Wyprawa wędkarska Ace
użytkownik 132079
2012-11-14
Pare minut później, po rzucie trochę dalej od brzegu, potężne uderzenie... Ryba bardzo szybko się spieła ale czuć było jej ciężar...
Pomarudziłem troche... zły byłem bardziej na siebie niż na rybę, ale poczułem się troche lepiej kiedy popatrzyłem na gumę. Po nacięciach widać było, że szczupak uderzył bardzo płytko.
Ruszyłem dalej... Po przepłynięciu kolejnych miejscówek i braku brań, postanowiłem, że wyłącze kamere. Płynąc na najlepsze miejscówki - z braku czasu, ruszyłem na szybciej niż zawsze - postanowiłem, zarzucić jeszcze w jedno miejsce... Szczupak uderzył od razu, zostawiając na haku tylko kawałęk korpusu gumy. Po holu mogę śmiało stwierdzić, że nie był to potwór... ale kolejna ryba, której nie nagrałem... ehh...
Zatrzymałem się w miejscu w którym tydzień temu padła 65tka i dzień później miałem potężne branie. Kilka rzutów i w podbieraku wylądował tłuściutki szczupaczek. 57 cm nie powala na kolana, ale wypchany brzuch i świetna kondycja ryby, poprawiła mi humor. Rybka wróciła do wody i ruszyłem na najlepsze miejsca.
Niedalko nich zauważyłem wędkarza, szybko jednak zakręcił i ruszył na środek jeziora - prawdopodobnie za sandaczem.
Zakotwiczyłem się i zacząłem obławianie. Po długim rzucie dokładnie w piękne trzcinowe zakole ,w opadzie poczułem uderzenie... zaciąłem... siedzi ! Na początku ryba wydawała się być spora, po chwili jednak okazało się, że to kolejny 50tak. Szybko wrócił do wody.
Przez kolejne pół godziny złowiłem jeszcze 3 szczupaczki. Pierwszy z nich, troszkę ponad 40centymetrowy, nietrafił w gumę i hak wbił się w okolicach płetw piersiowych. Na szczęście bardzo płytko i ryba bez większych uszkodzeń wróciła do wody. Zaraz po nim padł następny maluch i kolejna 50tka.
Wróciłęm w miejsce złowienia pierwszego szczupaka. Rzucałem w miejsce potężnego brania z zeszłego weekendu, rozmyślając o nim...
Pusto... pusto...zielsko...nic i nic... aż nagle.... Dwa metry przed łódką czuje znów potężne uderzenie. Tym razem nie spóźniłem zacięcia. Od razu poczułem, że ryba jest na prawdę duża... Cudowny dżwięk hamulca kolowrotka, zdwał się trwać i trwać... Ryba uciekała na głębszą wodę. Silne szarpnięcia pyska i długie odjazdy mówiły jedno... Największy tej jesieni... Hol trwał i trwał. Ryba w końcu wyłożyła się tuż przy łódce. Piękny... gruby... ponad 80cio centymetrowy szczupak. Złapałem za podbierak i w tym momencie w jakiś magiczny sposób guma wypadła z jego pyska... Szczupak oszołomiony stał przy powierzchni jeszcze przez chwilę... Jakby chciał pożegnać się ze mną. Odzyskał siły bardzo szybko i powoli zniknął na głębszej wodzie. Z trzęsącymi się nogami, stojąc na łódce, trzymając nadal podbierak w ręku nie wiedziałęm co robić...
Szybko jednak przełknąłem gorycz porażki. W tym sezonie i tak już pięknie połowiłem, a cała magia wędkarstwa polega właśnie na tym, że raz walkę wygrywa wędkarz, a raz ryba. Zobaczymy się kiedy będzie metrowy !
Po tym nie miałem już dużo czasu. Szybko opłynąłem jeszcze kilka lepszych miejscówek. Szczupaki gryzły fajnie, ale niestety nieduże. Bardzo czysta woda, pozwoliła mi zobaczyć kilka razy jak mój mann's niknie w szczękach szczupaków. W sumie wyholowałem ich 8, może 9.
Wracając do domu rozmyślałem o tym jak duży był pierwszy urwany szczupak i ile dokładnie miał ten drugi. Będzie co wspominać.
W ten weekend jeszcze postraszymy mazurskie szczupaki. Z każdej wyprawy poza wyciągniętymi rybami, wyciągamy wnioski... doświadczenia... i naukę.
Mimo urwanych ryb i niewielkich wyholowanych, sporego wiatru i niskiej temperatury, dzień był udany. Nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejna wędkarska wyprawa... Każda z nich jest na swój sposób przygodą... każda z nich jest inna, dlatego też wędkarstwo jest tak ekscytujące i nigdy się nie nudzi.
Do następnego razu. Połamania kija!
P.S. Data na pierwszej fotce oczywiście jest fałszywa - to screenshoot zrobiony z filmiku który kręciłem, a tak jak wspominałem tam data zmienia się za każdym włączeniem kamery.
Tomasz 'Ace' Lewandowski