Znaczy mieć fart
Maciej Marchwiak (camelot)
2011-11-06
Nareszcie długo oczekiwany jesienny urlop. Więc, jak zwykle, w samolot i do Polski ! Dziesięć dni, to niby dużo czasu i wydawało by się, że wystarczy, - by wypaść gdzieś na ryby. Ale już na tydzień przed wyjazdem wiedziałem, że będzie ciężko. Telefony od klientów upewniały mnie każdego dnia, że czasu będzie naprawdę niewiele. I rzeczywiście ! Od rana w samochód i do późnych godzin wieczornych kolęda po klientach. Do tego jeszcze obowiązkowo wizyty u rodziny, znajomych i przyjaciół. – Ani chwili wolnego czasu dla siebie, choć w bagażniku spining i torba z przynętami. Dni mijają szybko i końca urlopu zaledwie trzy dni. Jest niedziela i ostatnia szansa by odwiedzić swych przyjaciół, którzy mieszkają pod Kaliszem. Telefon . Są w domu i czekają. Szybko robię się na człowieka i w samochód. Mam jakieś dwadzieścia kilometrów drogi, czyli ok dwudziestu minut jazdy. Dopiero po wyjeździe z miasta pomyślałem, że nie wypada jechać w odwiedziny z gołymi rękami. Wypadało by coś kupić ! No ale nie będę się już wracał do miasta. – Kupię coś po drodze. W Brzeziu za skrzyżowaniem jest sklep, więc tam się zatrzymam i coś kupię. Zatrzymuję się więc. – A tu sklep jak na złość zamknięty ! Czuję jak ciśnienie zaczyna mi się podnosić, choć jeszcze nic straconego bo mam po drodze jeszcze conajmniej dwa sklepy, - w Jankowie i w Jatrzębnikach. Ale jest niedziela i późne popołudnie. Więc noga w pedał i jazda ! Dojeżdżając do mostu na Prośnie w Bogusławiu, - zwolniłem. Zaczął mi świtać w głowie zupełnie szalony pomysł. Późno-październikowe słońce nieuchronnie chyliło się ku zachodowi. Czasu najwyżej pół godziny do zmroku. Wrzucam kierunkowskaz i zjeżdżam z szosy w polną drogę wiodącą ku znanej mi miejscówce obok mostu. I po chwili już stoję ze spiningiem nad brzegiem mojej Prosny. – Swoim zwyczajem , przykucnąłem na brzegu wkładając rękę do wody. To taki mój rytuał. Coś jakby przywitanie z rzeką. Jednocześnie wzrokiem zacząłem badać nurt, szukając odpowiedniego miejsca do oddania rzutu. Wiedziałem, że nie ma czasu na ceregiele. – Bo za chwilę zrobi się ciemno. Główny nurt wychodzący z pod mostu podmywa przeciwległy brzeg tworząc pośrodku warkocz, od którego zaczynała się rozległa, , aż pod moje nogi, wolno płynąca cofka. A więc niewiele się zmieniło, od czasu kiedy byłem tu ostatnio. O tej porze roku powinno się coś trafić ! Przecież nie raz wyciągałem tu całkiem fajne kaczodzioby. – Nawet w Nowy Rok ! Więc do dzieła ! Na agrafce ,,sikorka” – więc nie ma zmiłuj !( Na sikorkę - moje opowiadanie... ) Jeśli jakiś szczupły tam siedzi, to musi uderzyć ! ....Rzut ! Unoszę kij w górę by na napiętej żyłce obrotówka samodzielnie weszła w pracę będąc jeszcze na skraju nurtu i pozwalam jej, bez użycia kręcioła, swobodnie wyjść z warkocza. ...Teraz ! – Albo nigdy ! – Myślę sobie po cichu i zwijamwolniusieńko. .... Nagle opór ! - Zaczep ? ... Nie ! ... Szczyt mojej wklejanki wygiął się niebezpiecznie niemal do lustra wody. Co natychmiast kwituję zacięciem. Terkotka oddaje kilka metrów żyłki. A ja zaczynam chyba się modlić ! Unoszę kij i próbuję pompować. ... Próbuję, - bo ryba bije niemiłosiernie. Jezu ! Co to jest ? To wariat nie ryba ! Na szczęście, wklejanka dzielnie odbiera wściekłe szarpnięcia zaciętej ryby. Lewą ręką szukam podbieraka i podprowadzam rybę co raz bliżej, czując jednocześnie, że woda w rzece jest bliska wrzenia, a ryba już prawie na górze. Wolno zanurzam podbierak . Ale szczupak już go zobaczył. Zrobił kozła i wypiął się, pokazując mi tylko swój biały brzuch ! .... Mam 55 lat i do tej pory nie wiedziałem, że umiem aż tak klnąć ! A tak blisko było szczęście ! Dwadzieścia centymetrów. I siedział by w podbieraku ! Nie był to olbrzym. Ale na pewno miał grubo ponad wymiar. Tylko dlaczego się wypiął ? Obrotówka wygląda w porządku. – Biorę kotwiczkę na paznokieć i sprawdzam . ... A niech to licho ! Grot zjechał po paznokciu bez żadnego oporu. I już wszystko wiadomo ! Szybko do torby po pilniczek ! Kilka pociągnięć na każdym ostrzu. I znowu sprawdzian na paznokciu. ... Teraz jest ok ! ....Szybko oddaję rzut w to samo miejsce. Ale bez rezultatu. ... Ponawiam rzut. ... Jest ! Siedzi ! ...Ale już nie ten sam. Po chwili mam go już na trawie. Szybko miarka. – Ma 57 cm. Spoglądam w niebo. Słońca już nie widać i niebo wyraźnie poszarzało. A ja nie daję jeszcze za wygraną ! ... Posyłam jeszcze raz do roboty swoją sikorkę i wyciągam w ciągu kilku następnych minut jeszcze dwa szczupaczki. Jednego mniejszego 52 cm. I drugiego 63 cm. Mam teraz komplet i mogę śmiało ruszać dalej w drogę ! Mam fart ! – Myślę sobie po cichu, wyjeżdżając samochodem z pola na szosę. W ciągu dwudziestu minut cztery sztuki ! Przepraszam ! – Trzy ! – Nie wylądowany się nie liczy ! W Jankowie sklep był otwarty. – Więc dokupiłem tylko jeszcze coś pod rybkę. Gdy dojechałem na miejsce, - było już prawie ciemno. Czy możecie sobie wyobrazić zdumienie mych przyjaciół, gdy wyjąłem z bagażnika złowione po drodze szczupaki ? .... Zacząłem się zastanawiać. Jak to się stało ? Czy ja naprawdę miałem aż taki fart ? Czy może to sprawka tej pięknej rzeki i jej magii ? Myśli te nie dawały mi spokoju. I kiedy późną nocą wracałem do domu, zatrzymałem się przy moście. Zszedłem na dół. Zanurzyłem rekę w rzece by poczuć jej energię. A może po prostu podziękować za tak chojny prezent ! W ciemnościach dochodziły z rzeki jakieś łomoty. Nie wiem co to było ? Może bicie suma ? A może odgłosy grasujących bobrów ? Ciągle miałem jeszcze przed oczami biały brzuch wypinającego się przed podbierakiem szczupaka. Na zajutrz, po obiedzie, nie wytrzymałem ! Pojechałem znów pod most. Coś mnie tam ciągnęło. Nie dawało spokoju. ...Oddałem kilka rzutów we wczorajsze miejsce. I wycholowałem go ! Jestem przekonany, że to ten sam , któremu wczoraj nie podobał się mój podbierak ! Walczył zupełnie tak samo. Tylko, że ja byłem teraz lepiej przygotowany. Zmierzyłem go. Miał 75 cm. I raczej był dobrze odżywiony. Zrobiłem więc pamiątkową fotkę i zwróciłem go rzece. Wczoraj potrzebne mi były ryby i rzeka dała mi je. - A ten szczupak, - nie był mi przecież tak bardzo potrzebny ! Może znów kiedyś będę miał fart ?