Casting dla początkujących - dobór sprzętu
Piotr Michalski (Dziku)
2015-11-19
Do napisania tego tekstu skłonił mnie post kolegi Rafała (ciecier), w którym szukał porady odnośnie doboru sprzętu do castingu. W odpowiedzi, której mu udzieliłem, nie dało się zawrzeć wszystkiego, gdyż całego zagadnienia nie da się ująć w kilku zdaniach, stąd też pomysł na ten artykuł. Ale zacznijmy od początku...
Skoro sprzęt już miałem, to pozostawało tylko przewertować zasoby internetu w poszukiwaniu porad dla początkujących. Jak się okazało trochę tego było (potem się jednak po raz drugi okazało, że w sumie nie wiele się dowiedziałem z tych „porad”). Po zaliczeniu obszernej lektury, wyposażony w teoretyczną wiedzę udałem się nad wodę... I nad wodą po raz trzeci się okazało że to co przeczytałem i zastosowałem jako wytyczne było nic nie warte. Pierwsze rzuty były niby dobre, ale zgodnie z „poradami” krótkie. Dobra pomyślałem, krótko mi wychodzi, spróbujemy rzucić dalej. No i do dalej okazało się nieprzerwanym pasmem bród, zerwanych przynęt (odstrzelonych przy zarzucaniu). Byłem bliski łez i ponownej rezygnacji z castingu. Tak ponownej, gdyż jakieś 25 lat temu, gdy byłem młodym adeptem wędkarstwa, dostałem w prezencie od wuja z Kanady nisko profilowy multiplikator. Po kilku wyprawach nad wodę i próbach rzucania nim do góry nogami – wtedy o castingu w Polsce nikt nawet nie słyszał – multik skończył żywot podczas eksperymentu pt. „Ciekawe, co też może być w środku?”. Przeleżał w pudełku jeszcze parę lat rozkręcony w drobny mak, po czym trafił na śmietnik. Wracając do czasów obecnych mój zestaw castingowy trafił do szafy gdzie zaczął powoli zbierać się na nim kurz. Przełom nastąpił, kiedy zaplanowany miałem majówkowy wyjazd na moje szczupakowe łowisko. Postanowiłem, że będę wytrwały i tym razem się tak łatwo nie poddam. W porównaniu z poprzednią próbą okiełznania castingu, nastąpiła jedna zmiana, ale bardzo istotna. A mianowicie zamieniłem sztywny jerkowy kij na bardziej „miękkie” wędzisko. Różnica była wyczuwalna od pierwszych rzutów, które dzięki temu, że wędka lepiej się ładowała, były znacznie płynniejsze i nie tak szarpane jak przy sztywnej, jak kij od szczotki, jerkówce. Z czasem zacząłem osiągać przyzwoite odległości rzędu 20-30m zarzucając stosunkowo lekkimi przynętami (główka 10 gr i guma 7 cm). Na koniec tego dnia „przyjaźni z castingiem” rzuty były dalekie, płynne i co najważniejsze brody praktycznie się już nie zdarzały.
Sztukę łowienia castingiem opanowałem głównie z zamiarem łowienia sandaczy na ciężki arsenał przynęt typu koguty, jaskółki, mocno obciążone gumy. Według mnie, ułożenie ręki na wędzisku przy castingu sprawia, że tą metodą jak żadną inną da się grać przynętą z nadgarstka i „sztywne jak kołek” do tej pory jaskółki i koguty dopiero zaczynają żyć, a i prowadzenie klasycznej gumy można uatrakcyjnić.
Jeśli jeszcze nikogo nie zanudziłem tym trochę przydługim wstępem, to teraz już będzie ciekawiej, bo będą same konkrety. Całą przygodę z castingiem zaczynamy oczywiście od doboru sprzętu.
Dobór sprzętu.
Multiplikator.
Aby nie popadać w zbytnie inwestycje proponuje poszukać sprzętu używanego, przynajmniej jeśli chodzi o multiplikator – lepiej kupić używany dobrej marki niż nowy firmy która nie słynie z wysokiej jakości. Ja tak jak napisałem wcześniej zacząłem od używanego Cormorana za 80zł. Poza tym jak się nam ta metoda połowy nie spodoba to zawsze łatwiej sprzedać tańszy sprzęt niż bardzo drogi, a przy tym nie obciążamy zbytnio naszego wędkarskiego budżetu. Tu też proponuje skierować swoje poszukiwania na multiki nisko profilowe - te „okrągłe” są przeznaczone do bardzo ciężkiego łowienia i moim zdaniem nie będą zbytnio się nadawały do rozpoczęcia nauki castingu.
Warto wspomnieć jeszcze że nisko profilówki zazwyczaj są wyposażone w systemy ułatwiające rzucanie, natomiast te klasyczne często ich nie mają. Skoro już jesteśmy przy systemach wspomagających to te, z reguły możemy podzielić na dwa rodzaje, magnetyczne i odśrodkowe. Są też rozwiązania łączące te dwa sposoby kontroli obrotu szpuli. Nie będę się zagłębiał w szczegóły, gdyż według mnie jaki rodzaj będzie w naszym multiku nie ma aż takiego znaczenia, grunt żeby jakiś system był. Z grubsza mówiąc działanie jego ma ograniczać prędkość obrotu szpuli w początkowej fazie rzutu. Na początku nauki i tak ustawiamy go na maksa. Trzecim, też bardzo ważnym hamulcem jest hamulec walki którym regulujemy siłę z jaką będzie oddawana linka w razie odjazdu ryby. W każdym rodzaju multiplikatora ma on postać gwiazdy.
Wędzisko
Wędkę do castingu najlepiej dobrać tak aby jej długość oscylowała w granicach 200cm – 240cm. Dłuższy kij będzie nam się lepiej ładował co ma bardzo istotne znaczenie na początku nauki.
Ważne jest także to aby jego akcja nie była za szybka, najlepiej moderate - fast lub ostatecznie fast. Unikajmy wędek z akcją extra fast i sztywnych jerkówek. Mi świetnie sprawił się kijek Abu Garcia Venerate 240cm cw 12-32gr. Ładnie się ładował, a jego akcja nie pozwalała z strzały przynętą spod szczytówki, co już wymuszało na mnie konieczność płynnego zarzucania. To tyle jeśli chodzi o wędzisko. Pozostała na tylko sprawa wyboru: żyłka czy plecionka?
Żyłka czy plecionka?
Pomimo, że wiele publikacji doradza początkującemu stosowanie żyłki, ja uważam inaczej. Wbrew pozorom brodę z plecionki jest dużo łatwiej rozplątać, żyłka bowiem ma dość rozciągliwą strukturę, a przy prędkościach szpuli i przeciążeniach jakie występują podczas zarzucania przynęty, supły potrafią się tak zacisnąć, że są niemożliwe do rozwikłania. W skrajnych przypadkach może dojść do takiego rozgrzania się żyłki wskutek gwałtownego splątania, że nylonowa linka może się po prostu „zespawać”.
Ja do nauki zastosowałem grubą, morską plecionkę, była to chyba 0,22. Oprócz tego że brody były stosunkowo łatwiejsze do rozplątania niż w przypadku żyłki, to jeszcze moc plecionki powodowała, że w razie zaplątania w trakcie zarzutu ilość odstrzelonych przynęt była niewielka.
Skoro dobór sprzętu mamy w zasadzie za sobą pozostaje nam założyć przynętę i rozpocząć naukę. I tu też nie jestem zwolennikiem metody łąki i ciężarka. Jak już się uczyć to od razu nad wodą, zawsze jest szansa na złowienie jakiejś ryby. A nic tak nie podnosi morale przy nauce, jak widoczne efekty w postaci pierwszej zdobyczy. W następnym artykule postaram się przystępnie opisać technikę rzutu multiplikatorem.