Wiosenne klenie
Grzegorz Bałchan (kaban)
2015-02-27
Wędkarska wiosna zaczyna się dla mnie z reguły końcem marca, ale to oczywiście zależy od panujących warunków bo rzadko, a bywało, że jeszcze początkiem kwietnia zalegał śnieg. Ewentualny spływ pośniegowej wysokiej wody to pierwszy znak, który nie powinien ujść naszej uwadze. W każdym razie pierwsze zielone „trawki”, kwiaty podbiału, bazie, powracające ptaki itp. to nieomylny znak, że wiosna nadeszła i zaczyna się jak dla mnie najpiękniejsza pora roku.
Im cieplej tym ryby stają się coraz bardziej ruchliwe. Po ewentualnych przyborach i wyrównaniu poziomu wody do stanu nazwijmy to normalnego ryby zaczynają się przemieszczać w miejsca gdzie będą mieć najlepszą stołówkę. Każda podmyta skarpa z nawisami traw i głęboczkiem około metra, ujście małego dopływ, zatopione drzewa bądź większe kamienie za którymi tworzą się małe wirki nie powinny ujść naszej uwadze. Oprócz kleni trafiam w takich miejscach czasami na jazie, ale jakoś nie mam szczęścia do tych w granicach czterdziestki. Ryby w zależności od aktualnych warunków atmosferycznych mogą być w różnych zakątkach rzeki i po pierwszych braniach szukam ich w miejscówkach o podobnym charakterze co do głębokości i siły nurtu. Znajomość danej wody pozwala na zdecydowanie szybsze zlokalizowanie aktywnych ryb. Im cieplej tym częściej powinniśmy szukać ich na płytszej i na szybszej wodzie, ale po kilkudniowym ochłodzeniu wracają na odcinki o spokojniejszej i głębszej wodzie. Co do pory dnia i nasłonecznienia miewałem różne efekty. Bywa, że przy pięknej słonecznej pogodzie w samo południe nałowimy się do bólu a możemy też zejść z wody bez dotknięcia. To samo dotyczy dni pochmurnych z drobnym deszczykiem (choć w takich warunkach złowiłem więcej tych „grubych”) i jakiejś w miarę sprawdzającej się reguły jak do tej pory na ten okres nie zauważyłem. Tu przypominam, że moje doświadczenia dotyczą głównie Wisłoka powyżej Rzeszowa.
Zdarza się, że trafimy w tym okresie (zazwyczaj marzec) na tarlisko któregoś z gatunków objętych okresem ochronnym (u mnie to zazwyczaj świnka i boleń) co powoduje czasami „najechanie” i podhaczenie za „fraki” jakiejś ryby. Nie myśląc o jakichkolwiek tego typu „braniach” szybko opuszczam taką miejscówkę i zostawiam ryby same sobie w miłosnym amoku z nadzieją na zdrowy narybek i kolejne pokolenia zdrowych ryb. Jestem przeciwnikiem sztucznych zarybień i zwolennikiem zmiany chorych przepisów co do wymiarów ochronnych i ilości możliwych do zabrania ryb z RAPR sygnowanych przez PZW a likwidacja jakiś chorych operatów wodno-prawnych tworzonych przez jak mniemam ludzi nie mających nic wspólnego z wędkarstwem też powinna być dawno wzięta pod uwagę.
Przełom kwietnia i maja to zazwyczaj też okres kiedy klenie ulegają sile natury i przystępują do rozrodu. Trafiając na pierwsze klenie (nie objęte okresem ochronnym) z wysypką tarłową odpuszczam polowanie na ten gatunek i szukam pstrągów bądź okoni choć oczywiście kleniowe przyłowy się zdarzają.
Zestaw przynęt to jak dla mnie szersza paleta woblerów i wirówek a wahadełka oraz gumki pozostają właściwie tylko w rezerwie. Sięgam po nie tylko w chwili rozpaczy kiedy kompletnie nic nie bierze. Może to i błąd powodowany własnymi przyzwyczajeniami i tzw. rutyną bo bywa, że łowiąc czasami w towarzystwie młodszych kolegów którzy zakładają wabiki o których bym nawet nie pomyślał oni łowią ryby a ja się tylko przyglądam. Kolory moich wobków to przede wszystkim odzwierciedlenie tego co pływa w rzece czyli imitacje kiełbi, uklei, płotki, okonia, i również małego klenika bo te większe to również kanibale czego wielu spinningistów nie bierze pod uwagę w doborze barw przynęty. Wielkość zazwyczaj oscyluje pomiędzy 3 a 5 cm choć czasem sięgam po mniejsze w słoneczne dni. Smużaków w tym okresie praktycznie nie używam chyba, że nastanie dłuższy okres wyraźnego ocieplenia to wówczas podejmuje pierwsze próby powierzchniowego polowania. W pudełku mam woblery o różnym zanurzeniu i pływalności bo moje łowiska są dość zróżnicowane na dość krótkich odcinkach i dobór przynęty o właściwym kolorze i pracy to zazwyczaj klucz to sukcesu. Wirówki to zestaw głównie longów i cometów w rozmiarze 0 , 1 i kilka nr 2 w odcieniach miedzi, złota i srebra. Tu wiele z kolorami nie kombinuję i rzadko używam tych z paletkami w innych kolorach choć bywa, że owiany legendą black fury staje się przynętą dnia. Jak wspomniałem pozostałe rodzaje wabików schodzą u mnie na dalszy plan (może to błąd, ale tak mi wychodzi z wielu lat zabawy z kleniami) i mieszczą się w jednym małym pudełku. To kilka wahadełek raczej wąskich w kształcie listka wierzby i długości do 3 cm w kolorach jak wirówki i kilkanaście niewielkich ripperów w barwach perły, pleksi, motor oil i jakieś odcienie brązu.
Rodzaj używanego przeze mnie sprzętu się nie zmienia poza tym, że wracam do żyłek o średnicy 0,18 i 0,16 mm. Ze względu na trące się w tym okresie ryby różnych gatunków staram się nie brodzić. Przy stromych i wysokich skarpach (co na moich terenach jest rzeczą normalną) o ile istnieje taka możliwość poruszam się wzdłuż brzegu po w miarę płytkiej wodzie. Spodniobuty służą mi właściwie głównie do ewentualnego przejścia na przeciwległy brzeg z ciekawszymi miejscówkami.
Nawet jeżeli brania są mizerne to każde wyjście w tym czasie nad wodę jest i tak dla mnie super. Budząca się do życia przyroda zawsze korzystnie wpływa na mój organizm i powala zapomnieć o ”rzeczach złych” i naładować akumulatory pozytywną energią. Wszystkie ryby bez względu na gatunek w tym czasie i obojętnie czy jest (to oczywiste) czy nie w okresie ochronnym obdarowuję wolnością bo tak po prostu lubię.
Powodzenia życzę.
jak łowić klenie wiosną