Oszukany przez okonie
użytkownik 15975
2009-12-27
Na ten wielki brzuch po świętach ciężko cokolwiek włożyć, nie dość, że w kurtce moro nie ma jednego guzika, to kamizelka ledwo co się dopina. Schylając się muszę wydawać dziwne dźwięki typu 'uuuuuuh', by spuścić z siebie powietrze i zawiązać buta. Do plecaka wyciągniętego z szafy pakuje kolejno: pudełko z przynętami, bluzę ( w zapasie, jakby się okazało, że zima ma jednak przyjść), ubranie przeciwdeszczowe i inne takie rzeczy zbędne/niezbędne w brodzeniu przed rzeką i szukaniu zwierzyny wodnej (tzw. ryby). Gdy już sturlałem się ze schodów a to przecież czwarte piętro jest, zapakowawszy graty, wyruszyłem.
Zaparkowałem na polanie, gdzie już było poorane i śnieg który stopniał stworzył na współę z lepka ziemię zaporę nie do przejechania. Wytarmosiłem go jakoś w miarę twarde miejsce, plecak zarzuciłem na grzbiet i poszedłem na miejscówkę. Ot tak, musiałem iść bo droga (w sumie dobrze jakby to była droga - rozjechane przez traktory dwa pasy) była zupełnie nieprzejezdna (coś jak nasza krajowa 16-tka).
Pierwszy rzut oka na taflę wzbudził we mnie małe zwątpienie, od brzegu widniał jeszcze lód i nie wiadomo było czy dalej, do mojego pierwotnego celu, tez nie będzie takich problemów.
Cóż, problemów z lodem nie było ale okazały się znajdywać tam inne problemy - zaczepy, drzewa na jesień pogubiły liście wraz z gałązkami, a mój okoniowy zestaw nie był przygotowany na takie katusze, więc przy którymś zaczepie się musiał poddać. Jeden twister koloru żółtego poszedł popływac z rybkami... Taaaaa z rybkami, jak tu ANI JEDNEJ RYBY NIE BYŁO. Stałem tak sobie jak ten kołek i machałem, to tu to tam... w dolinki z ciepłą wodą, to pod prąd, pod drzewko, pod krzaczki... I tak po godzinie czasu straciłem cierpliwość i postanowiłem iść pod kanał, ptaszyska tam były więc może będzie i ryba...
Trafiłem więc na miejscówkę z kanałem (zdjęcie nr 3). Co się okazuje? Skubnięcia są, są i to dużo, ale tylko zaczepów, liści i innego barachła, które teraz zamieszkuje wodę zamiast chcianych przeze mnie ryb. Okonie maja mnie w swoim pasiastym nosie i zacierają ręce, że takiego gamonia na dwór i nad rzekę w taką pogodę wyciągnęły... Ale nie liczy się przecież tylko połów a i obcowanie z natura, owszem, ale jak to mowią zimno było jak w psiarni i wiatr dość nie przyjemny.
No nic w tym roku to chyba ostatni wypad ze spiningiem, ale może się coś jeszcze wyjaśni :)
Mam jeszcze jedną miejscówkę dobra na okonia, ale z szybszym nurtem, czy będą skubały - się okaże.
Pozdrawiam i do zobaczenia na wodą!
Maciek 'macieksig' Sigiel