Zalew Sulejowski-lipcowy urlop
Grzegorz Leśniak (zegar)
2010-08-13
W ten sposób zostanie zniszczona przez słońce i ptaki. Narybku było sporo, w większości płoci. Bo podobnież według badań ichtiologów leszcza na zalewie jest w bród i grozi przeleszczeniem. Będą wtedy karłowacieć itp. Coś mi się jednak nie zgadzało to z połowami wędkarzy, niektórzy dziennie łowili po dziesięć –piętnaście sztuk leszcza, po około dwóch i więcej kilogramów. Brzegi były obstawione od rana do rana. Czyli brak ryby nie groził, wręcz przeciwnie- według R.A.P.R. taka ilość białej ryby do wzięcia jest ciut za duża.
Brały też miętusy (tak, tak), płocie, okonie i w mniejszych ilościach sumy. Pogoda w przeważającej części była słoneczna, zdarzały się przelotne burze. Większość wędkarzy łowiła na koszyczki, zakładając na haczyk białe robaki, pinki, lub makaron (gwiazdki). Jeśli trafiło się na stado leszczy to wokół wszyscy mieli ręce pełne wędzisk. Najczęściej podchodziły takie w granicach dwóch- trzech kilo. Gdy brały mniejsze, trzeba było
rzucać ze dwa metry dalej.
Zapraszałem kolegów na rybki, nie wszyscy dojechali. Odmeldował się Darek alias kuna z portalu, który przez nockę dorwał piękne leszcze i Darek alias piahoo ze swoim przemiłym goldenem retriverem Gapciem. Przyjechał też dwa razy połowić młody wędkarz Piotrek Kasperczyk, alias Mcmany, który łowił pod moją opieką. Każdy z nich nie wracał o kiju. Nawet Piotr złowił ładne sztuki. Poznałem też wędkarza, który na co dzień jest strażakiem w Łodzi- Rafała. Łowił koncertowo. Nawet wybraliśmy się na nockę połowić, gdzie padło parę leszczy. Ogólnie pisząc, jeśli na kolację potrzebowałem rybkę, nie był to żaden problem.
Rybki brały w dzień, w nocy, w południe. Nie raz zależało to od wyboru miejsca i sposobu podania przynęty. Miałem to szczęście, że woda w okolicy stanicy nie kwitła. Łowiłem też z Darkiem (piahoo) z łódki- spiningowaliśmy- około dwóch godzin, ale nic nie „ ugryzło”. To samo było, gdy się wybrałem ze strażakiem Rafałem. Tu już mieliśmy łódkę z napędem motorowym, dopłynęliśmy aż do Marzęcina. Woblery, rippery, twistery, blachy- częste ich zmiany nie znalazły chętnych do pobicia. Okonki w granicach dwudziestu pięciu centymetrów niektórzy łowili (po dwie, trzy sztuki.). Jednym zdaniem warto było się wybrać nad zalew Sulejowski. Ryba jest, w przeważającej części leszcz. Ale i sumy po wyżej metra też biorą. Może słabiej w tym roku z sandaczem. Myślę, że moja relacja z tych dni urlopowych zachęci kolegów do wędkowania nad tym akwenem. Pozdrawiam…