Porażka
Krzysztof Kloc (ryukon1975)
2013-01-02
Przełamanie nastąpiło nawet nie wiem kiedy. Wstałem rozsunąłem plecak i wyjąłem z niego wodery. Zrzuciłem buty i zrobiłem co trzeba. Rozłożyłem wędzisko,przykręciłem kołowrotek, przeciągnąłem żyłkę przez przelotki,zawiązałem na końcu agrafkę i zaczepiłem wobler. Zostało tylko zejść po wewnętrznym brzegu zakrętu w stronę wody. W takim stanie nie jest to lekkie ale daję radę,nie idealnie z hałasem i przekleństwami ale w końcu ląduję po kolana w wodzie. Patrze w dół mętnym wzrokiem. Widok wody który działa na mnie zwykle jak balsam teraz budzi we mnie poczucie obowiązku, muszę iść w dół, muszę zrobić swoje. Niby się staram choć wiem że jutro będę się śmiał z tych "starań". Całe przejście płytkiej wewnętrznej strony zakrętu skończyło się na potknięciach, stłuczeniach, przyszłych siniakach i niecenzuralnych słowach wypowiadanych z powodu bezsilności. Przecież wiem że mogłem to zrobić tysiąc razy lepiej. Jednak nie dziś i nie w takim stanie. Wychodzę na prostą,jestem już obojętny straciłem nadzieję idę odbębnić "obowiązek" do końca,do końca odcinka który wybrałem na dziś.
Bolenie na które cały czas poluje niby dają rzadkie oznaki żerowania ale są one naprawdę rzadkie i ciche. Zmrok minął jakieś trzydzieści minut temu i gdy przy pierwszych oznakach światła dziennego rzucam wobler pod przeciwny brzeg następuje uderzenie. Odległość spora ale bardzo szybki kij i mało rozciągliwa żyłka spinningowa pozwalają mi kontrolować branie i hol. Boleń nie jest duży,zdziwienie następuje dopiero gdy zobaczyłem rybę z bliska. To nie boleń to kleń! Czy to takie dziwne? Nie. Woda, przynęta, miejscówka pozwalają na połów obu tych gatunków. Zdziwienie jest wywołane tylko tym że złowiona ryba nie jest zgodna z zaplanowaną ale do tego po tylu latach łowienia powinienem się już przyzwyczaić, a kleń jest piękny w promieniach wchodzącego słońca. Nie ogromny czterdzieści kilka centymetrów ale piękny.:) Musze zrobić zdjęcie dla zapamiętania tej chwili, nikt mi jej nie odbierze, nigdy. Całe zdarzenie trochę mnie przebudziło. Zaczynam myśleć, patrzeć, rozumieć? Może nie do końca ale się staram. Prowadzę przynętę najlepiej jak umie w jej tor prowadzenia wkładam serce i całą swoją wiedzę. Staram się. Żyłka tnie powietrze przy kolejnych rzutach,kołowrotek cicho szumi, kij pracuje. Ja myślę,patrze i widzę. Czas. Wzdłuż przeciwnego brzegu pod który posyłam wobler posuwa się pod prąd głowa bobra. W prawej ręce trzymam wędzisko w lewej wobler, czekam. Nie mogę tam posłać przynęty po raz kolejny muszę ustąpić pierwszeństwa ważniejszym. Gdy bóbr przepłynie będę mógł rzucić bez obaw że go przestraszę a on spłoszony w czasie ucieczki wypłoszy mi wszystkie ryby. Trzeba współżyć z wszystkim co żyje, raz ustąpić raz wymusić siłą pierwszeństwo. Dobrze zrobiłem. W pierwszym rzucie po przepłynięciu bobra mam kolejne branie, kleń jest większy. Tłuściutki klusek pięknie walczy w płytkiej zimnej wodzie przy wschodzącym słońcu. Mam go aż miło zobaczyć takiego grubaska z bliska i zrobić mu zdjęcie w takim tle.:)
Rozkręciłem się. Piękno poranka budzące się ciepło,próbuję dalej, widzę. Widzę jak posyłany pod przeciwny brzeg wobler spada na płyciznę a później prowadzony w moim kierunku wchodzi głębiej zgodnie z zmianą poziomu głębokości. Słońce nie pozwala mi otworzyć szeroko oczu. Głębiej ale nie głęboko bo to dość płytko schodząca przynęta.Po kolejnym takim sprowadzeniu woblera po stoku dna łowię chyba największego swojego spinningowego klenia w życiu. Jest piękny, gruby, barwny. Gdy robię zdjęcie wiem że to koniec na dzisiejszy poranek. Musze wrócić do domu i do pełnego stanu świadomości. Wlokę się na górę do drogi gdzie zostawiłem skuter. Składam kij,chowam kołowrotek do schowka a wodery do plecaka. Ciepło budzącego się dnia znów mnie rozłożyło, kładę się na trawie nie zważając na odgłosy zbliżającego się traktora. Otwieram oczy na dźwięk bezmyślnego śmiechu jak tak można określić rżenie jakie usłyszałem. Otwieram oczy patrzę, to robotnicy którzy wycinają drzewa i krzaki na brzegu wzdłuż rzeki. Dwóch poważnych ale trzeci cieszy mordę na mój widok z niewiadomego dla mnie powodu. Niech się głupio śmieje przejadą wstanę i pojadę,pojadę do domu w cieniu i zaciszu mojego pokoju odpocząć po trudach poranka bo dziś łowy nie były przyjemnością były prawdziwym trudem. Wstaję, porażka żadnego bolenia po które dziś przyjechałem nie złowiłem i patrze na oddalone około siedemset metrów skrzyżowanie,oj jeszcze może będę musiał dmuchnąć w alkomat, bryka władzy stoi.:)
Minął kolejny poranek nad wodą,trzeba wrócić do ludzi,choć kocham tą samotność i niezależność nad wodą.:)
Przepraszam za znak wodny na zdjęciach,skopiowane z mojego bloga i wklejone ponownie do wpisu. Jest to skrzyżowanie mojego starego nicka i nowego oryginały oryginałów do obejrzenia na moim blogu w galerii "Ryby rzeki Wisłok".:)