ręki na wędzisku przy castingu sprawia, że tą metodą jak żadną inną da się grać przynętą z nadgarstka i „sztywne jak kołek” do tej pory jaskółki i koguty dopiero zaczynają żyć, a i prowadzenie klasycznej gumy można uatrakcyjnić.

Jeśli jeszcze nikogo nie zanudziłem tym trochę przydługim wstępem, to teraz już będzie ciekawiej, bo będą same konkrety. Całą przygodę z castingiem zaczynamy oczywiście od doboru sprzętu.

Dobór sprzętu.


Multiplikator.

Magnetyczny system wspomagający rzucanie


Aby nie popadać w zbytnie inwestycje proponuje poszukać sprzętu używanego, przynajmniej jeśli chodzi o multiplikator – lepiej kupić używany dobrej marki niż nowy firmy która nie słynie z wysokiej jakości. Ja tak jak napisałem wcześniej zacząłem od  używanego Cormorana za 80zł. Poza tym jak się nam ta metoda połowy nie spodoba to zawsze łatwiej sprzedać tańszy sprzęt niż bardzo drogi, a  przy tym nie obciążamy zbytnio naszego wędkarskiego budżetu. Tu też proponuje skierować swoje poszukiwania na multiki nisko profilowe - te „okrągłe” są przeznaczone do bardzo ciężkiego łowienia i moim zdaniem nie będą zbytnio się nadawały do rozpoczęcia nauki castingu.

Warto wspomnieć jeszcze że nisko profilówki zazwyczaj są wyposażone w systemy ułatwiające rzucanie, natomiast te klasyczne często ich nie mają. Skoro już jesteśmy przy systemach  wspomagających to te, z reguły możemy podzielić na dwa rodzaje, magnetyczne i odśrodkowe. Są też rozwiązania  łączące te dwa sposoby kontroli obrotu szpuli. Nie będę się zagłębiał w szczegóły, gdyż według mnie jaki rodzaj będzie w naszym multiku nie ma aż takiego znaczenia, grunt żeby jakiś system był.  Z grubsza mówiąc działanie jego ma ograniczać prędkość obrotu szpuli w początkowej fazie rzutu. Na początku nauki i tak ustawiamy go na maksa. Trzecim, też bardzo ważnym hamulcem jest hamulec walki którym regulujemy siłę z jaką będzie oddawana linka w razie odjazdu ryby. W każdym rodzaju multiplikatora ma on postać gwiazdy.

Odśrodkowy system wspomagający rzucanie

Co do wielkości naszego multika doradzam wybór co najmniej rozmiaru średniego. Starajmy się unikać konstrukcji przeznaczonych do łowienia małymi i lekkimi przynętami. Po pierwsze taki sprzęt jest bardzo delikatny i łatwo jest go zajechać początkującemu adeptowi sztuki castingu. Po drugie z założenia multiplikatory są konstrukcjami stworzonymi do ciężkiej orki dużymi przynętami. Najłatwiej rozpoznać czy mamy do czynienia w multikiem do ultralighta możemy po pojemności szpuli. Jeżeli ten parametr informuje nas, że na szpulę wchodzi np. 150m linki 0.20mm to mamy do czynienia ze sprzętem do bardzo lekkiego łowienia, który nie będzie dobrym wyborem na początek. Na szczęście jest jeszcze jeden parametr, który skutecznie nas poinformuje czy mamy do czynienia z „lekkim” sprzętem, zazwyczaj nisko profilówki umożliwiające operowanie najlżejszymi przynętami są horrendalnie drogie i ich cena nierzadko sięga kwoty powyżej 1000 złotych. Skoro mamy już omówioną kwestię multiplikatora, możemy przejść do kija.

Wędzisko


Wędkę do castingu najlepiej dobrać tak aby jej długość oscylowała w granicach 200cm – 240cm. Dłuższy kij będzie nam się lepiej ładował co ma bardzo istotne znaczenie na początku nauki.
Ważne jest także to aby jego akcja nie była za szybka,  najlepiej moderate - fast lub ostatecznie fast.  Unikajmy wędek z akcją extra fast i sztywnych jerkówek. Mi świetnie sprawił się kijek Abu Garcia Venerate 240cm cw 12-32gr. Ładnie się ładował, a jego akcja nie pozwalała z strzały przynętą spod szczytówki, co już wymuszało na mnie konieczność płynnego zarzucania. To tyle jeśli chodzi o wędzisko. Pozostała na tylko sprawa wyboru: żyłka czy plecionka?

Żyłka czy plecionka?

Pomimo, że wiele publikacji doradza początkującemu stosowanie żyłki, ja uważam inaczej. Wbrew pozorom brodę z plecionki jest dużo łatwiej rozplątać, żyłka bowiem ma dość rozciągliwą strukturę, a przy prędkościach szpuli  i przeciążeniach jakie występują podczas zarzucania przynęty, supły potrafią się tak zacisnąć, że są niemożliwe do rozwikłania. W skrajnych przypadkach może dojść do takiego rozgrzania się żyłki wskutek gwałtownego splątania, że nylonowa linka może się po prostu „zespawać”.  

Ja do nauki zastosowałem grubą, morską plecionkę, była to chyba 0,22. Oprócz tego że brody były stosunkowo łatwiejsze do rozplątania niż w przypadku żyłki, to jeszcze moc plecionki powodowała, że w razie zaplątania w trakcie zarzutu ilość odstrzelonych przynęt była niewielka.

Skoro dobór sprzętu mamy w zasadzie za sobą pozostaje nam założyć przynętę i rozpocząć naukę. I tu też nie jestem zwolennikiem metody łąki i ciężarka. Jak już się uczyć to od razu nad wodą, zawsze jest szansa na złowienie jakiejś ryby. A nic tak nie podnosi morale przy nauce, jak widoczne efekty w postaci pierwszej zdobyczy. W następnym artykule postaram się przystępnie opisać technikę rzutu multiplikatorem.

Opinie (15)

w6i6e6

Spoko tekst tylko jedna uwaga do nauki najlpeiej nawinąć żyłkę 0,3-0,35. Jest dużo tańsza od nawet taniej plećki i jak się poplącze to nie żal ciąć :-) [2015-11-19 15:07]

Dziku

w6i6e6 niestety żyłka to słaby pomysł, jedno splątanie i do wyrzucenia. Często tak się rozgrzewa w momencie splątania że węzły stapiają się na amen. Plecionkę zawsze jest szansa rozplątać. Przerabiałem i żyłkę i plecionkę i plecionka zdecydowanie wygrywa. A poza tym większość z nas ma jakieś zachomikowane odcinki plecionki, za krótkie już do łowienia klasycznego, a do nauki nadające się w sam raz. Ja po krótkiej przygodzie z żyłką, nawinąłem starą plećkę, którą łowiłem na morzu. Na kuter była już za krótka, a do pierwszych kroków z multikiem w sam raz [2015-11-19 15:28]

mepsik79

dobre [2015-11-19 16:36]

w6i6e6

Kwestia gustu ja uczyłem się multika na grubej żyłce i moim zdaniem do dużo lepszy pomysł. 35-ka za bardzo się nie plącze a jak już zdarzy się broda to koszt wymiany takiej żyłki to parę zł czego o lince nawet taniej powiedzieć nie można :-) [2015-11-19 20:14]

rysiek38

Nie chce ubliżyć nikomu ale ta metoda jak dla mnie (moja subiektywna ocena) może być przydatna i skuteczna ale w przypadku ciężkiego i głębokiego łowienia ,niestety tam gdzie łowie i to max na 5gram raczej się nie sprawdzi,spróbowałem na sprzęt kolegi i po dziesięciu minutach mialem dosyc EXSPERYMENTU :-)- 5* [2015-11-19 21:47]

Draq

Casting to metoda, która sprawdza się zarówno na płytkiej jak i głębokiej wodzie.. kogut, jerk, opad, drop shot... wszystko zależy od doboru sprzętu, a łowić można już od paprochów 2gr [2015-11-19 23:00]

LeoAmator

Tak metoda do wszystkiego tylko trzeba uzbroić się w cierpliwość i nie poddawać się za szybko.Artykuł fajnie opisuje początki i zawiera obiektywne spostrzeżenia,dzięki :) [2015-11-19 23:40]

biker1

Fajny artykuł, ja akurat z mutikiem przygodę zaczełem w październiku tego roku i powiem że kołowrotki o stałej szpuli mają teraz przerwę hi hi..... początek to masakra 4 rzuty w 3 godziny. Cierpliwość i podejście do nauki dają dużą satysfakcje z łowienia tą metodą. Kilka lat temu jak zaczynałem z wędkarstwem denerwowały mnie kołowrotki z podwójną korbką a teraz kręcem multikiem aż miło......... :) Warto spróbować castingu wrażenia są nie zapomniane.... [2015-11-26 08:25]

Tomas81

Też próbowałem casta i jakoś mi nie podszedł. Choć ma kilka przewag nad normalna korbą. Otóż dla mnie sandaczowca bardzo ważna jest czułość a w caście jest ona dużo większa. Zagłębiać się zbytnio nie będę ale chodzi głównie o kształt młynka oraz jego położenie na uchwycie. Przelotki też swoje robią. Natomiast drugą zaletą jest możliwość podania bardzo dużych i ciężkich przynęt. Dla mnie komfort rzutowy zwykłego spina kończy się na jakiś 60-70g gdzie większość masy stanowi główka. Przy caście nie jest problemem rzut 300g wabiem. Za to bardzo denerwowało mnie to iż łapa ciągle jest mokra bo jednak trzeba paluchem regulować napięcie linki przy rzucie. No i samo trzymanie wędki, jakoś wolę gdy środek ciężkości zestawu jest usytuowany poniżej wędki a nie na odwrót. Ale metoda warta rozważenia ;-) [2015-11-26 12:47]

Sith

Po ponad ćwierćwieczu wyłącznie tradycyjnego spinningowania (boczny trok i drop shot jakoś mi nie pasowały), postanowiłem wypróbować castingu. Po dwumiesięcznej zaprawie ze średnim castem 10-35g, "wessało" mnie do tego stopnia, że dokupiłem lekki zestaw 3,5-7g. Nie jest łatwo, ale nikt nie obiecywał mi tego. Opanowałem brody z cięższym zestawem już podczas pierwszego wędkowania, z lekkim jest znacznie gorzej, ale się uparłem i nie zniechęcam się. Nadal czytam i pochłaniam wiedzę teoretyczną z zamiarem przeniesienia jej do praktyki. Przeczytałem Piotrze obydwa Twoje artykuły i utwierdziły mnie one w moich poczynaniach. Bardzo dziękuję za fachowe porady. Ode mnie ***** z +. PS Dziwię się, że ktoś zaniżył ocenę, ale to albo jakiś "lewus", który bardzo szybko się zniechęcił, albo wieczny malkontent, któremu nie udane pożycie seksualne dyktuje podejsicie do wszystkiego na "nie"... [2017-09-07 11:20]

erykom

Dobry tekst ! [2017-09-07 14:33]

SlawekNikt

Nie wiem kto obniżył cenę, ale niekoniecznie musiał być "wiecznyn malkontentem, któremu nie udane pożycie seksualne dyktuje podejsicie do wszystkiego na "nie"..." Ja nie oceniłem bo się dopiero uczę, alle ... Osobiście uważam, że grubość linki należy dostosować do możliwości wędziska, a nie do możliwości "castingowca". I dlatego ja uczyłem się na plecionce 0,16 co i tak uważałem za przesadę. I pomimo tego nic jeszcze nie odstrzeliłem co jest zapewne w dużej mierze zasługą mojej przezorności bo nie "szalałem" na początku :-) [2017-09-07 22:08]

Sith

Zszedłem przy kijku 10-35g z 0,23 do 0,18mm i też niczego nie odstrzeliłem. zamierzam zejść jeszcze niżej - do 0,16mm, a przy kijku 3,5-7g z 0,09mm do 0,06mm. Zobaczymy ile przynęt poleci samodzielnie w świat. Dotychczas pozbyłem się tylko jednej blachy na samym początku. [2017-10-03 10:43]

SlawekNikt

I mnie sztuka umknęła, ale też wiązana była na bardzo szybko i uważam, że źle zawiązałem, dlatego ją szlag trafił :-) [2017-10-03 21:45]

Sith

Dokładnie, u mnie było tak samo. ;-) [2017-10-04 05:20]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Społecznościowy Portal Wędkarski wedkuje.pl
2008 - 2024