Złów i wypuść - dajmy coś od siebie
Cezary Syrkiewicz (jee70)
2009-02-02
Z racji zawodu i codziennego obcowania ze środowiskiem wędkarskim na ten temat mogę powiedzieć wiele. Brzydzę się tym bardzo i piszę to z nadzieją, że choć jedna osoba po przeczytaniu tego zmieni swoje nastawienie do wędkarstwa i potraktuje to jako wspaniały wypoczynek połączony z niesamowitą adrenaliną przy połowie rekordowej sztuki i jeszcze lepszym uczuciem uwalniania owej sztuki z nadzieją złowienia jej jeszcze większej w przyszłości.
Potrzebę takiego pojmowania wędkowania musimy dostrzec sami, ponieważ pojemność naszych łowisk jest dość mocno ograniczona, a presja wędkarska z roku na rok coraz większa.
Wiem, że nie da zreformować się starych betonów, ale ludzi w moim wieku i młodszych i owszem.
Pojęcie złów i wypuść oznacza przyszłościową gospodarkę wodami, dzięki którą dążymy się do uzyskania i utrzymania optymalnego poziomu wędkarstwa, zmniejszając przy tym śmiertelność ryb, poprzez przyzwolenie na zabicie tylko niewielkiej ilości w określonym celu. Jest to pewnego rodzaju filozofia wędkarska i każdy z nas powinien sam zadecydować o przyszłości wyholowanej sztuki.
Słuchając i czytając np. o wędkowaniu w USA – a stamtąd wywodzi się termin NO-KILL – czuć w głosie wędkarzy podniecenie faktem jakie tam można bez większego problemu złowić sztuki, potężne okazy. Żaden jednak nie mówił ileż to mięsa zabrał do domu, bo będąc właśnie w innym kraju ze zwykłego strachu szanował inne obyczaje i prawa. Tłumaczyli to tym, że kłusownicy i mięsiarze pozbawiani są całego majątku (samochodów, sprzętu) przy zwykłej kontroli drogowej, gdy np. kontrolujący stwierdzi, że mają przy sobie złowionych ryb ponad limit. Pięknie by też to u nas wyglądało, ale nasze sądy widzą przy większości rozpatrywanych przypadków niską szkodliwość czynu – prawdopodobnie ze względu niskiej własnej świadomości i wiedzy z tej dziedziny.
Myślę, że zastraszenie to też metoda, ale świadomość, to coś więcej. W końcu jesteśmy Homo Sapiens – myślące istoty i sami powinniśmy wiedzieć, czuć i rozumieć, że jeśli coś zahodujemy, to w przyszłości to nam zaprocentuje. Tu można przytoczyć też opowieść mojego kolegi, który swego czasu rozmawiał ze starym kłusolem (tak dawniej też kłusowali, a i ryb było dużo więcej). Z tej opowieści wysnułem jeden podstawowy wniosek – kłusownicy też mieli zasady. Nigdy nie brali tarlaków. Nigdy nie brali więcej niż było im do życia potrzebne. Nigdy nie „marnowali” ryb zaślepieni chęcią łowienia bez liku. Może warto byłoby przemyśleć ten temat z tej strony??? Zastanowić się czy aż tak bardzo pragniemy tego mięsa???
Mając w zamiarze napisanie kilku słów o nie zabijaniu, o „buziaku i do wody” przejrzałem kilka ładnych stron na necie i znalazłem porównania modeli wędkarstwa w USA, Włoszech i wielu innych cywilizowanych państw, bo nie chciałem kolejny raz przytaczać dostrzeżeń i badań innych ludzi. Każdy kto chce o nich przeczytać i dowiedzieć się więcej wystarczy, że wpisze w gogle hasło Catch & Release i będzie mógł dowiedzieć się wszystkiego.
Najważniejsze jest to by głośno krzyczeć i napiętnować mięsolubnych pseudowędkarzy, a może z czasem i oni zmienią swoje nastawienie i podejście do tegoż jakże pięknego sportu. Te słowa powinny być też przesłaniem, apelem do WSZYSTKICH portali zajmujących się tematyką wędkarską, by promowali ten styl i nie dopuszczali do pokazywania całemu światu zdjęć okazów, rekordów, pięknych zrobionych np w łazience, ogródku itp.
Pamiętajmy – ZŁÓW, ZRÓB ZDJĘCIE i WYPUŚĆ
Foto – wszechobecny internet